Выбрать главу

Adelia lubiła Agatę, mniszkę, która była na tyle dzielna czy też na tyle pijana, żeby prowokować brata Gilberta podczas uczty w Grantchester.

– Większość czuje się lepiej. – A potem w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie, dodała jeszcze: – Ale siostra Otylia i siostra Weronika wciąż nie mają się tak dobrze, jakbym chciała.

– Och, tylko nie Otylia – szybko powiedziała Agata. – Ten kochany, stary chudzielec. Maryjo, Matko Boża, wstaw się za nią.

A Weronika? Za nią Maryja nie miała się wstawiać? To pominięcie zdało się dziwne, zwłaszcza że zdarzało się ciągle, zawsze gdy chore pytały o swoje siostry w Chrystusie. Interesowała się nią tylko Walburga, mającą mniej więcej tyle samo lat.

Może odpychały je uroda i młodość dziewczyny, podobnie jak fakt, że najwyraźniej była faworytą przeoryszy.

Zaiste, faworytą, pomyślała Adelia. Na twarzy Joanny, kiedy oglądała mękę Weroniki, widziała udrękę świadczącą o wielkiej miłości. Lekarka, wyczulona na miłość we wszystkich jej formach, złapała się na tym, że szczerze żałuje tej kobiety, i zastanawia się, ile energii musi wkładać w łowy, aby odsuwać od siebie tę namiętność. U niej, jako mniszki, zwłaszcza zajmującej wysokie stanowisko, na pewno wywoływała ogromne wyrzuty sumienia.

Czy siostra Weronika wiedziała, że jest obiektem pożądania? Przypuszczalnie nie. Jak powiedział przeor Gotfryd, ta dziewczyna miała w sobie coś nieziemskiego, co widać było po jej życiu duchowym, którego brakowało reszcie konwentu.

Jednak pozostałe zakonnice musiały wiedzieć. Młoda mniszka nie skarżyła się, ale siniaki na jej skórze wskazywały na to, że ją bito.

Kiedy Gotfryd odwiedził już chore z górnych cel, Adelia kazała mu umyć ręce w gorzałce. Rozbawiło go to.

– Zazwyczaj stosuję ją wewnętrznie. Jednakowoż nie kwestionuję niczego, co każesz mi zrobić.

Odprowadziła przeora do furty, gdzie stajenny czekał już na niego z dwoma końmi.

– Co za pogańskie miejsce – powiedział duchowny, ociągając się z wyjazdem. – Może to kwestia architektury albo barbarzyńskich mnichów, którzy to zbudowali, ale kiedy tu jestem, zawsze bardziej czuję obecność rogatego boga niźli światłości i teraz wcale nie mam na myśli przeoryszy Joanny. Już samo ułożenie cel… – Skrzywił się. – Niechętnie zostawiam tu ciebie, samą, bez pomocy.

– Mam Gylthę i dwie Matyldy – odparła Adelia. – I oczywiście, Stróża.

– Gyltha jest z tobą? To dlaczego jej nie widziałem? No, to nie ma się czym przejmować. Ta kobieta potrafi załatwić siły ciemności jedną ręką.

Pobłogosławił ją. Stajenny wziął od Gotfryda pudełko z krzyżem, schował do sakwy przy siodle, pomógł kanonikowi wsiąść na konia i obaj zniknęli w mroku.

Przestało padać, ale księżyc, który powinien być już w pełni, zasłaniały gęste chmury. Pod odjeździe przeora Adelia stała jeszcze chwilę, wsłuchując się w stukot podków, rozchodzący się wśród ciemności.

Nie powiedziała duchownemu, że Gyltha nie zostaje na noc i że ona sama właśnie nocy się lęka.

– Pogańskie miejsce – rzuciła na głos. – Nawet przeor to czuje. Wróciła do wirydarza, jednak zostawiła otwartą furtę. Na zewnątrz konwentu nie znajdowało się nic, czego by się obawiała, ona bała się klasztoru. Nie było w nim czym oddychać, nie było bożej światłości, nie było okien, nawet w kaplicy, tylko wąskie szczeliny w murach z ciężkiego, pozbawionego ozdób kamienia. Ów materiał pokazywał, w obronie przed jaką dzikością tutaj budowano.

