Ojciec nie miał męskiego spadkobiercy („synowie" na szyldzie figurowali tylko po to, żeby zrobić dobre wrażenie), ale nigdy nie omawiał spraw firmy z córkami. Lis przekonała się, jakim doskonałym był biznesmenem, dopiero kiedy została wykonawczynią testamentu. Przez całe jej dzieciństwo ojca wciąż nie było w domu – stąd wiedziała, że pracuje z wielkim poświęceniem. Jednak do chwili śmierci matki i przekazania pieniędzy jej i siostrze nie miała pojęcia, jaki majątek zgromadził tak ciężkim wysiłkiem. Okazało się, że jest to dziewięć milionów w gotówce, dom, w którym mieszkała z mężem, apartament przy Piątej Alei i dom wiejski niedaleko Lizbony.
Owen uporządkował papiery. Poukładał je na równe kupki i każdą oznaczył żółtą karteczką, na której poczynił adnotacje swoim kanciastym pismem.
– Zrobię dla ciebie kopie – powiedział do szwagierki.
– Pilnuj ich – ostrzegła ją Lis.
Słysząc ten macierzyński ton, Portia zacisnęła usta, a Lis skrzywiła się, zastanawiając się, jak usprawiedliwić tę swoją uwagę. Zanim jednak znalazła odpowiednie słowa, Owen postawił na biurku butelkę i otworzył ją. Nalał szampana do trzech kieliszków.
– No to za… – zaczęła Lis i zaraz zauważyła, że Owen i Portia patrzą na nią wyczekująco. – Za ojca i matkę – powiedziała, gdyż to przyszło jej najpierw do głowy.
Trącili się kieliszkami. Szkło zadzwoniło.
– Praktycznie biorąc – wyjaśnił Owen – to jest już koniec. Większość przelewów została przekazana i dokonano większości płatności. Mamy jeszcze jeden rachunek otwarty. Musimy z niego uregulować zaległe opłaty – należne egzekutorce, firmie prawniczej i księgowemu. A co do tego drobiazgu… – Spojrzał na Lis. – Powiedziałaś jej?
Lis pokręciła głową. Portia patrzyła na Owena.
– O co chodzi?
– W piątek dostaliśmy zawiadomienie. Zostaniecie pozwane.
– Co takiego?
– Ktoś kwestionuje zapisy.
– No nie! Kto?
– Jest problem z testamentem ojca.
– Jaki problem? Czy coś zostało schrzanione?
Portia spojrzała na Owena podejrzliwie i zarazem z rozbawieniem.
– Nie przeze mnie. Ja go nie pisałem. Chodzi o jego uczelnię. Czy to ci nic nie mówi?
Portia pokręciła głową, a Owen mówił dalej. Wyjaśnił jej, że Andrew UAuberget przed śmiercią uczynił żonę zarządcą całego majątku. Kiedy i ona zmarła, pieniądze dostały się córkom. Wszystkie pieniądze, z wyjątkiem niewielkiej sumy, którą Andrew zapisał swojej uczelni – prywatnej szkole wyższej w Massachusetts.
– Boże, przebacz mi, bo zgrzeszyłam – szepnęła drwiąco Portia i przeżegnała się.
Gdyż ojciec często wspominał – z wielkim szacunkiem i rozwodząc się nad tym w wielu słowach – o czasach spędzonych w Kensington College.
– Zapis opiewał na tysiąc.
– No to co? Trzeba im dać te pieniądze. Owen roześmiał się.
– Tylko że oni ich nie chcą. Chcą miliona, który ojciec zapisał im na początku.
– Miliona?
– Mniej więcej rok przed jego śmiercią – mówiła dalej Lis – na uczelnię zaczęto przyjmować kobiety. Już samo to go ubodło. A na domiar złego oni uchwalili rezolucję stwierdzającą, że zabrania się dyskryminacji ze względu na płeć i orientację seksualną. Musisz o tym wiedzieć. Nie wysłałeś jej kopii listów? – zwróciła się Lis do męża.
– Zaraz, Lis, miej trochę zaufania. Ona jest przecież spadkobierczynią. Musiała dostać kopie.
– Może je dostałam. Ale wiecie przecież, że człowiek nie zwraca uwagi na korespondencję od prawników, jeżeli w kopercie nie ma czeku.
Lis już miała coś powiedzieć, jednak zmilczała.
– Ojciec sporządził kodycyl – mówił dalej Owen – w którym zmniejszył zapisaną sumę do tysiąca. Był to jego protest.
– Cholerny staruch.
