W tydzień później Michael Hrubek wraz z tym, co do niego należało – szczoteczką do zębów, ubraniem i kilkoma podręcznikami historii Stanów Zjednoczonych – został przeniesiony do stanowego szpitala psychiatrycznego.
Jego życie miało znów stać się wegetacją przerywaną jedynie braniem leków, posiłkami i elektrowstrząsami. I z pewnością stałoby się takie, gdyby on, po dwugodzinnym oczekiwaniu w poczekalni izby przyjęć, nie zniecierpliwił się i nie wyszedł przez frontowe drzwi. Zrobiwszy to, pomachał ręką na do widzenia kilku pacjentom i sanitariuszom, których wcale nie znał, poszedł do bramy i wyszedł przez nią, żeby nigdy tu nie wrócić.
Doktor Kohler zauważył, że to jego zniknięcie nastąpiło dokładnie przed czternastoma miesiącami. Następną oficjalną wzmianką o Michae-lu Hrubeku był meldunek o jego aresztowaniu napisany niepewną ręką policjanta z Parku Indian Leap pierwszego maja po południu.
Psychiatra odłożył teczkę Anny Muller i wziął mały notes z zapiskami, które robił w domu Lis Atcheson. Zanim jednak zabrał się za czytanie, spojrzał na przednią szybę, zobaczył na niej grube krople deszczu i zastanowił się, jak długo jeszcze będzie musiał czekać.
21
Gdzie pan to znalazł?
Pod łóżkiem, na drzewie, między nogami Mony…
Peter Grimes nie odpowiedział i zaraz potem, ku swojej wielkiej uldze, stwierdził, że dyrektor szpitala najwyraźniej zapomniał o pytaniu.
– Boże drogi. On przez trzy miesiące kontaktował się z Departamentem Zdrowia Psychicznego? Przez trzy pieprzone miesiące! Niech pan spojrzy na to wszystko. Niech pan tylko spojrzy!
Adler zdawał się bardziej zdziwiony objętością notatek Richarda Kohlera niż ich zawartością.
Grimes zauważył, że jego szef dotyka papierów ostrożnie, jak gdyby bał się zostawić na nich swoje odciski palców. Być może młody lekarz wyobraził to sobie tylko, niemniej poczuł się na tę myśl bardzo nieswojo. Bo wydało mu się, że należało tak właśnie postępować, i żałował, że sam nie wpadł na ten pomysł, zanim zostawił na tych dokumentach swoje odciski.
Adler podniósł wzrok, zastanawiając się nad czymś głęboko, a Grimes, chcąc zapobiec powtórnemu pytaniu o to, skąd wzięły się te papiery, przeczytał to, co było napisane na arkuszu leżącym przed nim:
„Szanowny Panie Doktorze!
Nawiązując do pańskiej propozycji z 30 września bieżącego roku, z przyjemnością informujemy, że Dział Finansów Państwowego Departamentu Zdrowia Psychicznego wyraził tymczasową zgodę na dostarczenie środków na sfinansowanie programu leczenia pacjentów hospitalizowanych z ciężkimi psychozami zgodnie z planem przedstawionym przez Pana w wyżej wymienionej propozycji…"
– Do diabła z nim – krzyknął Adler tak gwałtownie, że Grimes nie miał odwagi przerwać czytania.
„Wstępny budżet wynoszący 1,7 miliona dolarów na pokrycie potrzeb pańskiego programu w ciągu pierwszego roku został tymczasowo zatwierdzony. Pieniądze będą pochodziły z istniejących funduszy przydzielonych systemowi stanowych szpitali psychiatrycznych po to, żeby uniknąć konieczności organizowania publicznego referendum".
Jednak Grimes przerwał, kiedy Adler powtórzył słowa „uniknąć konieczności", tak jakby były to słowa obsceniczne, i wyrwał mu arkusz, chcąc samemu przeczytać następny akapit.
