Czarodziej milczal odwróciwszy glowe. Geralt zasmial sie.
- Nie nadymaj sie jak zaba, magiku. Mów, co ci grozi. Zobaczymy, co sie da zrobic.
- Slyszales o Przeklenstwie Czarnego Slonca?
- A jakze, slyszalem. Tyle ze pod nazwa Mania Oblakanego Eltibalda. Tak wszakze nazywal sie mag, który rozpetal hece, w wyniku której zamordowano lub uwieziono w wiezach kilkadziesiat dziewczat z wielkich rodów, nawet królewskich. Mialy byc jakoby opetane przez demony, przeklete, skazone przez Czarne Slonce, bo tak w waszym nadetym zargonie nazwaliscie najzwyklejsze w swiecie zacmienie.
- Eltibald, który wcale nie byl oblakany, odcyfrowal napisy na menhirach Dauków, na plytach nagrobnych w nekropoliach Wozgorów, zbadal legendy i podania bobolaków. Wszystkie mówily o zacmieniu w sposób pozostawiajacy malo watpliwosci. Czarne Slonce mialo zwiastowac rychly powrót Lilit, czczonej wciaz na Wschodzie pod imieniem Niya, i zaglade rasy ludzkiej. Droge dla Lilit mialo utorowac "szescdziesiat niewiast w koronach zlotych, które krwia wypelnia doliny rzek".
- Brednia - powiedzial wiedzmin. - A w dodatku nie do rymu. Wszystkie przyzwoite przepowiednie sa do rymu. Wiadomo powszechnie, o co wówczas szlo Eltibaldowi i Radzie Czarodziejów. Wykorzystaliscie majaczenia szalenca, aby umocnic wasza wladze. By rozbic sojusze, popsuc koligacje, zamieszac w dynastiach, slowem, mocniej potargac za sznurki umocowane do kukielek w koronach. A ty mi tu prawisz o przepowiedniach, których powstydzilby sie dziad na jarmarku.
- Mozna miec zastrzezenia do teorii Eltibalda, do interpretacji przepowiedni. Ale nie sposób podwazyc faktu wystapienia potwornej mutacji wsród dziewczat urodzonych krótko po zacmieniu.
- Cóz sprawia, ze nie mozna tego podwazyc? Slyszalem cos zupelnie przeciwnego.
- Bylem przy sekcji jednej z nich - powiedzial czarodziej. - Geralt, to, co znalezlismy wewnatrz czaszki i rdzenia, nie dawalo sie jednoznacznie okreslic. Jakas czerwona gabka. Wewnetrzne organy przemieszane, niektórych w ogóle brak. Wszystko pokryte ruchliwymi rzeskami, sinorózowymi strzepkami. Serce o szesciu komorach. Dwie praktycznie w atrofii, ale jednak. Co ty na to?
- Widzialem ludzi majacych zamiast rak orle szpony, ludzi z wilczymi klami. Ludzi o dodatkowych stawach, dodatkowych organach i dodatkowych zmyslach. Wszystko to byly efekty waszego babrania sie w magii.
- Widziales rózne mutacje, powiadasz - uniósl glowe czarnoksieznik. - A ile z nich zatlukles za pieniadze, zgodnie ze swoim wiedzminskim powolaniem? Co? Bo mozna miec wilcze kly i poprzestawac na szczerzeniu ich do dziewek w oberzy, a mozna miec jednoczesnie wilcza nature i atakowac dzieci. A tak wlasnie bylo w przypadku dziewczynek urodzonych po zacmieniu, u których stwierdzono wrecz niepoczytalna sklonnosc do okrucienstwa, agresji, gwaltownych wybuchów gniewu, a takze wybujaly temperament.
- U kazdej baby mozna stwierdzic cos takiego - zadrwil Geralt. - Co ty mi tu pleciesz? Pytasz, ile mutantów zabilem, dlaczego nie ciekawi cie, ile z nich odczarowalem, wyzwolilem od klatwy? Ja, pogardzany przez was wiedzmin. A co uczyniliscie wy, potezni czarnoksieznicy?
- Zastosowano wyzsza magie. Nasza, jak równiez kaplanska, w róznych swiatyniach. Wszystkie próby zakonczyly sie smiercia dziewczynek.
- To swiadczy zle o was, nie o dziewczynkach. A wiec mamy juz pierwsze trupy. Rozumiem, ze tylko te sekcjonowano?
- Nie tylko. Nie patrz tak na mnie, wiesz dobrze, ze byly i dalsze trupy. Poczatkowo postanowiono eliminowac wszystkie. Usunelismy kilka... nascie. Wszystkie sekcjonowano. Jedna wiwisekcjonowano.
