Adelia, skończywszy je wąchać, uniosła wzrok.
– Mówisz, że nie było tu żadnego truciciela? Twoich kucharzy należałoby za to wtrącić do lochu.
– Nonsens – odparła zakonnica. – Trochę brudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Jednak pociągnęła swojego ogara za obrożę, by nie lizał jakiejś nieznanej masy przylepionej do półmiska na podłodze. Przeorysza, gdy doszła już do siebie, oznajmiła:
– Płacę medykowi Mansurowi, żeby moje mniszki wydobrzały, a nie żeby jego podwładna myszkowała po obejściu.
– Mansur mawia, że dbałość o pacjenta równa się dbałości o jego obejście.
Adelia nie dawała za wygraną. Najciężej chorym zaaplikowała pigułki z opium, aby powstrzymać konwulsje. Dopóki kuchnia nie zostanie doprowadzona do porządku, to poza umyciem pozostałych cierpiących i podaniem im do picia przegotowanej wody, czym zajęły się Gyltha i Matylda, niewiele można będzie zdziałać.
Medyczka odwróciła się do Matyldy B., albowiem jej przypadła owa herkulesowa praca.
– Dasz sobie radę, malutka? Oczyścisz tę stajnię Augiasza?
– To oni też trzymali tutaj konie? – Dziewczyna, podwijając rękawy, rozejrzała się wokół.
– Całkiem możliwe.
Adelia, idąc w ślad za urażoną przeoryszą, ruszyła na obchód klasztoru. Na półkach w refektarzu stały poopisywane słoje, które dobrze świadczyły o znajomości ziół przez siostrę Otylię, chociaż znajdowała się tam również spora ilość opium. Zdaniem medyczki zbyt spora. Znając moc tego specyfiku, trzymała swój mały zapas dobrze schowany.
Woda w konwencie okazała się nieskażona. Zabarwione torfem, ale czyste źródło było ujęte w kanał, który biegł pomiędzy budynkami. Przede wszystkim służył do zaspokajania potrzeb kuchni i dostarczania ryb do klasztornego kociołka, następnie wody do pralni, potem do umywalni, aż wreszcie strumyk spływał łagodnym zboczem pod długą ławką z wieloma otworami, stanowiącą wychodek. Sama ławka wyglądała na dosyć czystą, chociaż nikt nie oczyszczał ścieku pod nią już od wielu lat. Pracę tę Adelia zarezerwowała dla przeoryszy, nie widząc powodu, aby zajmowała się tym Gyltha czy Matyldy.
Ale to później. Zrobiwszy wszystko, co w jej mocy, by stan pacjentek bardziej się nie pogorszył, całą energię skupiła na ratowaniu im życia.
Przeor Gotfryd przybył zaś, aby ratować ich dusze. To było szlachetne z jego strony, zważywszy na niechęć panującą między nim a przeoryszą. Stanowiło też akt odwagi. Ksiądz, który zazwyczaj wysłuchiwał spowiedzi sióstr, odmówił wizyty, bojąc się zarazy, i wysłał zamiast tego list zawierający odpuszczenie wszelkich grzechów, jakie tylko mniszki mogły popełnić.
Padało. Gargulce wypluwały wodę z dachu nad krużgankami prosto na zaniedbany ogród pośrodku dziedzińca. Przeorysza Joanna powitała zakonnika, dziękując mu ze sztywną uprzejmością. Adelia zabrała mokry płaszcz Gotfryda, aby wysechł w kuchni.
Do czasu jak wróciła, przeor Gotfryd był już sam.
– Niech Bóg strzeże tę kobietę – powiedział. – Myślę, że ona podejrzewa, iż przyjechałem, aby ukraść jej kości świętego Piotrusia, teraz, kiedy jest w takiej niedoli.
Adelia ucieszyła się, że go widzi.
– Wszystko u ciebie w porządku, przeorze?
– Całkiem nieźle. – Mrugnął do niej. – Na razie, on działa dobrze. Był szczuplejszy, niż kiedy spotkała go po raz ostatni, zdawał się też mniej ociężały. Uradowało ja to, podobnie jak posługa, z którą przybył.
