ZBYSZKO
E!
JULIASIEWICZOWA
Jest zazdrosna, będzie ci robić awantury.
ZBYSZKO
To by było kapitalne!
SCENA TRZYNASTA
Ciż sami, Dulska.
DULSKA
do Zbyszka
Jeszcze jesteś tutaj? Czy ci nie wstyd? Ojciec twój pracuje, ja pracuję, siostry…
ZBYSZKO
idzie do przedpokoju, bierze palto, kapelusz; wraca i ubiera się
Mamciu, mamciu, czy się pracuje, czy nie, to wszystko idzie do jednego celu…
DULSKA
Nieprawda, my ludzie pracy, a próżniacy… to…
ZBYSZKO
A przecież i my, i wy jednako…
DULSKA
Co? co?
ZBYSZKO
Wyciągniemy kopytka… Pa! (do Juliasiewiczowej) Pa, lalu!
Wychodzi.
SCENA CZTERNASTA
Dulska, Juliasiewiczowa, Hanka.
DULSKA
Straszne rzeczy, straszne… Słyszałaś, jak on mówi! A to najgorsze, że taki zdolny, taki utalentowany! Ta żeby chciał, to przed nim kariera – no… ale nie chce, nie chce… Zaraz dadzą drugie śniadanie! Nie chce, mówię ci… nie, nie. Tylko lumpuje i lumpuje. Jak weźmie te parę reńskich w biurze, tak ginie. I jak to wygląda!… Nic, tylko kawiarnie i spódnice.
Hanka wnosi tacę z wódką, serem i zakąską.
Proszę cię, moja droga!
JULIASIEWICZOWA
Dziękuję cioci (Siadają do jedzenia.) On jest jakiś podrażniony, niezadowolniony…
DULSKA
z wybuchem
Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dziękować, prosty, zdrów… Za twoje… (pije kieliszeczek) Hanka, idź posprzątaj u panicza.
Hanka wychodzi.
JULIASIEWICZOWA
patrzy za nią
Kontenta ciocia z Hanki?
DULSKA
Tak sobie.
JULIASIEWICZOWA
cicho
Niech ją ciocia odprawi.
DULSKA
A to… czemu?
JULIASIEWICZOWA
Ja coś dostrzegłam.
DULSKA
Kradnie?
JULIASIEWICZOWA
Nie, gorzej…
DULSKA
No, no!
JULIASIEWICZOWA
Zdaje mi się, że Zbyszko się do niej bierze.
DULSKA
niechętnie
E… to…
JULIASIEWICZOWA
Wiem, co mówię. Niech ciocia ją odprawi, póki czas.
DULSKA
Moja kochana, pewnie ci się zdawało… A potem… (patrząc w bok) wobec tego, co się dzieje, że niby… no… rozumiesz… to piwo, co szumi.
JULIASIEWICZOWA
A!
DULSKA
Słowem, że rozumiesz…
JULIASIEWICZOWA
Lepiej w domu?
DULSKA
Ja nie mówię… ale…
JULIASIEWICZOWA
A wie ciocia, może ciocia ma rację…
Chwila milczenia. Przez scenę przechodzi w milczeniu Hanka i znika w kuchni. Obie panie patrzą za nią.
Trzeba jednak przyznać, że mężczyźni mają szczególny gust.
DULSKA
A, niech tam! Byle się nie włóczył i nie tracił zdrowia… Trzeba być matką, aby zrozumieć, jaki to ból patrzeć, jak syn marnieje.
JULIASIEWICZOWA
Dziękuję! Ale żeby ona potem…
DULSKA
Ona? Także! Będzie kontenta… to takie wszystko bez czci i wiary. Pokażę ci tok, co sobie kazałam przerobić.
Idzie do przedpokoju, wraca z tokiem z fiołków i białych piór, kładzie go na głowę, co przy kaftanie barchanowym i halce wywołuje dziwny efekt.
Dobrze?
JULIASIEWICZOWA
Wcale! Wcale…
DULSKA
w toku
Muszę się oszczędzać… przerabiam stare łachy.
JULIASIEWICZOWA
No, na cioci wszystko się dobrze wyda. Czy ciocia w tym roku podwyższa?
DULSKA
Spodziewam się! Muszę! Wszyscy podwyższają. Pokażę ci szpeiscetel.
JULIASIEWICZOWA
No, no!…
DULSKA
Wydobywa z szufladki papier, opiera się o stół, obie z zajęciem pochylają się nad papierem.
Suteryny całe w rumel o dwadzieścia. Do sieni wstawię magle.
JULIASIEWICZOWA
Ciasno… Zęby sobie powybijają.
DULSKA
To mi wszystko jedno. Ja tamtędy nigdy nie chodzę. Oba partery po pięć, pierwsze piętro, kokocica, o dziesięć…
JULIASIEWICZOWA
Kokocica? To za mało. Ja bym podwyższyła co najmniej o dwadzieścia.
DULSKA
Tak myślisz?
JULIASIEWICZOWA
śmieje się
Naturalnie… ma pieniądze, lekko jej przychodzą… niech płaci.
DULSKA
rozjaśniona
Niech płaci…
JULIASIEWICZOWA
śmiejąc się
Niech płaci!
DULSKA
A więc – kokotka o dwadzieścia, radca o dziesięć… drugie piętro…
Obie zacietrzewione, pochylone nad stołem, czytają. Kurtyna wolno spada.
AKT DRUGI
Ta sama dekoracja, co w akcie poprzednim. Ściemnia się powoli, długie cienie liliowoszare padają przez zamarzłe szyby. Po scenie, jak zwierz w klatce, tam i z powrotem automatycznym ruchem chodzi Dulski w szlafroku z zegarkiem w ręku. Zamyka oczy i chodzi tak jak lalka drewniana. Wreszcie ustaje. Zaraz otwierają się drzwi sypialni małżeńskiej i ukazuje się Dulska w gorsecie i spódnicy.
SCENA PIERWSZA
Dulska, Dulski, Hesia.
DULSKA
Felicjan! Felicjan!
Dulski budzi się i patrzy na nią.
Chodź! Czemu nie chodzisz? Jeszcze nie ma dwóch kilometrów. Ja tam rachuję!
Dulski pokazuje jej zegarek.
Co mi zawracasz głowę zegarkiem! Ja mam najlepszy zegar w głowie. Nie chodź! Nie chodź! Dobrze – powiem doktorowi. Umyślnie ci każę w pokoju chodzić na Wysoki Zamek, a nie po ulicy, żeby mieć nad tobą oko, czy nie szachrujesz, a ty… zresztą to twoja rzecz.
Chowa się za drzwi. Dulski zaczyna znów automatycznie chodzić. Wpada Hesia, ubrana strojnie, jasnoniebiesko, pantofelki, błękitne pończoszki. Całuje ojca w mankiet.
HESIA
Ojciec idzie na Wysoki Zamek?
Dulski kiwa głową.
A jeszcze ma ojciec daleko?
Dulski pokazuje pięć palców.
Pięćset?
Dulski kiwa głową.
To ojciec już koło Teatyńskiej?
Dulski mruczy. Hesia śmieje się.
Ale tak! Ale tak! A niech ojciec prędko idzie, bo tunel rozbijają.
Dulski patrzy na nią surowo i wzrusza ramionami. Hesia wskazuje na kanapę i przegląda się w lustrze, Dulski podchodzi do niej i ściąga ją z kanapy.
Mama nie widzi! (biegnie do drzwi pokoju dziewcząt) Mela! Mela!
GŁOS DULSKIEJ
Hesiu! Czy Mela ubrana?