Teraz przyszła kolej na Berengarię.
– Jak oni wyglądają! Jak strasznie cuchną! – wzdrygnęła się z obrzydzeniem Lenore.
Ogromnie rozzłościła tym Indrę.
– A ty byś lepiej wyglądała po tygodniach spędzonych w tym pojemniku? Pomóż nam teraz, zamiast tylko stać i narzekać!
Lenore odwróciła się. Praca była poniżej jej godności.
– Ojcze – gorzko zaśmiał się Dolg, ogarnięty rozpaczą. – Czy ty zawsze musisz pozwalać, by cię zakopywano?
Przypomnieli sobie, że Dolg jako dziecko musiał ratować Móriego z pomocą błękitnego szafiru. Później zaś Marco przywołał czarnoksiężnika z powrotem do życia po tym, jak Móri przez dwieście lat spoczywał pod ziemią z wbitym w ciało kołkiem. Teraz znów sytuacja się powtórzyła. Wydawało się, że Móri po raz kolejny przekroczył granicę.
A przecież Dolg niezbyt dużo wiedział o wielu długich miesiącach, jakie bardzo młody Móri spędził pod ziemią w niezwykłym systemie grot Surtshellir na Islandii.
Dolg myślał głośno:
– A teraz nie ma tu z nami ani Marca, ani szafiru.
– To prawda – odparł Faron z wysiłkiem. – Unoście ją ostrożnie, ona jest przecież…
Nie chciał na głos wymawiać słów, które mu się nasunęły: „kruchym szkieletem”.
– Czy oni żyją? – pytał Armas. Nie mógł patrzeć na cudowną Berengarię w takim stanie.
– Nie wiem, Armasie – odparł Faron niewyraźnym głosem. – Nie wiem.
– W ojcu na pewno tli się jeszcze iskra życia, trzeba więcej, żeby go zniszczyć – odparł Dolg. – Bardziej niepewne jest natomiast, co z Berengarią.
Faron rozejrzał się wkoło zrozpaczony.
– A co my im możemy zaproponować? Komorę śmierci?
– Co takiego? – rozwrzeszczała się Lenore.
Nikt się nią nie przejmował.
– Masz rację, Dolgu – ciągnął Faron. – Potrzeba nam teraz albo Marca, albo szafiru.
Klęczał, tuląc do siebie Berengarię. Dolg w ten sam sposób trzymał ojca w ramionach. Indra i Algol usiłowali opatrywać najgorsze zranienia zamkniętych, nie wiedząc właściwie, od czego zaczynać.
Tę niezwykle trudną sytuację, która wydawała się bez wyjścia, odwróciła Gia.
– Hm – chrząknęła niepewnie. – Ja… eee… dostałam coś od babci…
Popatrzyli na nią bez większych nadziei. Dziewczyna wyciągnęła maleńką skórzaną sakiewkę, którą nosiła zawieszoną na szyi.
– Babcia powiedziała, że to dla mnie na szczęście. Proszek elfów. Ale można go też użyć…
– Elfów? – ożywił się Faron. – Mów dalej, Gio!
Wiedzieli przecież, że w żyłach jej babci płynęła krew elfów, podobnie jak w żyłach Tsi – Tsunggi, który również nosił przy sobie remedia elfów i dzięki nim ocalił ich w Górach Czarnych. Wówczas był to środek innego rodzaju: ziarenka życzeń.
Gia pokiwała głową.
– Babcia mówiła, że mogę zjeść trochę tego proszku, jeśli zachoruję.
Faron wyciągnął drżącą rękę. Gia ufnie położyła na niej skórzany woreczek.
– Tylko troszeczkę – przestrzegła.
– Oczywiście. Otwórz to, Indro, ja nie mam dostatecznie swobodnych rąk.
Indrze z przejęcia plątały się palce, w końcu jednak udało jej się rozwiązać supeł i wyciągnęła szczyptę zielonego proszku.
– Trzeba to popić wodą – wyjaśniła Gia.
Algol czym prędze; zaczął szukać butelki z wodą.
– Najpierw Berengaria – oświadczył Dolg. – Ojciec jest z twardszej materii.
– Ale w jaki sposób skłonimy ich, żeby to przełknęli? – jęknęła Indra, pomagając Faronowi wsunąć proszek elfów jak najgłębiej do ust Berengarii. Nawet w tym strasznym stanie, w jakim w tej chwili była dziewczyna, dało się dostrzec jej urodę.
