– Ujmując rzecz metaforycznie, mistrzu Szymonie, trzymacie mnie teraz za jaja. Czyż mógłbym zawieść wasze zaufanie, skoro wy zdołalibyście łatwo pomścić zdradę, mówiąc miejskiemu heroldowi, iż ja, kanonik z klasztoru Świętego Augustyna, osoba o dużym znaczeniu w Cambridge i nie chwaląc się, także w dalszych rejonach kraju, nie tylko złożyłem swój wstydliwy członek w dłonie kobiety, ale także miałem wsuniętą weń trzcinę? Jakże, parafrazując nieśmiertelnego Horacego, zagrano by to w Koryncie?
– Aha – odparł Szymon.
– Zatem, mów bez obaw, mistrzu Szymonie. Zaspokój ciekawość starego człowieka.
Szymon powiedział. Przybyli, aby odkryć, kto morduje i uprowadza dzieci z Cambridge. Nie należy sądzić, że ich misja ma wkraczać w kompetencje miejscowych urzędników, tylko…
– …tylko że śledztwo prowadzone przez zwierzchność czasem zamyka więcej ust, niźli otwiera, zaś wy, incognito i lekceważeni…
Na miejscu Szymona właśnie na to położyłby nacisk. Nie chodziło o wtrącanie się w cudze sprawy. Skoro jednak poszukiwania mordercy się przedłużają, wyjątkowo szczwanego i nikczemnego mordercy, to trzeba podjąć specjalne kroki…
– Nasi mocodawcy, ci, którzy nas przysłali, zdają się sądzić, że pani Adelia i ja mamy odpowiednie umiejętności, jeśli chodzi o takie sprawy…
Przeor Gotfryd, przysłuchując się opowieści o misji, dowiedział się też, że Szymon z Neapolu jest Żydem. Poczuł nagły przypływ paniki. Jako zwierzchnik wielkiego klasztoru odpowiadał za stan świata, kiedy Bóg przyjrzy mu się w Dzień Sądu, co mogło nastąpić w każdej chwili. Cóż winien rzec Wszechmogącemu, który wszak mówił, że ustanowiona ma zostać jedna prawowita wiara? Jak wyjaśni przed tronem Bożym istnienie nieochrzczonej infekcji w tym, co powinno być niepodzielnym i zdrowym ciałem? Jak wytłumaczy się z tego, że nic nie uczynił?
Humanizm walczył w nim z naukami pobranymi w seminarium -i wygrał. To był bój toczony od dawna. Cóż mógł zrobić? Nie należał do tych, którzy pochwalali wytępienie Żydów, nie chciał patrzeć, jak ich dusze, jeśli oni mają dusze, są kaleczone i słane do otchłani. Nie tylko więc nie tępił Żydów z Cambridgeshire, ale chronił ich, choć czynił srogie wyrzuty innym duchownym za popieranie grzechu lichwy poprzez pożyczanie od nich pieniędzy.
A teraz sam zaciągnął dług u Żyda – winien był mu życie. I zaiste, gdyby ten człowiek, nieważne czy Żyd, czy nie, zdołał wyjaśnić sprawę, przez którą cierpiało Cambridge, wtedy przeor stanąłby po jego stronie. Dlaczego jednak przyprowadził ze sobą medyka, medyka niewiatę?
Zatem przeor Gotfryd słuchał opowieści Szymona, a jego zdumienie zastąpiła troska – frasował się zwłaszcza otwartością tego człowieka, cechą, której do tej pory nie przypisywał jego rasie. Zamiast sprytnych wybiegów słyszał prawdę.
Pomyślał sobie: Nieboraku, tak niewiele trzeba, abyś wyjawił swoje sekrety. On przecież był tak naturalny, nie miał w sobie żadnej chytrości. Któż go przysłał, nieboraka?
Kiedy Szymon skończył, zapadła cisza, przerywana tylko śpiewem kosa na dzikiej wiśni.
– Zostałeś zatem przysłany przez Żydów na ratunek Żydom?
– Nie całkiem, mój panie. Głównym graczem w tej materii zdaje się król Sycylii, jak wiesz, Normandczyk. Sam się temu dziwowałem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wmieszane są w to jeszcze inne siły; zwłaszcza że nie sprawdzano nam glejtów w Dover, co sprawia, że myślę, iż angielskie władze nie są aż tak nieświadome tego, po co przybyliśmy. Zapewniam, że jeśli Żydom udowodni się tę straszliwą zbrodnię, chętnie sam pomogę mocować sznur, na którym ich powieszą.
