– Gienek? Która godzina?
Zastępca zauważył, że Maciejewski ukradkiem chowa teczkę Trąbicza do szuflady. Kiedyś Krafta złościło, że kierownik traktuje Wydział Śledczy jak swój własny folwark. Z czasem przywykł i zrozumiał, że nie była to głupia taktyka. Zyga potrafił iść za śladem z finezją lisa, a gdyby od razu spuścić psy, wiele spraw zakończyłoby się rozczarowaniem. Kraft nie miał do tego głowy, więc może i dobrze, że pod firmą Maciejewski i S-ka robił jedynie za głównego księgowego.
– Dziewiąta dochodzi. Świeża prasa. – Podał kierownikowi gazety.
– Czytałeś?
– Tyle co po drodze. – Kraft starannie ułożył kapelusz na wieszaku. – Zacznij od „Expressu”.
Już pierwsza strona grzmiała niczym trąby Apokalipsy:
MAKABRYCZNE ZABÓJSTWO ZNANEGO DZIENNIKARZA
Potwór z Lublina? Ludność jest przerażona!
Wczoraj w godzinach porannych na Krakowskim Przedmieściu w mieszkaniu Romana Bindera, redaktora „Głosu Lubelskiego”, zaniepokojona sąsiadka dokonała makabrycznego odkrycia. Dziennikarz leżał martwy od kilku godzin, a jego nieludzko zbezczeszczone ciało wprawiło w wielką grozę nawet doświadczonych śledczych. Morderca, nie zostawiwszy śladów, zniknął w nocnym mroku.
Wszyscy zadajemy sobie pytanie, jak na głównej ulicy miasta mogło dojść do tak przerażającej zbrodni, o jakich nie słychać nawet w przestępczym półświatku przedmieść. Czy nieuchwytny morderca uderzy po raz drugi? Czy policja zdoła zapobiec kolejnym tragedjom?
Nasza redakcja, wobec milczenia władz policyjnych lubelskich, zapytała o to telefonicznie pana Ricarda Poronica, astrologa cenionego m.in. przez policje warszawską i niemiecką z uwagi na wiele konsultacyj. Znakomite medjum, a zarazem pionier nowoczesności, uwzględniający w swych analizach wpływ odkrytej dopiero w tym roku planety Pluton, przestrzega:
„Koniunkcja Słońca i Merkurego sprzyja jednostkom o silnej woli, pomagając im w tak dobrych, jak i zbrodniczych zamierzeniach. Wzmacniają ją dwa trygony Plutona: ze Słońcem, który budzi niepokój w ludzkiej psyche, i z Merkurym, który pomaga jednostkom o błyskotliwej, nawet diabolicznej sile intelektu. Jednak najbardziej złowrogą siłę niesie koniunkcja Plutona z Jowiszem, sprzyjająca uwolnieniu ciemnych cech mentalnych. Co znamienne, układ Jowisz – Pluton tworzy również najgroźniejszą parę w horoskopie na dzień 31 sierpnia 1888 r., kiedy w Londynie słynny Kuba Rozpruwacz dokonał pierwszego mordu”.
Łączymy się w smutku z całą redakcją „Głosu Lubelskiego”, a naszych szanownych Czytelników zapewniamy, że będziemy na bieżąco informować o postępach śledztwa.
– Rozumiem. – Maciejewski złożył gazetę. – Wszelkie wątki metafizyczne porzucamy definitywnie. I tak nie dorównamy „Expressowi” ani policji warszawskiej i niemieckiej. Tu między nami zgoda?
– Pełna – uśmiechnął się Kraft. – Ale jak można nic nie mieć, a pisać przez pół strony?
– Przeciwnie – pokręcił głową Zyga. – Bardzo dobry artykuł. Jak morderca go przeczyta, odetchnie z ulgą, że gówno wiemy. I o to chodzi. A co jest w „Kurierze”?
– Tam już całkiem nic.
Maciejewski chwilę błądził wzrokiem po rozkładówce, zanim trafił na faktycznie krótką wzmiankę:
ROMAN BINDER ZAMORDOWANY
W dniu wczorajszym zamordowany został Roman Binder, redaktor naczelny „Głosu Lubelskiego”, działacz prawicowej opozycji. Przybyli na miejsce policjanci i wywiadowcy z Urzędu Śledczego zabezpieczyli ślady zbrodni.
Zdawkowy komunikat Komendanta Powiatowego P. P. mówi o wszczęciu śledztwa angażującego większość sił policyjnych. Spekulacje na temat motywów zbrodni zelektryzowały środowisko dziennikarskie i polityczne Lublina. Mamy nadzieję, że wraz z postępami w śledztwie będziemy mogli poinformować Czytelników, czy mord miał podłoże osobiste, zawodowe czy też polityczne.
