Выбрать главу

– Ona… to lubiła. Ona lubiła, jak ją bił. Naprawdę.

Gyltha odsunęła się, krzywiąc, nie rozumiejąc tych słów. Jak wyjaśnić, jak wyjaśnić komukolwiek, że wydawane przez mniszkę okrzyki przerażenia, wtedy gdy napastowała ją bestia, mieszały się z wyraźnymi piskami szaleńczego zadowolenia?

Ona nie umie zrozumieć takiej perwersji, z rozpaczą pomyślała Adelia. Ja zresztą też nie.

– Zwabiła do niego te wszystkie dzieci – powiedziała tępo. – I to ona zabiła Szymona.

Miska wyślizgnęła się Gylcie z ręki, potoczyła po podłodze, zupa chlupnęła na szerokie, wiązowe deski.

– Mistrza Szymona?

Adelia myślami wróciła do Grantchester, do uczty. Patrzyła, jak Szymon z Neapolu, podekscytowany, rozmawia z poborcą podatków, siedzącym na krańcu wysokiego stołu, o rachunkach w jego trzosie, a tylko kilka miejsc dalej jest gospodarz biesiady, którego oskarżały te rachunki, zaś jeszcze kilka miejsc dalej kobieta, zwabiająca do niego ofiary morderstw.

– Widziałam, jak kazał zabić Szymona. – Ujrzała ich znowu. Tańczących razem, krzyżowca i mniszkę, gdy jedno wydawało polecenie drugiemu.

Dobry Boże, już wtedy powinna się domyślić. Wybuchowy, nienawidzący kobiet brat Gilbert miał rację, kiedy mówił do niej tamte słowa, chociaż i on nie wiedział o najważniejszym…

„Zostają tam całą noc. Nurzają się w rozpuście i żądzy. W porządnym domu zakonnym zostałyby już wychłostane, tak że ich tyłki aż spłynęłyby krwią, ale gdzie jest ich przeorysza? Na łowach!"

Szymon wyszedł wcześniej, chciał przyjrzeć się rachunkom, które zdobył, i znaleźć ów, będący przyczyną rzucenia na Żydów podejrzeń o morderstwo. Gospodarz uczty wrócił z ogrodu po krótkiej nieobecności, po tym jak wysłał swoją kreaturę w drogę.

– Ona wcześniej wyszła z biesiady w Grantchester. Myślę, że widziałam później inne zakonnice, ale ją nie. Na pewno? Tak, jestem pewna. A przeorysza została nawet jeszcze dłużej.

A potem co? Ta najłagodniejsza i najbardziej anielska z sióstr…?

„Mistrzu Szymonie, to taki długi spacer poprzez ciemną noc, może podwieźć cię łódką do domu? Tak, tak, mam miejsce. Jestem sama, ucieszy mnie czyjeś towarzystwo".

Adelia pomyślała o wodach zacienionych wierzbami, wiotkiej figurze i nadgarstkach twardych jak stal, cisnących drąg do wody, napierających nim na mężczyznę, dźgającej żerdzią jak ościeniem w rybę, podczas gdy Szymon miotał się i wreszcie utonął.

– Kazał jej zabić Szymona i ukraść mu trzos – oznajmiła medyczka.

– Zrobiła to, co jej kazał, bo była jego niewolnicą. W tej otchłani musiałam odebrać jej Ulfa, myślę, że chciała go zabić, żeby jej nie wydał.

– A czyż ja tego nie wiem? – zapytała Gyltha, machała rękoma, niemal opędzała się od tej wiedzy. -A czy Ulf mi nie mówił, co ona zrobiła?

1 czy ja nie wiem, co oni oboje zrobiliby chłopakowi, gdyby dobry Pan nie zesłał ciebie, abyś ich powstrzymała? Czy ja nie wiem, co oni zrobili innym… – Zmrużyła oczy, zmieniając je w wąskie kreski, wstała.

– Chodźmy do tego pokoju obok i zaduśmy ją poduszką.

