Po kilku strasznych tygodniach, które nastąpiły po tym wyznaniu, po długich nocach milczenia, po spędzanych w pogrzebowym nastroju niedzielnych porankach, po okropnym Święcie Dziękczynienia zaczęli omawiać tę sprawę w sposób, w jaki takie sprawy omawiane są przez małżeństwa – najpierw ostrożnie i nie wprost, a potem rozsądnie. Teraz Lis pamiętała te ich rozmowy jak przez mgłę. Jesteś zbyt wymagająca. Zbyt surowa. A ty za bardzo milczący i skryty. Ciebie nie interesuje to, co ja robię. Musisz być bardziej na luzie w łóżku. A ty się zachowujesz jak gwałciciel. Nigdy dotąd nie narzekałaś… Tak, ale ty mnie czasami przerażasz. Nie wiem, co myślisz. Tak, ale ten twój upór… Tak, ale ty…
Zaimek drugoosobowy nie pojawia się nigdy z większą częstotliwością niż w rozmowach następujących po zdradzie.
W końcu postanowili wziąć pod uwagę możliwość rozwodu i przez pewien czas żyć oddzielnie. W tym okresie Lis przyznała sama przed sobą, że ten romans nie był dla niej żadną niespodzianką. Romans nie. Ale to, że Owen wziął sobie za kochankę kobietę-prawnika – o, to było szokujące. Bo Owen nie czuł się dobrze z kobietami, które były silne. Według tego, co sam jej powiedział, najlepszym jego związkiem poprzedzającym ten z nią był związek z młodą Wietnamką w Sajgonie podczas wojny Był na tyle taktowny, że nie opowiadał o nim ze szczegółami, jednak opisał tę kobietę jako wrażliwą i bardzo skromną. Lis, po dość długim drążeniu, doszła do wniosku, że oznaczało to, że młoda Wietnamką charakteryzowała się gotowością do oddawania mu wszelkich usług, była spokojna i bardzo słabo mówiła po angielsku.
/ to miał być związek? – zastanawiała się Lis, zdenerwowana tym, że jej mąż wybrał taką właśnie kobietę. Ponadto w tej jego wietnamskiej historii było chyba coś jeszcze. Było w niej coś niejasnego. Owen nie chciał ujawnić szczegółów i Lis nie pozostało nic innego jak spekulować. Może on tę wietnamską dziewczynę przypadkowo zranił, a potem został z nią, bo czuł się winny, przynosił jej kradzione racje żywnościowe i lekarstwa i opiekował się nią, dopóki nie wyzdrowiała? Może jej ojciec należał do Vietcongu i Owen go zabił? A potem, powodowany poczuciem winy, chciał zaoferować jej jakieś zadośćuczynienie i zakochał się?
Wszystko to wyglądało na zbyt romantyczne, wręcz operowe i Lis w końcu doszła do wniosku, że u podłoża całej tej historii leżało młodzieńcze pożądanie, a rozczulające wspomnienia były spowodowane sentymentalizmem faceta w średnim wieku. Jednak nie było wątpliwości, że ta młoda istota pociągała go z powodu swojej uległości. Gdyż między nim a Lis najpoważniejsze nieporozumienia, którym towarzyszyły największe wybuchy złości, następowały wtedy, kiedy ona mu się sprzeciwiała. Było na to ze sto przykładów – no bo weźmy tę historię ze Szkółką Langdellów, weźmy jego wściekłość wywoływaną tym, że ona skłaniała go, żeby ich seks był bardziej partnerski, i tym, że chciała, żeby poszli razem do psychologa i omówili konflikty małżeńskie, a także tym, że chciała, żeby on rzadziej wyjeżdżał.
Paradoksalne było to, że ta jego skłonność do dominacji w pewnym stopniu ją pociągała. Lis musiała to przyznać, aczkolwiek z pewnym zakłopotaniem. Wciąż pamiętała ich pierwsze spotkanie. Miała wtedy jakieś trzydzieści pięć lat, czyli była w wieku, w którym większość kobiet w Rid-geton ma już gromadkę dzieci. Poszła na zebranie rady miejskiej, na którym Owen występował jako przedstawiciel pewnego przedsiębiorcy budowlanego mającego konflikt z miastem. Poważny i nieugięty Owen At-cheson stał na podium i bez wysiłku odpierał ataki rozwścieczonych obywateli. Lis patrzyła, jak odgrywa rycerza jego królewskiej mości. Była zafascynowana jego chłodnym sposobem mówienia, a patrząc na jego duże dłonie trzymające krawędzie pulpitu, poczuła, że jest podniecona.
