– Adelio, och, mój los jest ciężki przez ciebie. – Usta mu drżały. -Pragnę cię.
– Wiem. – Czuła to. Udał, że wzdycha.
– Niełatwo będzie uprawiać miłość z kobietą o połamanych żebrach.
– Spróbuj – zachęciła.
– O Chryste – rzekł surowo. I zaniósł ją do łóżka. I spróbował. I wyszło mu bardzo dobrze. Wpierw tulił ją, przemawiał pięknymi słowy po arabsku, bo ani angielski, ani francuski nie starczały, aby wyrazić, jakże była dla niego piękna, nawet z podbitym okiem. Potem zaś oparł swój ciężar na ramionach, aby jej nie zgnieść.
A ona wiedziała, że jest dla niego piękna, tak jak on jest piękny dla niej i że to właśnie jest cielesna miłość, to pulsowanie, szalona jazda do gwiazd i z powrotem.
– Mógłbyś to zrobić raz jeszcze? – poprosiła.
– Dobry Boże, kobieto. Nie, nie mógłbym. No, jeszcze nie teraz. To był ciężki dzień.
Jednak po chwili spróbował i udało mu się równie dobrze. Brat Swithin nie obdarzył ich zbyt hojnie świecami, wszystkie się wypaliły, pogrążyli się więc w półmroku za sprawą deszczu, co wciąż siekł w okiennice. Adelia leżała skulona, przytulona do ramienia kochanka, wdychając cudowny zapach mydła oraz potu.
– Tak bardzo cię kocham – powiedziała.
– Czy ty płaczesz? – Usiadł.
– Nie.
– Tak, ty płaczesz. Czasem kobietom zdarza się to po szczytowaniu.
– No pewnie, przecież wiesz. – Otarła oczy grzbietem dłoni.
– Kochanie, to już koniec. On nie żyje, ona zaś zostanie… no, zobaczymy. Ja zostanę nagrodzony, tak jak na to zasługuję, ty też, chociaż na nic nie zasłużyłaś. Henryk da mi jakąś miłą baronię, gdzie oboje będziemy obrastać w sadło i dochowamy się tuzinów miłych, tłuściutkich baroniąt.
Wyszedł z łóżka, sięgnął po ubranie.
Nie ma płaszcza, pomyślała. Zostawił go gdzieś poza komnatą, razem z głową Rakszasy w środku. Za tymi drzwiami zostało wszystko, co straszne. A jedyne wszystko, które ty i ja będziemy kiedykolwiek mieć, jest teraz z nami.
– Nie idź – poprosiła.
– Wrócę. – Jego myśli już od niej odeszły. – Nie mogę zostać cały dzień, zmuszany do tego, aby dogadzać nienasyconym kobietom. Jest wiele rzeczy do zrobienia. Połóż się spać.
I wyszedł.
Mogłabym być z nim na zawsze, mogłabym mieć jego i nasze małe baronięta, pomyślała, wciąż patrząc na drzwi. Czymże jest udawanie medyka w porównaniu z takim szczęściem? Niczym. Kimże są zmarli, aby zabierać mi życie?
Uporządkowawszy sobie te sprawy, położyła się, zamknęła oczy, ziewając, nasycona. Ale kiedy osuwała się w sen, jej ostatnia świadoma myśl dotyczyła łechtaczki i tego, jakże zaskakujący i cudowny to organ. Następnym razem, gdy będzie robiła sekcję zwłok kobiety, musi poświęcić mu więcej uwagi.
Zawsze, wszędzie pozostawała medykiem.
Obudziła się, protestując przeciwko temu, że ktoś ciągle powtarza jej imię, chciała dalej spać. Poczuła ostry zapach ubrań trzymanych w mięcie z obawy przed molami.
– Gyltha? Która godzina?
– Nocna. Czas wstawać, dziewczyno. Przyniosłam ci świeże ubrania.
– Nie! – Wciąż czuła się zesztywniała, bolały ją siniaki. Zostaje w łóżku. Zdobyła się tylko na małe ustępstwo, otwierając jedno oko. – Co z Ulfem?
