Выбрать главу

– Za to, że włamałaś się do domu Gorama i Lilji, ty złodziejko! – zawołała Sol.

Lenore poczuła, jak ostre szpony szarpią cienką, delikatną skórę na ramionach, z której była taka dumna. Z bólu na moment przejaśniło jej się w głowie.,

– Dobrze, dobrze, zaprowadzę was do Móriego i Berengarii! – krzyknęła, nie mając wcale takiego zamiaru.

Jeśli tylko będzie miała okazję przyłączyć się do nich… Na pewno zdoła uczynić z potężnego Farona swego sprzymierzeńca, to bez wątpienia nie będzie trudne, a wtedy Talornin wraz ze swoimi planami może sobie uciekać tam, gdzie pieprz rośnie.

Wizje ustały. Czarne ptaszyska zniknęły.

– Wspaniały pokaz! – Libusza ściszonym głosem pochwaliła Sol.

– Moc wciąż jest we mnie – odparła z dumą czarownica z rodu Ludzi Lodu. – A w gniewie staje się po dwakroć silniejsza.

– Oczywiście – przyznała Libusza.

Ona sama miała pewne problemy z wykorzystaniem swojej magicznej mocy, która działała niejako w przeciwnych kierunkach: twierdza miała pozostawać widoczna, gondola Kira zaś – niewidoczna. To wymagało od Libuszy nie lada wysiłku.

Lenore chwiała się na nogach, była bowiem kompletnie wycieńczona. Ze zdumieniem patrzyła na swoje poparzenia, znikały tak samo jak skaleczenia na barkach. Buty leżały nieco dalej na płaskowyżu, one również wyglądały na całe. Ustał też wszelki ból.

Przekleństwo, pomyślała Lenore. Dałam się zwieść tej wiedźmie.

Gdy sobie to uświadomiła, jej przewrotna inteligencja znów zaczęła pracować i Lenore uczyniła to, o czym już dawno powinna była pomyśleć: wyciągnęła pistolet ze śmiertelnie niebezpiecznymi gazowymi nabojami i wycelowała go w Sol.

Ale Kiro okazał się szybszy. Przez cały czas trzymał w pogotowiu swą obezwładniającą broń, bo nawet przez sekundę nie zaufał Lenore.

Strzał trafił ją w ramię. Ręka z pistoletem opadła, a broń potoczyła się na ziemię. Nabój nie zdążył opuścić magazynka.

Podnieśli nieprzytomną Lenore z ziemi, nie mogli jej przecież tak zostawić.

– No, a Talornin? – spytał Kiro, oglądając niebezpieczny gazowy pistolet; w końcu zdecydował się zagrzebać go pod kamieniem. – Gdzie on jest?

– W twierdzy – odparła Sol, która już do nich zeszła. – Nim nie musimy się przejmować, tę sprawę przejmie Libusza.

Sol nie była w pełni usatysfakcjonowana. Choć wreszcie znów mogła zająć się magią, co sprawiło jej prawdziwą przyjemność, wciąż przecież nie policzyła się z Lenore…

Akurat teraz jednak nie było na to czasu. Lenore leżała nieprzytomna, a poza tym Libusza ściągnęła na siebie uwagę wszystkich, również Sol. Potężna czarodziejka, królowa z minionych czasów, pozwoliła, by gondola Kira znów ukazała się ich oczom.

Sol i Faron ciepło pożegnali się z Libuszą, obiecując, że nie pozostawią Lisy samej sobie, dopóki całkiem nie uwolni się od narkotyków i w głowie nie pojawią jej się szlachetniejsze myśli. Równie szlachetne jak Libuszy, wtedy gdy była królową Bohemii i uczyniła tak wiele dla swego kraju.

Kiro zabrał wszystkich na pokład swojej gondoli i sprowadził ją na dół do pozostałych pojazdów.

Gdy już wylądowali i skierowali się ku gondoli Armasa, przewieszona przez ramię Sardora Lenore na powrót się ocknęła. Postawiona na ziemi, uświadomiła sobie własne żałosne położenie i natychmiast zmieniła ton. Odgrywała teraz słabą i bezbronną, potrzebującą męskiego wsparcia. To Sol była łajdaczką, ona sama zaś osobą boleśnie pokrzywdzoną. Miała nadzieję, że mężczyźni to zrozumieją.

Drżąco uśmiechając się do Farona, zagadnęła:

– My się chyba jeszcze nie znamy? Jestem Lenore.

– Dobrze o tym wiem – odparł surowo Faron. – Wskaż nam teraz drogę do Móriego i Berengarii.

Mógł chyba okazać jej większą przychylność?

