Выбрать главу

– Zebranie? Dlaczego nie sąd? I dlaczego nocą? Jakby nie słysząc pytań, kontynuował:

– Spodziewałem się, że zbiorą się na zamku, ale skryba przybyły na sądy uznał, że lepiej, aby przesłuchania dokonano tutaj, tak by nie zakłócić procesów prawnych. A poza tym to tutaj pochowane są te dzieci. No, zobaczymy, zobaczymy.

To taki dobry człowiek, jej pierwszy przyjaciel na angielskiej ziemi, a ona jeszcze mu nie podziękowała.

– Panie, zawdzięczam ci życie. Gdybyś nie podarował mi tego psa, niech Bóg go błogosławi… Widziałeś, co mu zrobiono?

– Widziałem. – Przeor Gotfryd pokręcił głową, potem nieznacznie się uśmiechnął. – Kazałem zebrać jego szczątki i dać je Hugonowi, którego brat Gilbert podejrzewa, że jak nikt nie widzi, to potajemnie grzebie swoje psy na klasztornym cmentarzu. Stróż może nawet już spoczywa wraz z ludźmi, którzy okazywali się znacznie mniej wierni od niego.

Było w tym wszystkim trochę smutku, a jednak mimo smutku Adelia czuła się pocieszona.

– Jednakowoż – kontynuował duchowny – podobnie jak ty wiem, że swoje życie w znacznie większej mierze zawdzięczasz jeszcze komuś i po części jestem tutaj z jego powodu.

Ale jej myśli wędrowały już ku mniszce. Zamierzają ją puścić wolno. Nikt z nas nie widział, jak zabijała: ani Ulf, ani Rowley, ani ja. Jest zakonnicą, Kościół boi się skandalu. Zamierzają ją puścić wolno.

– Nie pozwolę na to, przeorze.

Usta kanonika układały się już, by wypowiedzieć słowa, które najwyraźniej mu się bardzo podobały, teraz jednak zamarły, otwarte. Zamrugał.

– Adelio, to pochopna decyzja.

– Ludzie muszą się dowiedzieć, co zrobiono. Ona musi trafić przed sąd, nawet jeśli zostanie uznana za zbyt szaloną, aby wykonać na niej wyrok. Przez wzgląd na te dzieci, na Szymona, na mnie. Znalazłam ich kryjówkę i niemal zostałam zabita. Dopilnuję sprawiedliwości, muszę sprawić, aby stało jej się zadość.

Nie z żądzy krwi, nie z żądzy zemsty, po prostu dlatego, że bez takiego zakończenia koszmary zbyt wielu ludzi pozostaną nadal żywe. Wtedy nagle dotarło do niej, co mówił przeor.

– Przepraszam, co powiedziałeś, panie? Gotfryd westchnął i zaczął od nowa.

– Zanim on musiał wrócić na sądy, bo wiesz, przybył król, podszedł do mnie. Z braku kogokolwiek innego, zdaje się, że chce, abym wystąpił in loco parentis…

– Co, król? – Adelia nie nadążała. Przeor westchnął raz jeszcze.

– Sir Rowley Picot, sir Rowley podszedł do mnie z prośbą, z prośbą… choć zaiste, jego zachowane wskazywało na to, że sprawa jest już postanowiona… z prośbą o twoją rękę.

W tym nadzwyczajnym dniu wszystko działo się bardzo szybko. Trafiła do otchłani i została z niej wydobyta. Jakiegoś człowieka rozerwano na strzępy. W izbie obok była morderczyni. Straciła dziewictwo, chwała, że je straciła, a ten mężczyzna, który je wziął, teraz nagle przypomniał sobie o etykiecie, zwracał się do przeora z prośbą o jej rękę.

– Powinienem dodać – zaznaczył Gotfryd – że aby się oświadczyć, musiał ponieść pewne wyrzeczenia. Podczas sądów król zaproponował Rowleyowi biskupstwo St Albans i na własne uszy słyszałem, jak Picot odrzucił to stanowisko, albowiem pragnie się ożenić.

On aż tak bardzo mnie pragnie?

– Król Henryk nie był zadowolony – kontynuował przeor. – Bardzo mu zależało na tym, by umieścić naszego zacnego poborcę podatków na stolcu biskupim w St Albans, a nie przywykł, żeby mu odmawiano. Jednak sir Rowley nie ustąpił.