Dobrze. Przeor na to przystał.
– Czy mogę jednak spytać, dlaczego niezbędna do tego przedsięwzięcia była obecność tej niewiasty, medyka? Naprawdę, taki rara avis, jeśli zostanie odkryty, przyciągnie bardzo niepożądaną ciekawość.
– Ja też miałem początkowo wątpliwości – przyznał Szymon. Wątpliwości? Szczerze mówiąc, był przerażony. Płeć medyka, który miał mu towarzyszyć, pozostawała nieznana aż do chwili, gdy orszak Adelii wszedł na statek do Anglii. Wtedy zaś było już za późno na protesty, ale mimo to protestował. Gordinus Afrykańczyk, największy z medyków i najbardziej naiwny z ludzi, wziął jego gestykulację za pożegnalne machanie i także mu machał, aż odległość między burtą a nadbrzeżem całkiem ich rozdzieliła.
– Miałem wątpliwości – powtórzył – choć niewiasta okazała się skromna, rozumna i znakomicie zna angielski. Niemniej… – Szymon rozpromienił się, jego pomarszczona twarz pomarszczyła się jeszcze bardziej w grymasie zadowolenia. To sprawiło, że przeor odwrócił swoją uwagę od pewnej drażliwej kwestii. Będzie jeszcze czas, aby dowiedzieć się o niezwykłych umiejętnościach Adelii, lecz teraz jeszcze nie nadszedł. – Jak powiedziałaby moja żona, Pan chadza własnymi ścieżkami. Dlaczegóż inaczej ona miałaby znaleźć się w pobliżu w godzinie waszej największej potrzeby?
Przeor Gotfryd przytaknął powolnym ruchem. Bez wątpienia. Już zdążył paść na kolana, aby podziękować Bogu Wszechmogącemu za postawienie ich na jego drodze.
– Pomocne będzie, zanim dotrzemy do miasta – łagodnie naciskał Szymon z Neapolu – gdy dowiemy się więcej o zabójstwie dziecka i jak doszło do zaginięcia dwojga pozostałych…
Pozwolił, aby jego słowa zawisły w powietrzu.
– Dzieci – powiedział w końcu przeor Gotfryd ciężkim głosem. – Muszę powiedzieć ci, mistrzu Szymonie, że gdy ruszaliśmy do Canterbury, liczba tych zaginionych dzieci wynosiła już nie dwoje, ale troje. Zaiste, gdybym nie ślubował odbyć tej pielgrzymki, nie opuściłbym Canterbury z obawy, że ta liczba może jeszcze się zwiększyć. Niechaj Bóg zlituje się nad ich duszami, wszyscy lękamy się, że te maleństwa mógł spotkać taki sam los jak pierwsze, jak Piotra. Że zostały ukrzyżowane.
– Nie z rąk Żydów, mój panie. Nie krzyżujemy dzieci. Ukrzyżowaliście Syna Bożego, pomyślał przeor. Nieboraku, jeśli przyznasz się tam, dokąd zmierzasz, że jesteś Żydem, rozerwą cię na strzępy. I twoją medyczkę razem z tobą.
Do licha, pomyślał, powinienem włączyć się do tej sprawy.
– Muszę ci rzec, mistrzu Szymonie – oznajmił – że tutejsi są niebywale wściekli na Żydów. Lękają się, że nadal zabierać im się będzie ich latorośle.
– Panie, a jakie śledztwo przeprowadzono? Jakie są dowody pozwalające oskarżać Żydów?
– Oskarżenie padło niemal od razu – powiedział przeor Gotfryd. -I obawiam się, że nie bez przyczyny.
Geniusz Szymona Menahema jako agenta, detektywa, pośrednika, wywiadowcy i szpiega – bo tak naprawdę znał się doskonale na każdym z owych zajęć – polegał na tym, iż ludzie brali go właśnie za tego, na kogo wyglądał. Nie potrafili uwierzyć, że ten mizerny, nerwowy człowieczek, tak bezpośredni, wręcz naiwny, ten, który chętnie dzielił się informacjami, w dodatku poufnymi, że on zdołałby ich przechytrzyć. Dopiero gdy zawarto już umowę oraz przypieczętowano układ, pojawiało się drugie dno i rozumieli, że Szymon osiągnął dokładnie to, czego chcieli jego chlebodawcy. Ale mogli sobie wtedy mówić: „to przecież taki nieborak".