– Śpi snem sprawiedliwych. – Szorstka dłoń Gylthy musnęła policzek Adelii. -Ale oboje musicie wstawać, zgromadzili się różni wielmoże i chcą, żebyście odpowiedzieli im na pytania.
– Spodziewałam się tego – oznajmiła medyczka zmęczonym głosem. Szybko wzięli się do sądzenia. Zeznania jej i Ulfa mogły okazać się kluczowe, ale istniały też rzeczy, o których lepiej było sobie nie przypominać.
Gyltha poszła po coś do jedzenia, kawałki bekonu pływające w gęstej, smakowitej polewce, zaś Adelia poczuła się tak głodna, że aż dźwignęła się do pozycji siedzącej.
– Sama umiem jeść.
– Nie, do licha, nie umiesz! – Nie potrafiąc znaleźć stosownych słów, swoją wdzięczność za bezpieczny powrót wnuka Gyltha najlepiej mogła wyrazić, wpychając Adelii do ust łyżki pełne strawy, niczym małemu pisklakowi.
Było też jeszcze jedno pytanie, które należało zadać między kęsami bekonu.
– Gdzie oni zamknęli…?
Nie potrafiła się zmusić, aby wypowiedzieć imię obłąkanej kobiety. Właśnie dlatego, że jest obłąkana, pomyślała, czując jeszcze większe zmęczenie, muszę przypilnować, żeby jej nie torturowali.
– W izbie obok. Usługują jej niczym królewnie. – Usta Gylthy pomarszczyły się jakby dotknięte kwasem. – Oni w to wszystko nie wierzą.
– W co nie wierzą? Kto nie wierzy?
– W to, że ona robiła… te rzeczy razem z nim. Gyltha też nie potrafiła wymówić imion zabójców.
– Ulf może im opowiedzieć. Ja też. Gyltha, to ona wrzuciła mnie do tego szybu.
– A widziałaś ją, jak to robiła? A co warte jest słowo Ulfa? Jakiegoś ciemnego smarka, co sprzedaje węgorze razem ze swoją ciemną babką?
– To była ona! – Adelia wypluła jedzenie, poczuła, że panika podchodzi jej do gardła. Czym innym było oszczędzenie mniszce tortur, a czym innym puszczenie jej wolno. Weronika miała chory umysł, ona mogła to wszystko zrobić raz jeszcze.
– Piotr, Maria, Harold, Ulryk… Oczywiście, że oni z nią poszli, bo jej ufali. Zakonnica? Częstująca jujubą, której przyrządzania nauczył ją krzyżowiec? A potem wystarczyło tylko przyłożyć im do nosa laudanum. A wierz mi, w konwencie mają tego spory zapas.
Medyczka znowu oczyma wyobraźni ujrzała, jak delikatne dłonie wzniesione w modlitwie zmieniają się w żelazne szpony.
– Wszechmogący Boże. – Otarła czoło.
Gyltha wzruszyła ramionami.
– Najwyraźniej siostry od Świętej Raddy nie robią takich rzeczy.
– Ale kluczem do wszystkiego była rzeka. Wiem, dlatego weszłam do jej łódki. Ona miała swobodę podróżowania rzeką. Do Grantchester, do niego. Wszyscy ją znali, ludzie machali jej na powitanie albo nawet w ogóle już nie zwracali na nią uwagi. Mniszka wioząca zapasy dla pustelniczek? Nikt nie sprawdzał, dokąd ona pływa i chodzi, a już na pewno nie przeorysza Joanna. A Walburga, jeśli z nią akurat była, to zawsze ją wcześniej opuszczała, idąc do ciotki. Co oni myśleli, że co ona robi, jak zostaje poza klasztorem całą noc?
– Ja to wiem, Ulf to wie. Ale popatrz… – Gyltha weszła w rolę adwokata diabła. – Ona jest niemal tak samo poobijana jak ty. Przyprowadzili jedną z sióstr, żeby ją wykąpała, ja bym nie dotykała wiedźmy, ale zerknęłam tam. Wszędzie ma siniaki, ślady ugryzień, oko zapuchnięte jak u ciebie. Ta zakonnica, co ją myła, beczała nad tym, jak to biedactwo ucierpiało i że to wszystko dlatego, że przyszła ci pomóc.