Po wyjściu z zebrania dokonała odpowiedniego manewru i spotkała go niby przypadkiem na parkingu. Zaproponowała, żeby wymienili numery telefonów.
– Kto wie – powiedziała – może kiedyś potrzebny mi będzie dobry prawnik.
W tydzień później Owen zaprosił ją na kolację, a ona natychmiast przyjęła zaproszenie.
Na pierwszą randkę przyszedł z tuzinem róż, wystrojony w niebieski blezer i spodnie khaki. Zamówił dla niej potrawy, dyskretnie zapłacił, otwierał wszystkie drzwi, przez które przechodziła, i ukoronował wieczór powściągliwym pocałunkiem, którym obdarzył ją po odprowadzeniu do drzwi.
Zrobił wszystko tak, jak nakazywała etykieta, a ona nic do niego nie poczuła.
Nie zadzwonił do niej potem, a ona, mimo że jej duma była nieco urażona, poczuła ulgę. Wychodziła od czasu do czasu z kilkoma innymi mężczyznami i nie myślała więcej o poważnym Owenie Atchesonie. Aż wreszcie, pewnej soboty, w sześć miesięcy później, wpadli na siebie w jakimś sklepie na Main Street. Powiedział jej, że miał zamiar do niej zadzwonić, ale dużo podróżował. Dlaczego – zastanowiła się Lis – mężczyźni uważają, że kobieta ma lepsze samopoczucie, kiedy jej się powie, że się bardzo chciało do niej zadzwonić, ale tego nie zrobiło?
Kiedy tak stali zmieszani przy ladzie, Owen spojrzał na plastikową białą rurę, którą ona kupiła. Lis wyjaśniła mu, że to do ogrodu. Czy potrzebny jej ktoś, kto tę rurę zainstaluje? Kiedy się wahała, nie wiedząc, co odpowiedzieć, on, patrząc jej w oczy, oświadczył, że nie jest obdarzony zbyt wieloma talentami, ale niektóre rzeczy potrafi robić naprawdę dobrze. Wśród tych rzeczy są roboty hydrauliczne.
– No to dobrze – zgodziła się.
Pojechali do małego bungalowu, który wynajmowała. Pod kierunkiem Owena w pół godziny zainstalowali system irygacyjny. Kiedy skończyli, on podszedł do kurka, dając jej znak, żeby poszła za nim. Wziął jej dłoń, położył ją na gałce, po czym przykrył ją swoją.
– Zrobimy to? – zapytał, po czym rozkręcił kurek, podnosząc równocześnie wolną ręką jej podbródek i całując ją mocno w usta.
Resztę popołudnia spędzili na mosiężnym łóżku Lis, nie zadawszy sobie nawet trudu, żeby wejść pod niebieską bawełnianą narzutę. Ich brudne ubrania robocze leżały porzucone na schodach i podłodze.
Pobrali się osiem miesięcy później.
W ciągu sześciu lat małżeństwa Lis często zastanawiała się nad tym, jaka będzie ich przyszłość, ale nigdy nie przypuszczała, że zdrada przyczyni się do ich rozstania. Uważała, że bardziej prawdopodobne jest to, że jedno z nich po prostu spakuje się i odejdzie – być może po tym jak on, rozwścieczony, uderzy ją w twarz, czego był w przeszłości nieraz bliski. Albo po tym jak ona zażąda, żeby on wybierał między nią a kolejnym weekendem w biurze.
Tak więc jego romans przyniósł otrzeźwienie. Lis początkowo była gotowa rozwieść się z nim i rozpocząć samodzielne życie. Bardzo ją myśl o takim życiu pociągała. Z drugiej jednak strony nie chowała w sercu urazy, z którego to powodu w miarę upływu czasu musiała sama sobie świadomie przypominać, że powinna być na Owena zła. Ten stan ducha sprawił, że myśl o samodzielnym życiu przestała być dla niej taka atrakcyjna. Poza tym Owen był pełen skruchy, co dawało jej nad nim dziwną władzę. Po raz pierwszy w czasie trwania ich małżeństwa czuła, że ma nad nim przewagę.
Połączyły ich też względy praktyczne. Otóż Ruth LAuberget, która w tym czasie chorowała na raka, w końcu zmarła i jej córki stały się spadkobierczyniami majątku. Lis, która nie interesowała się sprawami finansowymi, przekonała się, że jest coraz bardziej zależna od Owena. Owen był w tej dziedzinie fachowcem i, zająwszy się sprawami majątku, zbliżył się znowu do żony.