Postscriptum
Eutanazja w Polsce to temat bardzo kontrowersyjny. Blisko połowa Polaków (czterdzieści osiem procent) uważa, że prawo powinno zezwalać na bezbolesne skracanie życia nieuleczalnie chorych osób, których cierpieniom nie można ulżyć, natomiast trzydzieści siedem procent ankietowanych jest temu absolutnie przeciwnych. Jednocześnie, gdy w pytaniu pojawia się wprost słowo „eutanazja”, czterdzieści osiem procent respondentów wyraża wobec niej sprzeciw, a popiera ją trzydzieści pięć procent. Badanie wskazuje ponadto, że aż sześć procent Polaków w ogóle nie wie, czym jest eutanazja, a termin ten – według CBOS-u – zasadniczo wzbudza negatywne emocje.
Podobnie jest z kwestią sztucznego podtrzymywania życia za pomocą aparatury specjalistycznej. Około czterdziestu czterech procent Polaków jest temu przeciwnych, a trzydzieści dziewięć procent godzi się na stosowanie takich metod. Ten prawie równy podział opinii świadczy o tym, że religijność (a przecież Polacy są ultrareligijni) nie jest tutaj głównym kryterium. Za eutanazją lub przeciw niej opowiadają się i katolicy, i ateiści. Opinia katolików przy tym często wynika ze złej interpretacji woli śmierci. Jeśli ciężko chory człowiek w pełni władz umysłowych mówi, że chce umrzeć, to religia natychmiast podpowiada tu własną interpretację: „On nie może chcieć umrzeć. Woła po prostu o więcej miłości”.
Poza tym Polacy nie chcą i nie potrafią rozmawiać o umieraniu. Dla nich śmierć to temat tabu. I w myślach, i w rozmowach. Większość z nas (siedemdziesiąt cztery procent) myśli o niej bardzo rzadko lub w ogóle nie myśli. Polacy bardzo szybko przyjęli zachodnią kulturę człowieka sukcesu, który wspinając się po drabinie kariery zawodowej, nie ma czasu i ochoty na refleksję o cierpieniu i śmierci. Gdy świat wokół nas agresywnie afirmuje zdrowie, urodę i zabawę, nie wypada myśleć o starości, a tym bardziej o swoim pogrzebie. Wyobrażenie sobie swojego ciała gnijącego w grobie stanowi pogranicze choroby psychicznej i perwersyjnej fascynacji. Społeczeństwa konsumpcyjne – Polacy niczym się tutaj nie różnią – wygnały śmierć ze świadomości, oczywiście z wyjątkiem śmierci wielkich ludzi. My i nasi bliscy nie umrzemy. Śmierć przydarza się tylko ludziom z telewizji i pierwszych stron gazet. Istnieli publicznie, to niech także publicznie umierają.
UKŁADY ZAMKNIĘTE
Ojciec Fatmy ma sześcioro dzieci, dwie żony i sklep z biżuterią w centrum Kairu. Gdy Fatma miała dziesięć lat, a jej siostra Heba osiemnaście, ojciec ożenił się z młodą kobietą w Jordanii. Od tego czasu – czyli od czternastu lat – w każdy czwartek wieczorem ojciec wsiada w samochód i jedzie do tamtej kobiety. W poniedziałek rano, dokładnie o dziewiątej, jest znowu w Kairze i otwiera swój sklep. W tym czasie ta druga kobieta urodziła mu czwórkę dzieci – dwóch synów i dwie córki. Fatma nawet nie zna ich imion. Według praw Koranu ojciec mógłby mieć jeszcze dwie żony. Fatma dobrze wie, że gdyby sprzedawał więcej biżuterii, to miałaby kolejne macochy i więcej sióstr lub braci. Ojca po prostu na to nie stać, od kiedy w Kairze na każdym rogu działa jubiler. Bo według tych samych praw Koranu żadna z żon nie może mieć gorzej. Ojciec, szanowany muzułmanin, doskonale o tym wie. Ona też została wychowana w szacunku dla praw Koranu i nie zadaje natrętnych pytań, dlaczego tak właśnie musi być. Nie chciałaby tylko czuć się jak matka, gdy ojciec we czwartki wsiada do samochodu i wyjeżdża do Jordanii. Czasami matka dzwoni do drugiej żony ojca i składa jej urodzinowe życzenia. Za każdym razem czyta je nerwowo z kartki. Zmienia się wtedy jej głos i bardzo drżą jej ręce. Heba zupełnie tego nie zauważa. Kiedyś rozmawiały o tym, ale od momentu gdy Heba wyszła za mąż, istnieje dla niej tylko Koran. I jej bogaty mąż. Dzień po ślubie zaczęła zasłaniać włosy chustą. