– Zaraz się tym zajmę – obiecał Erion.
Marco jeszcze raz przyrzekł Dolgowi, że na pewno się pospieszą, i na tym rozmowa między nimi trzema się skończyła.
Czarni aniołowie unicestwili wszystkie niebezpieczne trucizny i inne straszne rzeczy, które Talornin miał w swojej torbie. Potem wszyscy szybkim krokiem przeszli na polanę. Sardor, jako najsilniejszy, niósł Rama. Dowódca Strażników wciąż jeszcze był bardzo słaby, ale żył i tylko to miało w tej chwili jakiekolwiek znaczenie. Indra nawet na chwilę nie przestawała ściskać go za rękę i bliska płaczu z radości czuła, jak ciepło z wolna zaczyna powracać do ciała męża.
– Mówiłeś o epidemiach – odezwał się jeden z czarnych aniołów do Marca. – Czy macie jeszcze jakieś inne problemy?
Marco roześmiał się wymuszenie.
– Cóż, nazwanie strasznych katastrof zaledwie problemami byłoby chyba z naszej strony przesadą w drugą stronę. Oprócz wszystkich tragedii osobistych, na które nic nie jesteśmy w stanie zaradzić, mamy także sprawę klimatu i groźbę przesunięcia się biegunów. Wiemy też, że ku naszemu systemowi słonecznemu zmierza rój meteorów, i o ile dobrze rozumiemy, w roju tym są formacje tak wielkie, że mogą rozbić w pył całą Ziemię. Poza tym jak zwykle uskok Świętego Andrzeja w Kalifornii znów grozi wywołaniem trzęsienia Ziemi ogromnych rozmiarów. Golfstrom się zwęził, co może doprowadzić do niezwykle surowych zim w uzależnionych od niego krajach. Poza tym mamy jeszcze powodzie, wielki głód w Afryce…
Czarni aniołowie przystanęli. Uśmiechali się, a jeden z nich podniósł rękę.
– Stop, stop, to nam już wystarczy. Do tego niepotrzebna ci nasza pomoc, nikt nie musi się martwić. Głodowi na przykład sami już zdołaliście zapobiec, gdy za pomocą naprawdę doskonałego eliksiru Madragów uczyniliście Ziemię płodną i nauczyliście ludzi dzielić się z innymi. Mieszkańcy Ziemi od tej pory będą do siebie życzliwie nastawieni. A jeśli chodzi o klimat? Ależ, drodzy przyjaciele, przecież on zawsze się zmieniał! Przypomnijcie sobie wszystkie epoki lodowcowe, czy bieguny się przesunęły, gdy lodowa tarcza sięgała aż do Morza Czarnego i jeszcze dalej na południe?
– A ten rój meteorów?
– Ominie Ziemię. Być może będziecie mieli okazję podziwiać miriady spadających gwiazd, nie mające sobie równych, to trudno przewidzieć, lecz dla Ziemi ten rój meteorów nie stanowi żadnego zagrożenia. Macie jeszcze jakieś inne zmartwienia?
– Przypuszczam, że skorupa ziemska zawsze pozostaje w ruchu – mruknął Marco. – Wybuchy wulkanów, tropikalne burze…
– Taka już jej natura, Marco. Tak Ziemia została stworzona i ludzie muszą z tym żyć. Ziemia stanowi część systemu, który jest zbyt wielki, by można było w niego ingerować, ale…
Znów ruszyli, lecz nagle aniołowie ponownie się zatrzymali.
– A jednak ludzie tak zrobili. Czy pamiętacie tych, którzy usiłowali odtworzyć Wielki Wybuch w laboratorium? Czy to nie było w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym? Tak, właśnie tak. Na szczęście pseudonaukowcom odebrano tę „zabawkę”, bo gdyby udało im się zrealizować pomysł, eksperyment mógł przybrać znacznie poważniejsze rozmiary, niż oni to przewidzieli. Ziemia zmieniłaby się w czarną dziurę we wszechświecie, i to w ułamku sekundy. My, w Czarnych Salach, ogromnie się wówczas niepokoiliśmy.
Słuchający ich zadrżeli z przestrachem. Oni także słyszeli o tym eksperymencie.
Czarni aniołowie pokonali ostatnie metry dzielące ich od polany.
– Najważniejsze więc, aby ludzie nie igrali z atomami, molekułami, z budową rzeczy. To naprawdę śmiertelnie niebezpieczne.
– O, tak, o tym doskonale wiemy – odezwała się Indra. – Mieszkałam na powierzchni Ziemi, kiedy chorzy na żądzę władzy przywódcy poczynali sobie jak najśmielej.
– Rzeczywiście, mieszkałaś tam wtedy. Cóż, ale teraz już się pożegnamy. Naprawdę miło było spotkać aż tyle istot, pragnących czynić jedynie dobro. Powodzenia w dalszych działaniach! Żegnaj, drogi książę! Zabierzemy jeszcze wirusa od Shiry.