Teraz to usta Adelii zamarły, nie mogąc wydusić odpowiedzi, o której wiedziała, że musi paść, choć nie potrafiła tego zrobić.

Wraz z przypływem miłości nadszedł strach, że przyjmie te oświadczyny, bo tak bardzo tego chciała, bo tego ranka Rowley ukoił ból zadany jej jaźni, oczyścił ją. Co oczywiście niosło niebezpieczeństwo. On złożył dla mnie taką ofiarę. Czyż to nie będzie stosowne, jeśli ja też złożę dla niego podobną?

Ofiara.

– Może i rozczarował króla Henryka – odezwał się przeor – jednak kazał mi przekazać, że wciąż jest u niego w łaskach i przeznaczony na wysokie stanowiska, dlatego przyjmując jego oświadczyny, nie ucierpisz w żaden sposób.

Adelia wciąż nie odpowiadała, kontynuował więc:

– Zaiste, muszę powiedzieć, że ucieszyłbym się, widząc was tak związanymi.

Związanymi.

– Adelio, moja droga. – Przeor Gotfryd wziął ją za rękę. – Ten mężczyzna zasługuje na odpowiedź.

Zasługiwał. Udzieliła jej.

Drzwi otworzyły się, w progu stanął brat Gilbert, zaszokowany tym, co właśnie oglądał – swojego przełożonego w towarzystwie dwóch kobiet, w sypialni. Uznał ów widok za nieprzyzwoity.

– Przeorze, lordowie już się zgromadzili.

– A zatem musimy się do nich przyłączyć. – Przeor uniósł dłoń medyczki, pocałował ją, ale puścił przy tym oko do Gylthy, która odwzajemniła mrugnięcie. A oba mrugnięcia były nieprzyzwoite.

Lordowie zebrali się w klasztornym refektarzu, nie w kościele, tak aby kanonicy mogli swobodnie odprawić jutrznię w miejscu i w sposób, w jaki zawsze to czynili. Zgromadzeni, spożywszy wieczerzę, mając jeszcze kilka godzin do śniadania, nie chcieli, by ktokolwiek im przeszkadzał.

Nazwali to zebraniem, ale w rzeczywistości to był sąd. I nie nad młodą zakonnicą, co jak na mniszkę przystało, stała między opiekującymi się nią przeoryszą oraz siostrą Walburgą, ze skromnie spuszczoną głową, potulnie trzymając złożone dłonie.

Oskarżoną okazała się Wezuwia Adelia Rachela Ortese Aguilar, cudzoziemka, która zgodnie ze słowami wściekłej przeoryszy Joanny rzuciła nieuzasadnione, obrzydliwe, diabelskie oskarżenie na niewinną, bogobojną członkinię Zgromadzenia Świętej Radegundy i za karę należałoby ją wychłostać.

Adelia stała pośrodku sali, a maszkarony z podpór kolebkowego sklepienia szczerzyły do niej zęby. Długi stół refektarza wraz z ławami odepchnięto na bok pod ścianę, przez co rząd krzeseł, na których siedzieli sędziowie, nie znajdował się w centrum refektarza. Według medyczki zaburzało to skądinąd zgrabne proporcje pomieszczenia, jeszcze mocniej szarpnęło nerwami i tak już drżącymi z niedowierzania, wściekłości oraz, trzeba przyznać, zwykłego strachu.

Przed Adelia było trzech spośród licznych sędziów przybyłych do Cambridge – biskupi Norwich i Lincoln, a także opat Ely. Reprezentowali prawo Anglii. Mogli zacisnąć swoje upierścienione pięści i rozgnieść medyczkę niczym pęczek suszonych ziół. Ponadto byli rozeźleni, bo nie mogli jeszcze udać się na nocny odpoczynek, na który zasłużyli po długim dniu prowadzenia rozpraw na sądach, rozeźleni też podróżą z zamku do klasztoru Świętego Augustyna wśród ciemności i mżawki. I źli na nią. Czuła emanującą od nich wrogość, silną, mogącą zdmuchnąć leżące na podłodze sitowie w stos pod jej stopami.