– Portia!
– Napisał do rektora, informując go o tej zmianie. Wyjaśnił, że nie jest przeciwko kobietom i zboczeńcom, ale że jest za tradycją.
– Co za cholerny staruch. Muszę to powtórzyć.
– Uczelnia kwestionuje ten kodycyl.
– A co my zrobimy?
– W zasadzie powinniśmy trzymać na koncie sumę równą tej, której oni żądają, aż do chwili zakończenia sprawy. Nie musisz się martwić. Wygramy sprawę. Ale musimy przez to przejść.
– Nie martwić się? – powiedziała Portia. – Przecież chodzi o milion dolarów.
– Ale oni przegrają – oświadczył Owen. – To prawda, że on sporządził ten kodycyl wtedy, kiedy dość regularnie brał percodan i kiedy Lis spędzała w domu wiele czasu. Ich prawnik chce to wykorzystać. Chce argumentować, że ojciec był w takim stanie świadomości, który uniemożliwiał prawidłowe podjęcie woli i działań prawnych, a także że znajdował się pod wpływem jednej z dwóch pozostałych spadkobierczyń.
– Dlaczego twierdzisz, że oni nie wygrają? Lis z ponurą miną sączyła szampana.
– Nie chcę o tym więcej słyszeć – wtrąciła. Jej mąż uśmiechnął się.
– Ja mówię poważnie – oświadczyła Lis. Owen zwrócił się do szwagierki.
– Przeprowadziłem małe dochodzenie – powiedział. – I dowiedziałem się, że prawnik występujący w ich imieniu negocjował umowy z firmą, w której ma udziały jego żona. To poważny konflikt interesów. Nie mówiąc o tym, że również przestępstwo. Mam zamiar zaoferować mu cztery czy pięć tysięcy i załatwić rezygnację z roszczeń.
– On mówi o tym tak, jakby to była taktyka zgodna z prawem – powiedziała Lis do siostry. – A dla mnie to jest szantaż.
– Oczywiście, że to szantaż – zgodziła się Portia. – No i co z tego? Ale czy myślisz, że ten prawnik skłoni uczelnię do rezygnacji?
– Będzie ich do tego przekonywał, tego jestem pewien – odrzekł Owen. – Chyba że chce wylądować w kiciu.
– Więc sprawa załatwiona – roześmiała się Portia i podniosła kieliszek. – Dobra robota, panie mecenasie.
Owen stuknął swoim kieliszkiem o jej kieliszek. Portia wypiła szampana i pozwoliła mu nalać sobie więcej. Ado siostry powiedziała:
– Wiesz, Lis, nie zadzierałabym z tym facetem, bo on może z tobą postąpić tak, jak postępuje z innymi.
Kamienna twarz Owena zmieniła się. Zaśmiał się krótko.
– Ja po prostu czuję się obrażona – powiedziała Lis. – Nie miałam pojęcia, że ojciec zapisał uczelni jakieś pieniądze. On przecież nigdy o tym ze mną nie rozmawiał. Jak oni mogą mówić, że znajdował się pod moim wpływem. Niech więc nas pozywają!
– A ja mówię: niech nasz prawnik się tym zajmie.
Z włosami przytrzymywanymi czarną koronkową opaską Portia wyglądała jak osoba, która cudownym sposobem cofnęła się do wieku sześciu czy siedmiu lat – czyli do tego okresu, w którym po raz pierwszy okazało się, że siostry będą się tak bardzo od siebie różniły. Proces oddalania się od siebie ich charakterów zdawał się trwać nadal aż do dzisiejszego wieczora. Różniły się od siebie coraz bardziej.
Owen nalał jeszcze szampana.
– Nie byłoby całego tego problemu, gdyby wasz ojciec zatrzymał sobie te pieniądze, nic nie mówiąc. Z tego płynie morał: za każdy dobry uczynek czeka człowieka kara.
– Czy twoje usługi będą drogie, Owenie? – spytała Portia ironicznie.
– Ale skąd, pięknym kobietom nigdy nie liczę dużo.
Lis weszła między tych dwoje, z których jedno związane z nią było węzłem krwi, a drugie węzłem małżeńskim, i objęła Owena.
– Widzisz teraz, dlaczego on tak dobrze sobie radzi.
– Nie poradzi sobie w życiu zbyt dobrze, jeżeli będzie pracował za darmo.
– Nie powiedziałem, że moje usługi są darmowe. – Owen spojrzał na Portię. – Powiedziałem tylko, że nie wezmę drogo. Za jakość zawsze trzeba płacić…