Jasność wokół nich tak się wzmogła, że nikt nic więcej już nie widział. Światło ich oślepiło. Gdy wreszcie wróciło do normy, czarni aniołowie zniknęli.
11
Opuszczali polanę w gorączkowym pośpiechu. Marco wiedział, że statek kosmiczny ma bardzo liczną załogę, pragnął więc zabrać ze sobą wszystkich Strażników. Nie chciał jednak nikogo tu zostawiać. I co zrobią z gondolami? Ach, czyż nigdy już nie rozstaną się z Górami Kruszcowymi?
Propozycja, by Indra, Armas i Ram, który dochodził już do siebie, zabrali każde swoją gondolę do bazy, wraz z Lisą i Sol jako pasażerkami, spotkała się z urażonymi protestami większości i prawdziwą wściekłością Armasa. Dlaczego nigdy nie traktowano go jako pełnowartościowego Strażnika?
No właśnie, dlaczego?
Wreszcie Ram znalazł rozwiązanie. Na pokładzie największej gondoli znajdowała się minigondola, taka jak ta, której Goram, Lilja i Dolg używali niekiedy w Taran – gai. Gdyby tylko udało się przymocować ją do Maszyny Śmierci, zmieściliby się wszyscy.
To dało się zrobić, ale zabrało trochę czasu. Marco bardzo się już denerwował, a w niczym nie poprawił sytuacji Faron, ponaglający ich z Guilin, i Dolg, przebywający nie wiadomo gdzie.
– Liso, ty zapewne wolałabyś zostać w swojej ojczyźnie? – odezwał się życzliwie Kiro. – Możemy cię odstawić do najbliższych zabudowań.
Dziewczyna, słysząc to, szeroko otworzyła usta. Uważała się teraz za jedną z nich, a tymczasem okazało się, że oni chcą się jej pozbyć. Nie zdołała zdusić szlochu rozczarowania, Kiro więc czym prędzej ją zapewnił, że oczywiście 'wolno jej jechać wraz z nimi, lecz wyprawa może okazać się niezwykle ciężka.
– Wydaje mi się, że widziałam już wszystko – odparła cierpko Lisa i po części miała rację.
Armas nie wiedział, co robić. Pomagał w przymocowaniu małej gondoli do Maszyny Śmierci, lecz myślami był zupełnie gdzie indziej.
Biedna Berengaria, westchnął w duchu zatroskany. Czeka już tak długo, bym przybył jej na ratunek, a co teraz się stanie? Jak zdołam dochować tajemnicy, że nie należę już w pełni do niej? Oczywiście to ona jest najpiękniejsza, Lisa zaś to zupełnie niemożliwa osoba, a poza tym ojciec naprawdę się wścieknie, ale moje uczucia są teraz takie podzielone. Temu nie zdołam zaprzeczyć. Lisa jest taka wzruszająca. Chroni się przy mnie, mam wrażenie, że trochę się we mnie podkochuje, ale przecież nie mogę sprawić przykrości Berengarii. Szczególnie teraz, gdy ona tak bardzo cierpi!
Ale jestem odpowiedzialny również za Lisę, to przecież ja wyciągnąłem ją z uzależnienia. No, oczywiście, Marco trochę mi pomógł, ale to ja powiedziałem jej, że nie może dłużej tego robić, że to szkodzi jej zdrowiu. Na pewno właśnie moje słowa sprawiły, że się zdecydowała skończyć z tym świństwem.
Uśmiechnął się lekko do siebie. Naprawdę dziwne, jak wszystkie kobiety wodzą za nim oczami. Musi w nim być coś naprawdę niezwykłego, zresztą i matka, i ojciec zawsze to powtarzali. Kiedy był mały, bez przerwy mówili, że jest taki śliczny, i nie było młodego chłopaka przystojniejszego od niego, pomyślał z rozrzewnieniem.
– Armasie, dlaczego, do pioruna, tak się strasznie lenisz? – ostro przywołała go do porządku Indra. – W dodatku z taką idiotycznie sentymentalną miną jak u małych dziewczynek zajętych swoimi lalkami. Bierz się do roboty! A może masz dyspensę od wszelkich pożytecznych zajęć?
Najgorsze jednak było to, że wszyscy wybuchnęli teraz śmiechem. Nawet Lisa.
Rakieta mknęła w dół. Talornin stracił już nad nią panowanie, lecz to w niczym nie szkodziło, bo przecież w tym wąskim cylindrze, prowadzącym z powierzchni Ziemi w dół do Królestwa Światła, była tylko jedna droga. Od czasu do czasu, wymykając się całkowicie spod kontroli, rakieta straszliwie zgrzytała o ściany, aż sypały się skry, lecz wystarczył wtedy jeden zręczny ruch Talornina, by znów naprowadzić ją na właściwy tor.