– Ich grzechy zdają się niewielkie, tyle że nie w ich mniemaniu – powiedziała o mniszkach.
Siostry, w chwilach największej męki, kiedy sądziły już, że są bliskie zgonu, wyznały większość win, przez które obawiały się ognia piekielnego.
– Siostra Walburga zjadła trochę kiełbasy, jaką wiozła w górę rzeki dla pustelniczek, ale sądząc z jej wyrzutów sumienia, to można by sądzić, że była jeźdźcem Apokalipsy i nierządnicą babilońską w jednym.
W rzeczy samej, medyczka już zdążyła przekonać się o niesłuszności oskarżeń, jakie wysuwał wobec zakonnic brat Gilbert. Lekarz poznaje od swoich ciężko chorych pacjentów wiele sekretów, dowiedziała się zatem, że te kobiety są co prawda leniwe, niezdyscyplinowane i w większości nieuczone, co wszystko zresztą dawało się wytłumaczyć zaniedbaniami, których dopuściła się przeorysza -jednak nie są rozwiązłe.
– Chrystus wybaczy tę kiełbasę – poważnie stwierdził przeor Gotfryd.
Do czasu, gdy skończył spowiadać siostry na parterze budynku, zapadł już zmrok. Adelia czekała na niego pod celą siostry Weroniki, na samym krańcu rzędu izb, tak aby oświetlić drogę na piętro.
Zatrzymał się na chwilę.
– Udzieliłem siostrze Otylii ostatniego namaszczenia.
– Przeorze, mam nadzieję, że jeszcze da się ją uratować. Poklepał japo ramieniu.
– Nie, nawet jeśli potrafisz czynić cuda, moje dziecko. – Obejrzał się ku celi, z której właśnie wyszedł. – Żal mi siostry Weroniki.
– Mnie też. – Młoda zakonnica czuła się znacznie gorzej, niż powinna.
– Spowiedź jej nie ulżyła – oznajmił przeor Gotfryd. – To może być właśnie krzyż takich świątobliwych osób jak ona, że za bardzo obawiają się Boga. Dla Weroniki krew Pana naszego wciąż jest świeżo przelana.
Adelia pomogła mu, przy akompaniamencie utyskiwań, wejść po schodach śliskich od deszczu i wróciła na dół, do celi siostry Otylii. Infirmariuszka leżała już od wielu dni, jej ręce chude jak patyki, pokryte wżartym brudem, łapały koc, starając się go zrzucić.
Lekarka przykryła ją, starła nieco oleju z ostatniego namaszczenia, spływającego po czole i spróbowała nakarmić przyniesioną przez Gylthę galaretką z cielęcych nóg. Stara kobieta zacisnęła wargi.
– To ci doda sił – zaklinała Adelia.
Nie było dobrze. Dusza Otylii chciała już się wydostać z wycieńczonego ciała.
Zostawienie jej teraz samej było wręcz dezercją, ale Gyltha i Matyldy wychodziły na noc, chociaż niechętnie, i lekarka musiała nakarmić wszystkie mniszki, zdana tylko na własne siły oraz na przeoryszę.
Walburga, ta siostra Tłuścioszka, o której mówił Ulf, teraz znacznie chudsza, oznajmiła:
– Pan mi wybaczył. Chwalmy Pana.
– Tak właśnie myślałam. No, otwórz buzię. Po kilku łyżkach jedzenia mniszka znowu się zatroskała.
– Kto teraz nakarmi pustelniczki? To będzie już w ogóle okropne, jak one się zagłodzą na śmierć.
– Powiem o tym przeorowi Gotfrydowi. No, otwieraj usta. Jedna łyżeczka za Boga Ojca. Grzeczna dziewczynka, jedna za Ducha Świętego…
Siostra Agata w celi obok po trzech łyżkach dostała ataku torsji.
– Nie przejmuj się – powiedziała medyczce, ocierając usta. – Jutro już mi będzie lepiej. Co u innych? Chcę znać prawdę.