MELA
tajemniczo
Nie bójcie się… ja nic mamci nie powiem.
ZBYSZKO
Na czysto zwariowała.
MELA
Bo przecież to nie wasza wina.
ZBYSZKO
Co?
MELA
nieśmiało
No… Hanka i ty… jeżeli wy…
ZBYSZKO
A fe! Mówić o takich rzeczach! Wstydź się… majtki widać, a taka zepsuta!
MELA
Ja? Ależ, Zbyszko, ja właśnie myślę przeciwnie… ja…
ZBYSZKO
Daj mi spokój!
Chowa się. Mela stoi smutna i zamyślona, podchodzi do fortepianu i zaczyna grać. W tej chwili wpada Hesia w płaszczyku i kapeluszu. Taki sam płaszcz i kapelusz ma w ręku dla Meli. Na ziemię rzuca książki w paskach.
SCENA ÓSMA
Mela, Hesia, Dulska, Hanka
HESIA
Ubieraj się, Ofelio! Żywo! Już chłopcy idą do szkoły.
MELA
wstaje, kładzie płaszczyk i kapelusz
Hesiu, ty nie będziesz tak strzelała oczami na tego wysokiego studenta?
HESIA
Będę robiła, co mi się podoba.
MELA
Mnie za ciebie wstyd.
HESIA
To się wstydź! A spróbuj co powiedzieć przed mamą, to ja zaraz powiem, że ty zamiast spać w nocy – wzdychasz. Mama się będzie za to więcej gniewała jak za studenta.
MELA
To wątpię.
HESIA
Ale ja nie. Mama mnie zna i wie, że ja znam granice i że "ja się nie zapomnę".
MELA
Jak ty to rozumiesz?
HESIA
Ja już wiem, co mówię, o lelijo z pól rodzinnych!
DULSKA
Hanka! Chodź odprowadzić panienki!
HANKA
w kuchni
Idę!
DULSKA
Macie parasol? Iść prosto, nie oglądać się. Pamiętać: skromność – skarb dziewczęcia. (do Hesi) Nie garb się!
Hanka wchodzi w chustce
HESIA
rzuca jej książki
Bierz, ciućmo pokręcona. Do widzenia mamci!
Dziewczęta wychodzą z Hanką. Dulska chodzi, ściera prochy, wzdycha. Dzwonek w przedpokoju. Dulska idzie otwierać ostrożnie, zobaczywszy Lokatorkę cofa się.
SCENA DZIEWIĄTA
Lokatorka, Dulska
DULSKA
Przepraszam… jestem nie ubrana. Proszę panią – zaraz wrócę.
LOKATORKA
Ja tylko na chwilkę. Niech się pani gospodyni nie krępuje.
DULSKA
Tak, tak, wrzucę tylko co na siebie.
Biegnie do swego pokoju.
Lokatorka wchodzi powoli. Jest bardzo blada i smutna. Widocznie przeszła jakąś ciężką chorobę i moralne zmartwienie. Siada na najbliższym krześle, patrzy w ziemię i siedzi nieruchoma. Po chwili wchodzi Dulska, odziana w barchanowy, dostatni szlafrok.
Proszę panią na kanapę.
LOKATORKA
Dziękuję. Tylko parę słów. Dostałam list pani…
Urywa. Milczenie.
DULSKA
Pani już zupełnie wyszła ze szpitala?
LOKATORKA
Tak. Pozawczoraj mnie mama przywiozła.
DULSKA
Widzę, że pani zdrowa.
LOKATORKA
ze smutnym uśmiechem
O, jeszcze daleko!
DULSKA
Och! w domeczku swoim wróci pani szybko do sił. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja zawsze to powtarzam.
LOKATORKA
Tak, skoro ktoś ma ten dom.
DULSKA
Wszakże pani ma męża, stanowisko.
LOKATORKA
Tak… ale…
Milczenie. Z wysiłkiem.