– „Pragniemy zaznaczyć, że ostateczna zgoda zależy od tego, czy Komisja Lekarska Państwowego Departamentu Zdrowia Psychicznego zaakceptuje pańską propozycję po tym, jak przedstawi jej Pan sześć przypadków, na podstawie których była ona oparta (tj. przypadków Allentona, Grosza, Hrubeka, McMillana, Greena i Yvensky'ego). Przedstawiciel Komisji skontaktuje się z Panem w celu ustalenia terminu pańskiego ustnego wystąpienia dotyczącego tych przypadków…"
Adler walnął papierem o biurko, a Grimes pomyślał, że mimo iż jego obawa przed pozostawieniem odcisków palców była nieco przesadzona, dyrektor szpitala powinien zachować trochę większą ostrożność. Bo jeżeli Kohler zauważy zniszczone strony, to być może złoży skargę na domniemaną kradzież, na kradzież, która na dodatek nie dokonała się bez świadka, czego Grimes miał bolesną świadomość. Gdyż pół godziny wcześniej wezwał humorzastego portiera-Słowianina i polecił mu otworzyć drzwi gabinetu Kohlera. Nie będąc wytrawnym włamywaczem, Grimes nie kazał portierowi odejść i nie zauważył, że ten krępy człowiek stanął na progu i, rozbawiony, nie spuszczał go z oka.
– Nasze pieniądze. On przejmuje nasze pieniądze! I niech pan tylko pomyśli, Grimes! On posługuje się naszymi pacjentami, żeby nas wyrolo-wać! Przehandlowuje ich, żeby tylko zrealizować swój program.
Adler chwycił słuchawkę telefonu i wybrał numer.
Patrząc przez okno, Grimes zastanowił się nad planem Kohlera i poczuł, że Kohler nie tylko go tym planem zaszokował, lecz także zaimponował mu. Kohler posłużył się Michaelem Hrubekiem, żeby wykazać, że jego kuracja – przeprowadzona za pomocą leków, psychoterapii i terapii zajęciowej – powoduje znaczną poprawę stanu pacjentów niebezpiecznych dla otoczenia z przewlekłą schizofrenią. Departament Zdrowia Psychicznego przydzielił Kohlerowi mnóstwo pieniędzy i pozwolił mu stworzyć małe lenno – wydzielone ze szpitala w Marsden kosztem Adlera. Ale teraz oczywiste było, że jeżeli Hrubeka nie złapie się po cichu, jeżeli zrobi on komuś krzywdę albo kogoś zabije, to Komisja Lekarska Departamentu Zdrowia psychicznego odrzuci plan Kohlera jako niewykonalny i niebezpieczny.
A jednak, pomyślał Grimes, był to plan doskonały. Pomyślał tak, żałując, że odegrał pewną rolę w dziele doprowadzania do upadku utalentowanego człowieka, człowieka, z którym warto byłoby się związać – oczywiście gdyby wydarzenia dzisiejszego wieczora nie oznaczały końca jego kariery.
Deszcz bębnił o brudne okna. Zawodzenie wiatru zmieszało się nagle z brzękiem szkła – to jakaś szyba stłukła się gdzieś na dole. Pacjentce numer 223-81 zawtórowali inni pacjenci i chór pełnych przerażenia głosów rozległ się w korytarzu. Grimes popatrzył przez okno, starając się nie myśleć o tym, jak zareagują pacjenci, jeżeli w pobliżu pojawi się tornado.
Adler rzucił słuchawkę i spojrzał na niego. – Nie ma go na oddziale przejściowym. Jakiś skurwysyn go poinformował.
– Kogo? Kohlera?
– Dostał telefon parę godzin temu. Wyjechał. Szuka teraz Hrubeka.
– Sam?
– Musi to robić sam. Bo musi skłonić Hrubeka, żeby wrócił spokojny jak baranek. A potem będzie twierdził, że po prostu podszedł do niego i poprosił go, żeby wrócił do domu. A ten skurwysyn oczywiście to zrobi, ale dopiero kiedy dostanie zastrzyk uspokajający… Cholera! To włamanie…
– Słucham? – zapytał ostrożnie asystent.
– Strażnicy mówią, że ktoś się dzisiaj w nocy włamał do apteki szpitalnej.
– Aha, rzeczywiście. Ale to podobno wyglądało na wypadek samochodowy. Dopiero rano dowiemy się, czy czegoś brakuje.
– Założę się, że tak. Ten skurwysyn na pewno ukradł strzykawkę. I ma zamiar… – Adler zaklął. – Jezu drogi, on spowoduje, że Hrubek będzie się zachowywał jak nieszkodliwy szczeniak, taki, o jakim ja przez cały czas mówiłem. Boże miłosierny.
Grimes znowu poruszył ustami jak ryba i zaczął się głośno zastanawiać, co teraz powinni zrobić.
– Chcę być w stanie uprzedzić działania dziennikarzy. Jeżeli ta… – Zastanawiał się przez chwilę nad doborem odpowiednich słów, a potem powiedział: – Jeżeli ta sytuacja stanie się krytyczna…