Młody lekarz – brunet z grubymi wargami, ubrany w białą kurtkę – zbliżył się szybko i szepnął:
– Jest gorzej, niż myśleliśmy.
– Gorzej? – spytał doktor Ronald Adler obojętnym tonem, patrząc na wózek. – Ja się spodziewałem, że będzie źle.
Odgarnął z oczu siwiejące włosy, a potem, dotykając długim palcem mięsistego policzka, popatrzył na ciało leżące na wózku. Nieboszczyk był potężny, łysy i miał stary, zatarty już trochę tatuaż na prawym bicepsie. Na jego szyi widniała czerwona pręga, a jego twarz była bardzo blada.
Adler kiwnął ręką na młodego lekarza.
– Chodźmy do mojego gabinetu. Dlaczego wszyscy ci ludzie tutaj się tłoczą? Proszę ich odprawić. I do mnie. Natychmiast.
Obaj mężczyźni przeszli przez wąskie drzwi i oddalili się słabo oświetlonym korytarzem. Towarzyszył im tylko odgłos własnych kroków i ciche zawodzenie, które mogło być lamentem Pacjentki 223-81 albo wiatru wiejącego przez szpary i hulającego w zakamarkach tego zbudowanego sto lat temu budynku.
Ściany gabinetu Adlera zrobione były z tego samego czerwonego granitu co ściany całego szpitala. Ale Adler był dyrektorem, więc obłożono je drewnianą boazerią. Ponieważ jednak szpital był szpitalem stanowym, użyto w tym celu nie prawdziwego drewna, lecz podróbki, która zdążyła już się porządnie wypaczyć. A sam gabinet wyglądał jak biuro podrzędnego prawnika.
Adler zapalił światło i rzucił płaszcz na kanapę. Dzisiejsze wezwanie do szpitala zastało go między nogami żony. Odłożywszy słuchawkę telefonu, wyskoczył z łóżka i pospiesznie się ubrał. Teraz zauważył, że zapomniał paska i że spodnie mu trochę opadają. Wprawiło go to w zakłopotanie. Usiadł szybko przy biurku i spojrzał na telefon, jakby zaniepokojony tym, że nie słyszy jego dzwonienia.
– No dobrze, doktorze – zwrócił się do młodego lekarza, który był jego asystentem – niech pan mówi. Niech pan siada i mówi.
– Nie znam zbyt wielu szczegółów. On jest zbudowany tak jak Calla-ghan. – Peter Grimes wskazał głową w stronę tej części szpitala, w której zostało ciało. – Wydaje mi się, że…
– A kto to jest? – przerwał mu Adler.
– Ten, co uciekł? Michael Hrubek. Numer 458-94.
– Proszę mówić dalej.
Adler bębnił palcami o biurko, a Grimes położył przed nim zniszczoną białą teczkę z dokumentacją.
– Zdaje się, że Hrubek…
– To ten duży? Nie myślałem, że on rozrabia.
– On nigdy nie sprawiał żadnych kłopotów. Dopiero dzisiaj… Grimes poruszył wargami tak jak ryba przełykająca wodę i obnażył
drobne, równe zęby. Adler uznał, że to odrażające, i pochylił się nad papierami. Młody lekarz mówił dalej:
– Ogolił sobie głowę, żeby wyglądać tak jak Callaghan. Ukradł brzytwę, żeby to zrobić. A później pomalował sobie twarz na niebiesko. Rozwalił długopis i zmieszał tusz…
Adler popatrzył na Grimesa tak, że ten nie wiedział, czy zwierzchnik jest zły czy zdezorientowany. Grimes powiedział szybko:
– Potem wszedł do zamrażarki i siedział tam przez godzinę. Ktoś inny na jego miejscu na pewno by umarł. Tuż przed przyjściem ludzi od ko-ronera, którzy mieli zabrać ciało, Hrubek ukrył je, a sam wszedł do worka. Sanitariusze zajrzeli do środka, zobaczyli zimne, sine ciało i…
Dyrektor zaśmiał się śmiechem przypominającym szczekanie. Ku własnemu zdumieniu poczuł, że na jego cienkich, rozciągniętych w uśmiechu wargach błąka się jeszcze zapach żony. Przestał się śmiać.
– Sine? To nie do wiary. Sine?
Callaghan, wyjaśnił Grimes, stracił życie wskutek uduszenia. – Kiedy go znaleźli dziś po południu, był siny.
– Ale później już nie był. Przestał być siny, kiedy odcięli prześcieradło. Czy tym idiotom sanitariuszom nie przyszło to do głowy?