Ale ta dzikość i tak dostała się do środka, pomyślała Adelia. Wznoszący się w kaplicy ohydny, pradawny masyw grobowca ozdabiały rzeźbione wizerunki gryzących się wilków i smoków. Na ołtarzu zdobne ramy otaczały jakąś postać z uniesionymi ramionami, może świętego Łazarza, chociaż światło świec nadawało jej demonicznego wyglądu. Liściaste dekoracje, wieńczące łuki wejść do cel, naśladowały groźny gąszcz oplatający kolumny bluszczem i pnączami.

Nocą, siedząc przy posłaniu mniszki, Adelia, która nie wierzyła w diabła, spostrzegła, że nasłuchuje go i otrzymuje odpowiedź pod postacią sowiego pohukiwania. Dla medyczki, tak jak dla przeora Gotfryda, owe dwadzieścia dziur, dziesięć na górze, dziesięć na dole, w których ulokowano zakonnice, wzmacniało tylko poczucie obcowania z jakimś dawnym barbarzyństwem. Kiedy szła od celi do celi, musiała przywoływać odwagę, by chodzić po tych paskudnych, czarnych stopniach i wąskiej, prowadzącej do nich półce.

Za dnia, kiedy Gyltha i Matyldy już wróciły, przynosząc ze sobą zgiełk i zdrowy rozsądek, lekarka pozwoliła sobie na godzinę czy dwie odpoczynku w kwaterze przeoryszy, ale nawet wtedy owe dwa rzędy cel wciskały się do jej pełnej wyczerpania drzemki, tak jakby były grobowcami jaskiniowców.

Następnego wieczoru, kiedy poszła wzdłuż krużganków, aby zajrzeć do siostry Weroniki, światło jej latarni tak zamigotało na paskudnych głowach u kapiteli kolumn, że wyglądały niczym żywe. Szczerzyły się do niej. Cieszyła się, że u boku ma psa.

Weronika rzucała się na swoim posłaniu, przepraszając Boga za to, że nie umiera.

– Wybacz mi, Panie, że nie jestem z Tobą. O, Panie, porzuć swój gniew, wybacz moje przewiny, jako że przyszłabym do Ciebie, gdybym tylko mogła…

– Bzdura – powiedziała jej Adelia. – Bóg jest z ciebie całkowicie zadowolony i chce, żebyś żyła. Otwórz usta i zjedz trochę tej pysznej galaretki z cielęcych nóg.

Ale Weronika, podobnie jak Otylia, niczego nie jadła. Wreszcie Adelia dała jej pół opiumowej pigułki i siedziała przy niej, aż narkotyk zaczął działać. To była najskromniejsza cela spośród wszystkich dwudziestu, jej jedyną ozdobę stanowił krzyż, podobnie jak wszystkie ścienne krucyfiksy tutaj, upleciony z łoziny.

Gdzieś wśród mokradeł zabuczał bąk. Na kamienie na zewnątrz kapała woda z regularnością działającą medyczce na nerwy. Słyszała odgłosy wymiotów, dobiegały z celi siostry Agaty, gdzieś dalej w krużgankach. Poszła do niej.

Wyszła z dziedzińca, aby opróżnić nocnik. Kiedy wracała, chmury przesunęły się nieco, dopuszczając trochę księżycowego światła i Adelia ujrzała postać mężczyzny obok jednej z kolumn podtrzymujących przejście.

Zamknęła oczy, potem otwarła je i ruszyła przed siebie.

To było złudzenie, wywołane grą cieni i lśnieniem deszczu. Nikogo tam nie było. Położyła dłoń na kolumnie, aby oprzeć się na chwilę, oddychała ciężko. Ta postać miała rogi. Stróż chyba niczego nie spostrzegł, ale on rzadko cokolwiek zauważał.

Jestem bardzo zmęczona, pomyślała.

Przeorysza Joanna krzyknęła z celi Otylii przenikliwym głosem…

Kiedy już odmówiły modlitwy, Adelia i przeorysza zawinęły ciało infirmariuszki w całun i przeniosły do kaplicy, trzymając między sobą. Położyły na katafalku zaimprowizowanym z dwóch stołów okrytych suknem, u wezgłowia i u stóp ustawiły zapalone świece.

Przeorysza została, aby odśpiewać requiem. Medyczka wróciła do celi, chcąc czuwać przy Agacie. Wszystkie mniszki spały, co stanowiło dla niej ulgę. Nie powinny dowiedzieć się o śmierci jednej z nich aż do ranka, kiedy będą już silniejsze.