Proszę pani, czy to rzeczywiście konieczne, ażebym na przyszłego pierwszego się wyprowadziła?
DULSKA
Proszę pani… ja mieszkania pani koniecznie potrzebuję dla krewnych.
LOKATORKA
Wolałabym pozostać. Trudno będzie znaleźć w zimie.
DULSKA
Ach, to niemożliwe! Powtarzam pani: niemożliwe.
LOKATORKA
Przecież przy dobrej woli… Wiem, że pani kazała kartę na mieszkanie wywiesić, a więc krewni pani się nie sprowadzają.
DULSKA
sznurując usta
Ach! niech pani nie zmusza mnie do sprawienia jej przykrości.
LOKATORKA
Czy pani ma mi co do zarzucenia?
DULSKA
z wybuchem
A, proszę pani, to już przechodzi granice! A skandal, który pani przez swe otrucie wywołała!
LOKATORKA
A więc o to chodzi?
DULSKA
A o cóż innego? Płacili mi państwo czynsz, dzieci i psów nie mieli, ostatecznie tyle, co o te ranne trzepanie dywanów się rozchodziło. I mogliby państwo mieszkać nadal, aż tu… skoro o tym pomyślę, pąsy na mnie biją. Pogotowie ratunkowe przed moją kamienicą! Pogotowie! Jak przed szynkiem, gdzie się biją!
LOKATORKA
Ależ, proszę pani, wypadek może się zdarzyć wszędzie.
DULSKA
W porządnej kamienicy wypadki się nie trafiają. Czy pani widziała kiedy przed hrabską kamienicą Pogotowie? Nie! A potem ta publika w gazetach! Trzy razy wymieniano nazwisko Dulskiej, nazwisko moich córek przy takim skandalu…
LOKATORKA
Ależ, proszę pani, chyba pani zna przyczyny i…
DULSKA
Wielka afera, że pani mąż, no i ta dziewczyna… To swoja rzecz…
LOKATORKA
Ależ to była moja sługa. To szkaradztwo! Ja tego znieść nie mogłam. Skoro się przekonałam…
DULSKA
Zażyła pani zapałek. Taka trywialna trucizna!… Ludzie się śmieli. I jeszcze jak się to skończyło! Cała komedia! Gdyby pani była umarła… no!
LOKATORKA
Sama żałuję.
DULSKA
Nie mówię dlatego, tylko że to niby śmierć, to zawsze coś niby… ale tak… no, powiadam pani, śmieli się. Kiedyś jadę tramwajem, przejeżdżamy koło mej kamienicy, bo przystanek trochę dalej, a jacyś dwaj panowie pokazują na mój dom i mówią: "Patrz, to ten dom, co się ta zazdrosna żona truła" – i zaczęli się śmiać. Myślałam, że tam na miejscu zostanę w tym tramwaju.
LOKATORKA
pokornie
Ja panią bardzo przepraszam za te nieprzyjemności.
DULSKA
E! moja pani – publika została publiką…
LOKATORKA
Ja bardzo to przechorowałam. Zresztą ja nie wiedziałam, co robię. Ja byłam wtedy jak szalona…
Płacze cicho.
DULSKA
Pewnie, moja pani. Każdy samobójca musi być szalony i stracić poczucie moralności i wiary w obecność Boga. Tak to jest tchórzostwo. Tak jest – tchórzostwo. A potem zagłada własnej duszy. Dobrze, że samobójców chowają osobno. Niech się nie pchają między porządnych ludzi. Zabijać się!… I dla kogo? Dla mężczyzny. A żaden mężczyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego iść na potępienie wieczne.
LOKATORKA
Proszę pani, to nie chodzi o mężczyznę, ale o męża.
DULSKA
E!
LOKATORKA
Nie mogłam ścierpieć tego pod moim dachem.
DULSKA
Lepiej pod swoim niż pod cudzym. Mniejsza publika. Nikt nie wie.