– No… – powiedział Grimes i nie dodał nic więcej, bo nie miał pojęcia, co odpowiedzieć.
– Czy zrobił krzywdę konwojentom? – zapytał Adler.
W pewnym momencie będzie musiał policzyć, ile osób może się domagać w sądzie zadośćuczynienia w związku z dzisiejszą ucieczką.
– Nie. Mówili, że go gonili, ale on zniknął.
– Gonili go. Akurat.
Adler westchnął ironicznie i wrócił do papierów. Dał Grimesowi znak, żeby milczał, i zaczął czytać:
Rozpoznanie według klasyfikacji DSM-III: Schizofrenia paranoidal-na… Monosymptomatyczna… urojenia. Twierdzi, że przebywał w siedemnastu szpitalach i uciekł z siedmiu z nich. Nie potwierdzone.
Adler spojrzał na swego asystenta.
– Uciekł z siedmiu szpitali?
Zanim młody człowiek zdążył odpowiedzieć na to pytanie, na które tak naprawdę odpowiedzi nie było, dyrektor znowu pogrążył się w papierach.
…hospitalizowany na czas nieokreślony zgodnie z Paragrafem 403 Ustawy o Zdrowiu Psychicznym… Omamy (słuchowe, wzrokowych brak)… cierpi na poważne ataki lęku, podczas których może stać się zdolny do przemocy. Pacjent charakteryzuje się przeciętnym Iponadprzeciętnym poziomem inteligencji… Ma trudności tylko z przetwarzaniem najbardziej abstrakcyjnych myśli… Jest przekonany, że jest prześladowany i szpiegowany, a także że inni go nienawidzą i plotkują o nim… Zemsta i odgrywanie się, często pojawiające się w kontekście biblijnym lub historycznym, wydają się być integralnie związane z jego urojeniami… Wrogie nastawienie do kobiet…
Następnie Adler przeczytał sprawozdanie stażysty dotyczące wzrostu, wagi, siły, ogólnego stanu zdrowia i wojowniczości Hrubeka. Jego twarz pozostała niewzruszona, chociaż serce zaczęło mu bić mocniej, kiedy pomyślał z podziwem klinicysty: Ten skurwysyn jest zdolny zabijać. Boże miłosierny!
– Obecnie otrzymuje doustnie chloropromazynę – 3200 miligramów dziennie, w trzech dawkach. Czy to prawda?
– Tak. Obawiam się, że tak. Trzy gramy thorazyny.
– O cholera – szepnął Adler.
– A na dodatek…
Asystent pochylił się nad biurkiem, opierając się kciukami o stertę książek tak mocno, że palce mu poczerwieniały.
– Tak? No, niech się już dowiem wszystkiego!
– On nie brał leków. Chował za policzkiem. Adler poczuł, że robi mu się gorąco.
– Niemożliwe – szepnął.
– Był taki film…
– Film?
Grimes strzelił palcami.
– Taki film przygodowy. Jego bohater udawał, że bierze jakieś lekarstwo czy coś takiego…
– Oglądali go w świetlicy? To ma pan na myśli?
– To był film przygodowy. Ten facet tak naprawdę nie brał tego lekarstwa. Tych pigułek. Udawał, że bierze, ukrywał za policzkiem i potem wypluwał. To był chyba Harrison Ford. I potem przez kilka dni wielu pacjentów go naśladowało. Myślę, że nikt nie podejrzewał, że Hrubek jest taki bystry, więc nikt też go specjalnie nie obserwował. Zresztą może ten aktor to był Nick Nolte.
Adler odetchnął powoli.
– Jak długo on nie brał tych leków?
– Cztery dni. No, może pięć.
Adler przypomniał sobie stosowne informacje z psychofarmacji. Zachowania psychotyczne schizofreników ustają pod wpływem leków prze-ciwpsychotycznych. Thorazyna, inaczej niż narkotyki, nie powoduje uzależnienia. Ale przerwanie kuracji musiało u Hrubeka wywołać mdłości, zawroty głowy, poty i znaczną nerwowość, co z kolei musiało się przyczynić do wzmożenia ataków lęku.
A lęk powoduje, że schizofrenik staje się niebezpieczny.
Pacjenci tacy jak Hrubek, przerwawszy przyjmowanie thorazyny, często wpadają w pobudzenie psychotyczne. A czasami mordują.
Niekiedy słyszą głosy, które ich chwalą za to, że zrobili tak wspaniały użytek z noża czy kija baseballowego, i które każą im powtórzyć swój wyczyn.