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nawet ojciec ich nie zmuszał. „Chusta jest znakiem, że należę do Boga. I do mojego męża. Moje włosy także tylko do niego należą”, powiedziała sztucznie uroczystym tonem podczas pierwszej wizyty w domu męża. Fatma myślała, że zakrztusi się herbatą, gdy to usłyszała. Wcześniej przez dwa lata i trzy miesiące należały do niejakiego Ahmeda. Ale tylko te na głowie. Te na podbrzuszu i pod ramionami nie należały do nikogo, ponieważ ich nie było. Depilowała je starannie w każdą sobotę woskiem. Chociaż przykładna muzułmanka powinna to zrobić pierwszy raz dopiero tuż przed nocą poślubną. Według Koranu oczywiście. Ahmed przez ponad dwa lata zajmował myśli i sobotnie noce jej siostry. Fatma może tylko przypuszczać, co robili do czwartej rano (tuż przed czwartą dzwonił jej budzik i wstawała, aby w tajemnicy przed rodzicami wpuścić Hebę do domu) z soboty na niedzielę w pustym mieszkaniu jego kolegi. Oczywiście z wyłączeniem sobót czasu ramadanu. Zapewne robili to samo, co ona od kilku miesięcy ze swoim chłopakiem. Przede wszystkim uważali, aby nie rozerwać błony dziewiczej. To bardzo dobrze świadczy o Ahmedzie jako o mężczyźnie. Od początku wiedział, że nie ożeni się z Hebą. Już dawno temu jego ojciec zapłacił majątek za ślub z dziewczyną z bardzo bogatej zaprzyjaźnionej rodziny w jego wsi na południu Egiptu. Krótko mówiąc, uważali. Tyle że Ahmed miał przy tym dużo więcej przyjemności. I to absolutnie zgodnej z nauką Allaha. Koran dopuszcza seks oralny, podobnie jak analny: „Możesz twoją kobietę wziąć od tyłu, ale rób to tak, jak gdybyś brał ją od przodu”.
Seks… Każdy, niezależnie od tego, na jaką literę zaczyna się jego nazwa, jest przez Koran dopuszczany. A że dopiero po ślubie, to zupełnie inna sprawa. W ten oto sposób Heba prawdopodobnie weszła w swoje małżeństwo jako „zamknięta”. Z rozerwaniem błony kończy się czystość kobiety. „Otwartej” nie poślubi żaden muzułmanin, a według restrykcyjnego islamskiego prawa szarijatu można taką kobietę spokojnie publicznie ukamienować. W niektórych krajach się to praktykuje. W bardzo konserwatywnych pokazuje się nawet w telewizji na żywo. Pierwszy kamień zawsze rzuca ojciec…
Jej chłopak nie był tak uważny jak Ahmed. Albo ona za mało się broniła. Pojechali któregoś wieczoru do Mogattam. Tam, za Kairem, zaczyna się pustynia. Całowali się. Pragnęła go. Potem w jego mieszkaniu zupełnie zapomniała, że nie wolno się jej zapomnieć. Gdy wróciła do domu, zobaczyła małą plamę krwi na majtkach. Trzy dni później odwiedziła ukraińską lekarkę, mieszkającą na przedmieściach Kairu. Za dwieście dolarów załatwia się takie rzeczy od ręki – zastrzyk znieczulający w ścianki pochwy i po trzydziestu minutach znowu była dziewicą. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak poniżona…
Postscriptum
Przypuszczam, że większość kobiet niemal organicznie odczuwa poniżenie Fatmy. Ale nawet gdy jej współczują, rodzi się w nich irytacja, a nawet złość. Zadają sobie błędne i moim zdaniem upraszczające sytuację pytanie: „Dlaczego się na to zgadza?”. Błąd polega na tym, iż patrzymy na jej życie z (zachodnio) europejsko-amerykańskiej perspektywy. Często także zupełnie myli się nam geografia. Kraje arabskie to nie południowe Indie, gdzie w niektórych regionach wciąż obowiązuje starożytny, absolutnie patriarchalny kodeks Manu, mówiący: „W dzieciństwie kobieta podlega ojcu, w młodości mężowi, a kiedy ten umrze, swoim synom; kobieta nigdy nie może być niezależna”. W krajach arabskich ciężarna kobieta nie modli się o syna, wiedząc, że urodzona przez nią dziewczynka nie przejdzie przez piekło na ziemi. Jak czternastoletnia Chenigall Suseela, której tragiczne losy opisał ostatnio brytyjski „The Guardian”, po wstrząsającej audycji wyemitowanej przez telewizję BBC. Chenigall pierwsza w historii indyjskiego stanu Andhra Pradeś wygrała batalię o anulowanie trwającego dwa lata małżeństwa z chłopcem z sąsiedniej wioski. Chciała bowiem iść do szkoły. Ponieważ bez zgody męża było to niemożliwe, domagała się separacji, na którą nie zgodziła się starszyzna. Przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy zdesperowana dziewczyna zagroziła, że popełni samobójstwo, jeśli zostanie zmuszona do powrotu do męża. Jej postawa, a także wsparcie ze strony organizacji pozarządowej skłoniły starszyznę obu wiosek do podpisania aktu rozwodowego.