– Nie. Wszyscy muszą wiedzieć, co zrobiła. I co on zrobił. Rakszasa uciekł sprawiedliwości. Jego straszliwy koniec… Adelia otrząsnęła się, by nie przywołać tamtej wizji o świcie… To nie było spotkanie z obliczem sprawiedliwości. Usunięcie owej istoty z ziemi, którą plugawiła swoją obecnością, nie wyrównywało szalek wagi, z których na jednej leżał stos małych ciałek, pozostawionych przez demona na jego drodze z Ziemi Świętej.

Nawet gdyby złapali tę kreaturę, zaciągnęli ją przed sąd i stracili, te szalki wciąż by się jeszcze nie wyrównały, właśnie za sprawą owych małych, poszarpanych ciał. Chociaż ludzie przynajmniej dowiedzieliby się wtedy, co się stało, i ujrzeli za to zapłatę. Żydzi zostaliby publicznie oczyszczeni z zarzutów. A co najważniejsze, obroniono by prawo, zmieniające chaos w porządek, odróżniające cywilizowaną ludzkość od zwierząt.

Kiedy Gyltha pomagała jej się ubrać, Adelia zbadała swoje sumienie, by sprawdzić, czy nie porzuciła już może swoich obiekcji względem kary śmierci. Nie, nie porzuciła. To nadal pozostawało święte. Szaleńca z pewnością należało powstrzymać, jednak nie zabijać w imieniu prawa. Rakszasa uniknął postawienia przed sądem, ale jego wspólniczka nie może. Czyny Weroniki należy przedstawić publicznie, tak by wprowadzić do świata nieco równowagi.

– Ona musi stanąć przed sądem – powiedziała medyczka.

– Myślisz, że tak będzie? Ktoś zapukał do drzwi. Przeor Gotfryd.

– Moje drogie dziewczę, moje biedne, drogie dziewczę. Dzięki składam Panu za twoją odwagę i poświęcenie.

Nie interesowały ją jego modlitwy.

– Przeorze, ta mniszka… Ona była wspólniczką mordercy. Zabijała tak jak on, zamordowała Szymona z Neapolu bez namysłu. Wierzysz w to?

– Obawiam się, że muszę. Słuchałem opowieści Ulfa, który choć nieco otumaniony przez środek, jaki mu podała, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że to właśnie ona go uprowadziła do tego miejsca, gdzie jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Słuchałem także tego, co mieli do powiedzenia sir Rowley i myśliwy. Tego samego wieczoru odwiedziłem z nimi ową jamę…

– Byłeś na Wandlebury?

– Musiałem – ciężko oznajmił przeor. – Jeszcze nigdy nie znalazłem się tak blisko piekła. O Boże! Jakież to narzędzia tam znaleźliśmy! Jedyna radość w tym, że dusza sir Joscelina będzie się smażyć teraz całą wieczność. Joscelin… – wypowiedział to imię z mocą, tak aby łatwiej mu było w to wszystko uwierzyć. – Pochodził stąd. Sądziłem, że to on zostanie nowym szeryfem tego hrabstwa. – Znużone oczy przeora ożywiła iskra oburzenia. – Ja nawet przyjąłem z tych ohydnych rąk darowiznę na naszą nową kaplicę.

– Pieniądze Żydów – powiedziała Adelia. – Był je winny Żydom. Zakonnik westchnął.

– Przyjmuję, że tak było. Ale przynajmniej nasi przyjaciele z wieży zostali teraz oczyszczeni.

– A czy miasto zdaje sobie sprawę z tego, że zostali oczyszczeni? – Medyczka dosyć nieelegancko wskazała palcem w stronę izby, gdzie zamknięto mniszkę. – Postawią ją przed sądem?

Zaczynała się niecierpliwić. W słowach przeora była taka rezerwa, jakby mglistość.

Podszedł do okna, nieco uchylił okiennicę.

– Mówili, że będzie padać. Świt był istną „pasterską przestrogą". Dobrze, ogrody potrzebują tego po suchej wiośnie.

Zamknął okiennicę.

– Tak, ich niewinność ma zostać ogłoszona przez sędziów, wszem wobec, dzięki niech będą niebiosom, że sądy jeszcze trwają. Ale jeśli chodzi o tę… kobietę… Poprosiłem o zwołanie zebrania wszystkich zaznajomionych ze sprawą, żeby dotrzeć do prawdy. Teraz się właśnie schodzą.