Większą uwagę zwracała inna notka kryminalna z tytułem: „Pan Teofil dostał w profil”. Mimo to Zyga obejrzał cały „Kurier Lubelski” bardzo dokładnie, po czym schował go do szuflady biurka.
– A co „Głos” nam głosi? – zapytał z przekąsem, sięgając po kolejny dziennik.
– To cię bardziej zainteresuje. – Kraft wyjął z kieszeni marynarki zadrukowaną kartkę rozmiaru ćwiartki gazety.
Biorąc do ręki tę jednostronicową ulotkę zwącą się szumnie wydaniem nadzwyczajnym „naszego sztandaru” – Maciejewski pokręcił głową z podziwu, że Zakrzewski zdążył ją przygotować. Nie miał natomiast wątpliwości, że klasa robotnicza nie zechce tego czytać. Nieużywanie wielkich liter, przecinków oraz akapitów może i było sensowne dla poetów awangardy, ale nie dla zwyczajnych ludzi.
…roman binder szczególnie przeciwstawiał się postępowym ruchom lubelskiej klasy robotniczej idąc przy tym ręka w rękę z rzekomo wrogim sobie reakcyjnym obozem rządzącym, co potwierdzają pracujący dawniej z nim dziennikarze: bardziej niż za redaktora gazety binder uważał się za agitatora obozu prawicy¶ niemniej wraz z przedstawicielami innych miejscowych redakcyj „nasz sztandar” zaprzecza jakoby morderstwo na osobie bindera mogło mieć coś wspólnego z działalnością polityczną opozycyjnej lewicy. lecz jeśli okazałoby się iż czynu przestępczego dopuścił się w akcie desperacji przedstawiciel wielokrotnie opluwanej przez „głos lubelski” klasy robotniczej i mniejszości narodowych nasza redakcja roztoczy nad nim bezpłatną opiekę prawną i zadba o rzetelne relacje z procesu¶ bo choć przestępstwa nie pochwalamy ofiara na żal ludu pracującego nie zasługuje.¶
– I co sądzisz? – spytał Zyga, odkładając ulotkę.
– Artykuł 50. rozporządzenia o prawie prasowym jak nic. Wzywanie do składek na rzecz i wyrażanie uznania dla przestępcy. Trzy miesiące i tysiąc grzywny. No ale Zakrzewski zbiegł, tak? – Spojrzał podejrzliwie na podkomisarza.
– Zbiegł czy nie, tę bibułę podpisał Józef K. Zadziwiające: aresztować Józefa K.! – zaśmiał się Maciejewski.
Kraft jednak nie zrozumiał, bo nie znał „Procesu” Kafki. Maciejewski czytał tę powieść po niemiecku i bolał, że dotąd nikt nie zrobił polskiego przekładu. Jego zdaniem „Proces” powinien wyjść w co najmniej kilkunastotysięcznym nakładzie i prócz księgarń trafić jako książka instruktażowa do wszystkich urzędów oraz wydziałów śledczych.
– A zresztą… – machnął ręką. – W każdym razie niejednemu czerwonemu Józef, a kto udowodni, że ów K. to Zakrzewski? No i co mnie to obchodzi?!
Zyga sięgnął po najnowsze wydanie „Głosu”. Nie znalazł tam nic oprócz przypomnienia, jakim to wzorem cnót był świętej pamięci redaktor Binder, i w domyśle – jakim sukinsynem musi być jego zabójca. Jednak zapach farby drukarskiej przywiódł Maciejewskiemu odległe wspomnienie o kawie. Sięgnął na parapet, gdzie odstawił dzbanek z „Europy”. Był całkiem pusty. Nawet fusy wyschły i za nic nie dałoby się z nich wróżyć. Najwyżej karmić nimi rosówki, które po kawie zawsze nabierały nadzwyczajnego wigoru i w Bystrzycy, parę kroków od domu Zygi, łapały się na nie taaakie okonie.
– Masz może kawę w termosie? – zapytał Krafta.
– Ale z mlekiem – uprzedził zastępca, sięgając do teczki.
– A jakichś kanapek żona ci nie zrobiła? – indagował dalej Maciejewski, kiedy już jego wczorajsza, pełna zacieków filiżanka napełniała się aromatycznym płynem.
Wywiadowcy nie przynieśli praktycznie żadnych informacji. Znajomi Bindera nic nie wiedzieli, co rozmowniejsi potrafili tylko dzielić się ze śledczymi podejrzeniami. Wszystkie one były równie interesujące co rewelacje podkomisarza Tomaszczyka. Dopiero po dziesiątej Fałniewicz wraz z Grzewiczem i jednym mundurowym przytaszczyli kilka paczek archiwalnych numerów „Głosu”.