– Ile twój partner Talornin wie o tym wszystkim? – pytał Faron równie ostrym głosem jak poprzednio. – Czy to on przechowuje wirusa? Lenore wcale nie obchodził los jej partnera, poczuła ochotę na innego mężczyznę, Talorninem mogła przecież zająć się później.

– Ja nie mam o niczym pojęcia – odparła beztrosko, zaglądając Faronowi głęboko w oczy.

Sol znów ogarnął gniew. Chcąc zakończyć swe czary mocnym akcentem, mruknęła półgłosem:

– Za to, że chciałaś zwabić niewinną Lilję do lasu i skazać ją na zatracenie!

Po słowach wiedźmy z. Ludzi Lodu ciało Lenore wydało z siebie bardzo nieprzyzwoity odgłos.

Lenore była tak wstrząśnięta, że aż dech jej zaparło ze wzburzenia. Próbowała skoczyć swej przeciwniczce do oczu, lecz Kiro natychmiast stanął między nimi.

– Wystarczy już tego, Sol! – oświadczył stanowczo Faron, ale tak jak inni mężczyźni nie potrafił zachować całkowitej powagi. – Nie będziemy o tym pamiętać, Lenore. A teraz już ruszamy.

Weszli do gondoli. We wnętrzu pojazdu Lenore aż drgnęła. Do diaska, to ten dureń Armas, w dodatku na jej widok tak się skrzywił, jakby spróbował octu. A obok niego siedzi jakaś godna pożałowania dziewczynina. Taka blada, oczy ma podsinione i cała się trzęsie jak osika na wietrze. Po cóż oni ją ze sobą zabrali?

No cóż, przynajmniej nie musi jej uważać za rywalkę.

Lenore przyjrzała się po kolei wszystkim mężczyznom w gondoli. Jak zwykle szukała spojrzeń wyrażających bezgraniczny podziw.

Kochajcie mnie, wielbijcie, zasługuję na to!

No, oczy Armasa w każdym razie nic takiego nic' mówiły, ale przecież z nim już skończyła. Kiro sprawiał wrażenie, jakby świata nie widział poza tą idiotką, tą wiedźmą Sol. Dwaj Strażnicy, jak oni się, do diabła, nazywają, zajęli się maszynerią, a Faron…

Jakiż on przystojny!

Och, oczywiście nie słyszał tego, co się jej przy darzyło w lesie, niemożliwe, by tak było, bo przecież patrzył teraz prosto na nią.

Ale jakąż surowość miał w oczach!

– Zaprowadź nas wprost do Móriego i Berengarii, inaczej cię unicestwię!

Lenore pobladła. Doskonale wiedziała, że Faron jako Obcy jest w mocy to zrobić.

Czy on nie widzi, kogo ma przed sobą? Najpiękniejszą kobietę w całym Królestwie Światła, pożądaną przez wszystkich! Czy nie wiedział, ilu mężczyzn leżało u jej nóg, błagając o łaskawość? Czyż nie zdobyła sobie sławy najbardziej ognistej kochanki w całym wszechświecie? Czyż wszyscy mężczyźni nie pragnęli nosić jej na rękach, tak by jej pięknych stóp nie pobrudziła ziemia?

Kokieteryjny, dziecinnie bezbronny uśmiech Lenore nie zrobił wrażenia na Faronie, akurat bowiem w tej chwili jeden ze Strażników zawołał:

– Ram nas wzywa!

2

Maszyna Śmierci, trzymając się w bezpiecznej odległości od gondoli Rama, czekała niewidoczna w ukryciu.

Pilotowali ją ludzie, którzy trafili do Królestwa Światła nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Ani trochę nie pasowali do tamtego wspaniałego świata, zachowywali się tak okropnie, że zesłano ich na Bliźniaczą Planetę, a oni poprzysięgli za to odwet. Dlatego też przyłączyli się do Talornina, gdy przygotowywał bunt i utworzył swą własną grupę.

Wybiła wreszcie godzina zemsty.

– Dlaczego tak zwlekamy? – wykrzyknął ze złością jeden z pilotów. – Bierzemy ich! Tak ich kopniemy w tyłek, że się rozerwą na strzępy!

Już kładł rękę na wyrzutni pocisków.

– Nie! Wstrzymaj się! – syknął drugi, o włos inteligentniejszy od tamtego. – Talornin bardzo wyraźnie nam przykazał, żebyśmy pozwolili się doprowadzić do właściwego miejsca. Potem będziemy mogli rozprawić się ze wszystkimi za jednym zamachem i zabierzemy wtedy jego i tę przeklętą Lenore. Wydaje się, że oni na dobre utknęli.