- I wy, sukinsyny, osmielacie sie krytykowac wiedzminów? Ech, Stregobor, przyjdzie dzien, kiedy ludzie zmadrzeja i dobiora sie wam do skóry.
- Nie sadze, zeby predko przyszedl taki dzien - rzekl cierpko czarodziej. - Nie zapominaj, ze dzialalismy wlasnie w obronie ludzi. Mutantki utopilyby we krwi cale krainy.
- Tak twierdzicie wy, magicy, zadarlszy nosy do góry, ponad wasz nimb nieomylnosci. Jesli juz o tym mowa, nie bedziesz chyba twierdzil, ze w waszym polowaniu na rzekome mutantki nie pomyliliscie sie ani razu?
- Niech ci bedzie - rzekl Stregobor po dluzszej chwili milczenia. - Bede szczery, chociaz nie powinienem, we wlasnym interesie. Pomylilismy sie, i to wiecej niz jeden raz. Ich selekcja byla nader trudna. Dlatego tez zaprzestalismy je... usuwac, zaczelismy izolowac.
- Wasze slynne wieze - parsknal wiedzmin.
- Nasze wieze. To byl jednak kolejny blad. Nie docenialismy ich i sporo nam ucieklo. Wsród królewiczów, zwlaszcza tych mlodszych, co to niewiele mieli do roboty, a jeszcze mniej do stracenia, zapanowala jakas oblakancza moda na uwalnianie wiezionych slicznotek. Wiekszosc, na szczescie, poskrecala karki.
- O ile wiem, uwiezione w wiezach szybko marly. Mówiono, ze bez waszej pomocy sie nie obeszlo.
- Klamstwo. Rzeczywiscie jednak szybko popadaly w apatie, odmawialy jedzenia... Co ciekawe, krótko przed smiercia zdradzaly dar jasnowidzenia. Kolejny dowód mutacji.
- Co dowód, to mniej przekonywajacy. Nie masz ich wiecej?
- Mam. Silvena, pani na Naroku, do której nigdy nie udalo sie nam nawet zblizyc, bo przejela wladze bardzo szybko. Teraz dzieja sie w tym kraju okropne rzeczy. Fialka, córka Evermira, uciekla z wiezy za pomoca sznura uplecionego z warkoczy i obecnie terroryzuje Pólnocny Velhad. Bernike z Talgaru uwolnil idiota królewicz. Teraz oslepiony siedzi w lochu, a najczesciej zauwazalnym elementem krajobrazu w Talgarze jest szubienica. Sa i inne przyklady.
- Pewno ze sa - rzekl wiedzmin. - W Jamurlaku, na przyklad, panuje staruszek Abrad, ma skrofuly, nie ma ani jednego zeba, urodzil sie chyba ze sto lat przed tym zacmieniem, a nie usnie, jesli kogos nie zakatuja w jego przytomnosci. Wyrznal wszystkich krewnych i wyludnil polowe kraju w niepoczytalnych, jak to okresliles, napadach gniewu. Sa i slady wybujalego temperamentu, podobno w mlodosci przezywano go nawet Abrad Zadrzykiecka. Ech, Stregobor, byloby pieknie, gdyby okrucienstwa wladców mozna bylo wytlumaczyc mutacja lub klatwa.
- Posluchaj, Geralt...
- Ani mysle. Nie przekonasz mnie do swoich racji, ani tym bardziej do tego, ze Eltibald nie byl zbrodniczym wariatem. Wrócmy do potwora, który jakoby ci zagraza. Po wstepie, jaki zrobiles, badz swiadom, ze historia mi sie nie podoba. Ale wyslucham cie do konca.
- Nie przeszkadzajac zlosliwymi uwagami?
- Tego nie moge obiecac.
- Cóz - Stregobor wsunal dlonie w rekawy szaty - tym dluzej to bedzie trwalo. A zatem, historia zaczela sie w Creyden, malym ksiestewku na pólnocy. Zona Fredefalka, ksiecia Creyden, byla Aridea, madra, wyksztalcona kobieta. Miala w rodzie wielu wybitnych adeptów kunsztu czarnoksieskiego i zapewne w drodze dziedzictwa przejela dosc rzadki i potezny artefakt, Zwierciadlo Nehaleni. Jak wiesz, Zwierciadla Nehaleni sluzyly glównie prorokom i wyroczniom, bo bezblednie, choc zawile, przepowiadaja przyszlosc. Aridea dosc czesto zwracala sie do Zwierciadla...
- Ze zwyczajowym pytaniem, jak sadze - przerwal Geralt. - "Kto jest najpiekniejszy na swiecie?" Jak wiem, wszystkie Zwierciadla Nehaleni dziela sie na uprzejme i na rozbite.