ZBYSZKO
Tak słyszałem piąte przez dziesiąte. Byłem zbudowany mamusinym serduszkiem… Potem… ona mi jest bardzo sympatyczna, ta kobieta.
DULSKA
Zupełnie wierze. Szkandalistka.
ZBYSZKO
Zrobiła to z miłości dla męża. To w guście mamy. Miłość małżeńska.
DULSKA
Aha, prawda była – za tym mężem. Ja tam w tę miłość nie wierzę. Szumi jedwabiami pod spodem.
ZBYSZKO
Cóż to dowodzi?
DULSKA
To, że nie jest uczciwa kobieta. Dla męża, mój panie, kobieta się nie potrzebuje pod spodem stroić. A takie, co szumią, to…
ZBYSZKO
do Juliasiewiczowej
Siedźże spokojnie, bo i ty szumisz. A zresztą co do tej z parteru, to ja ręczę, że uczciwa.
DULSKA
A ty skąd wiesz?
ZBYSZKO
obojętnie
Bom się do niej brał i dostałem po nosie.
DULSKA
Mógłbyś też zostawić choćby lokatorki w spokoju. Usuń się! jak długo będziesz sterczał tu pod piecem! (z pasją) Gdy patrzę na ciebie, to chwilami wierzyć mi się nie chce, że jesteś moim dzieckiem.
ZBYSZKO
No, jeśli mama ma wątpliwości…
DULSKA
do Juliasiewiczowej
Powiadam ci, nie miej nigdy dzieci.
JULIASIEWICZOWA
O, my się nie staramy o to.
DULSKA
do Zbyszka
Nie, ty jesteś wyrodek, ty nie jesteś moim synem.
ZBYSZKO
Jestem, mamciu! Jestem, niestety, i to właśnie cała moja tragedia…
Idzie do fortepianu i stojąc zaczyna grać bardzo wprawnie.
DULSKA
Słyszałaś? Mówi: "niestety".
ZBYSZKO
Spodziewam się. Być Dulskim – to katastrofa.
JULIASIEWICZOWA
Doprawdy, Zbyszko, zanadto sobie pozwalasz.
ZBYSZKO
Daj ty mi spokój!
DULSKA
do Juliasiewiczowej
Żadnej moralności, żadnych zasad…
ZBYSZKO
Żadnego płaszczyka teoretycznego – jak mamcia.
DULSKA
To się na tym skończy, że jeszcze do socjalistów przystanie.
ZBYSZKO
zamykając fortepian
Za głupi jestem na to.
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Na socjalistę nie trzeba zdawać egzaminu.
ZBYSZKO
Właśnie, że trzeba, i to najtrudniejszy egzamin.
JULIASIEWICZOWA
Przed kim?
ZBYSZKO
Przed swym sumieniem i własną duszą, słodki aniele.
DULSKA
Na socjalistę nie trzeba mieć przede wszystkim Boga w sercu.
ZBYSZKO
Jest!… Dawno nie było mowy o Bogu w tym domu.
SCENA DWUNASTA
Ciż sami, Hanka.
HANKA
z kuchni
Proszę wielmożnej pani, parasol.
DULSKA
Postaw w przedpokoju, a potem idź, zamieć przedpokój. Czy kucharka wróciła?
HANKA
wraca z przedpokoju, idzie do kuchni
Już.
DULSKA
Ja tylko na chwileczkę…
Wybiega do kuchni.
JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Rzeczywiście ciocia ma rację. Mógłbyś się trochę ustatkować. Wyglądasz jak śmierć angielska.
ZBYSZKO
Ty także ładnie wyglądasz.
JULIASIEWICZOWA
Ja? Ja wczoraj z domu nie wychodziłam.
ZBYSZKO
To znaczy, że ja się lumpowałem za domem, a ty w domu.
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Jesteś niemożliwy.
ZBYSZKO
Jak kiedy.
Hanka przechodzi przez pokój z łopatką i ze szczotką. Zbyszko patrzy za nią.
JULIASIEWICZOWA
do Zbyszka
Cóż tak patrzysz za Hanką?
ZBYSZKO
Bo mi się podoba.
JULIASIEWICZOWA
Sługa?
ZBYSZKO
A cóż to, nie kobieta? Zaręczam ci, że nawet bardzo…
JULIASIEWICZOWA
Wiesz już coś o tym?
ZBYSZKO
Co ci do tego.
JULIASIEWICZOWA
Myślałam, że masz gust wykwintniejszy.
ZBYSZKO
Głupia jesteś z twoją kołtuńską estetyką. A zresztą, ja jestem jak pianista: gdy zobaczy fortepian, musi zaraz pasaż…
JULIASIEWICZOWA
Tak, ale fortepianu nie…
ZBYSZKO
Moja droga, każda kobieta to fortepian – tylko trzeba umieć grać. Ach! Jaki ja śpiący…
JULIASIEWICZOWA
Czego ty po tych knajpach się włóczysz?
ZBYSZKO
A gdzież się będę włóczył? Gdzieś muszę.
JULIASIEWICZOWA
Ja na twoim miejscu starałabym się o jaką znajomość… solidną… No… tyle mężatek… co? Boże!
ZBYSZKO
Dziękuję. Mam dosyć kołtunerii w domu i w… samym sobie.
JULIASIEWICZOWA
Dlaczegóż jesteś kołtunem?
ZBYSZKO
Bom się urodził po kołtuńsku, aniele! Bo w łonie matki już nim byłem, bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem w duszy całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła. Coś, taki nowy, taki inny, walczy z tym podstawowym, szarpie się, ciska. Ale ja wiem, że to do czasu, że ten kołtun rodzinny weźmie mnie za łeb, że przyjdzie czas, gdy ja będę Felicjanem, będę odbierał czynsze, będę… no… Dulskim, pra-Dulskim, ober-Dulskim, że będę rodził Dulskich, całe legiony Dulskich, będę miał srebrne wesele i porządny nagrobek, z dala od samobójców. I nie będę zielony, ale nalany tłuszczem i nalany teoriami, i będę mówił dużo o Bogu.
Urywa, idzie do fortepianu i gra nerwowo.
JULIASIEWICZOWA
podchodzi za nim
Z kołtuństwa można się wyswobodzić.
ZBYSZKO
Nieprawda! Tobie się zdaje, że jesteś wyzwolona, bo masz trochę politury po wierzchu. Ale ty jesteś tylko zrobiona na mahoń, jak twoje secesyjne meble i twoje malowane
włosy. To jest piętno… pani radczyni… piętno!
JULIASIEWICZOWA
grając z nim jedną ręką
Czy ty się uczyłeś grać?
ZBYSZKO
Ja? Nie znam ani jednej nuty. To tak we mnie coś gra, we mnie tłucze się takie coś… ale to się wszystko z czasem zatłucze, e… co tam! (obejmuje ją) Wiesz co… jesteś wcale… wcale…
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Dajże mnie spokój!
ZBYSZKO
śmieje się
Pasaże, moja droga… pasaże…
Hanka przechodzi przez pokój i rzuca ponure spojrzenie nich oboje, wchodzi do kuchni.
JULIASIEWICZOWA
patrzy za nią uważnie
A wiesz, to ciekawe.
ZBYSZKO
Co takiego?
JULIASIEWICZOWA
Ta dziewczyna. Gdybyś widział, jak ona na nas popatrzyła! Ja na twoim miejscu…
ZBYSZKO
Ja też, jak będę miał czas…
JULIASIEWICZOWA
Nie rozumiesz mnie. Ja bym się właśnie daleko od niej trzymała.