Lisa straciła przytomność, ale nikt nie mógł teraz jej pomóc, nie mieli na to czasu.
Algol przyniósł butelkę z wodą. Wszyscy obchodzili się z Berengarią najdelikatniej jak umieli, lecz mimo to strasznie się bali, że jej delikatna skóra i wysuszone błony śluzowe popękają.
– Przełknij – szeptał Faron zdenerwowany. – Przełknij, proszę!
Kiedy usta dziewczyny napełniły się wodą, odruchowo przełknęła.
– Ona żyje – szepnęła Indra.
– Nie możemy mieć żadnych nadziei – odparł Faron. – To mógł być zwyczajny odruch.
Wszyscy jednak wiedzieli, że nie ma racji. Martwe ciało nie mogło zrobić czegoś podobnego.
W milczeniu dziękowali Świętemu Słońcu, które dostatecznie długo świeciło nad Berengarią, przydając jej odporności.
Indra i Algol zbliżyli się do Móriego i teraz to samo powtórzyli z nim. Jak się spodziewali, Móri był silniejszy i natychmiast przełknął lekarstwo.
– Dziękuję ci, Gio – szepnął Dolg z głębi serca.
– O, tak – zawtórował mu Faron, do którego zaraz dołączyli inni. – Dziękujemy, Gio.
Delikatna twarzyczka dziewczyny rozpromieniła się niczym słońce.
Wciąż jednak nie wiadomo było, jaki będzie rezultat ich działań. Wiedzieli jedynie, że nieszczęśliwi więźniowie otrzymali zaledwie szansę na przeżycie.
Lenore wpatrywała się w Farona, którego zamierzała zdobyć. I uczyni to, byle tylko dano jej trochę czasu. Stała oparta o ścianę i nie mogła pojąć tego, co widzi: wyrazu twarzy tego szlachetnego, ze wszech miar godnego pożądania Obcego. Czułości, z jaką trzymał tę kupkę kości. To absolutne szaleństwo, czyż on nie widzi, że ona, Lenore, tu stoi? Ona, najpiękniejsza, której przecież pragnęli wszyscy. A tamta to zwyczajna kobieta ludzkiego rodu, najzupełniej niegodna Obcego, w dodatku z takim wyglądem? Jak można się zainteresować podobnym straszydłem? Zresztą ona na pewno już nie żyje, i całe szczęście.
Móri drgnął odrobinę.
– Wszystko będzie dobrze – zaczął Algol. – On powoli przychodzi do siebie. A co z nią?
– Wydaje mi się… – zaczął Faron. – Mam wrażenie, że życie jeszcze się w niej tli. Gio, żądaj, czego tylko chcesz, dostaniesz wszystko!
– Bardzo bym chciała, żebyśmy wszyscy stąd wyszli – powiedziała Gia naiwnie. Była tak dumna z uznania, z jakim spotkał się jej czyn, że wciąż nie przestawała się uśmiechać.
– Doprawdy, żądasz rzeczy niemożliwej – mruknął Faron pod nosem.
Berengaria bardzo wolno otwierała udręczone oczy. Kiedyś takie piękne, były teraz zamglone, zupełnie pozbawione blasku.
Ale w kącikach jej ust dawał się dostrzec cień uśmiechu.
– Przyszedłeś – szepnęła ledwie słyszalnie.
– Szukałem cię całymi dniami i nocami – odparł Faron wzruszony. – Teraz wszystko już będzie dobrze.
Ale jakim sposobem? Jak oni się stąd wydostaną?
Armas, który stał nad nimi pochylony, rękami wspierając się o kolana, nie usłyszał ich słów, dostrzegł tylko, że Berengaria żyje i odzyskała przytomność.
– Berengario, popatrz tutaj! To ja. Bądź spokojna, zaopiekuję się tobą. Od tej pory będziemy zawsze razem. Przesuń się odrobinę, Faronie, ja się nią zajmę.
Ponieważ żadne z nich się nie ruszyło, jakby nie mając dla niego czasu, zirytował się trochę.
– Berengario, wiem, że cię nie zauważałem i odrzuciłem, gdy prosiłaś o moją miłość, ale teraz…
Dziewczyna z wielkim wysiłkiem przeniosła spojrzenie na niego.
– Tak, to ja, twój Armas, nie żadne przywidzenia!
Odpowiedzią było jedynie zamglone, pozbawione wyrazu spojrzenie, a potem Berengaria wygodniej ułożyła głowę na ramieniu Farona i z powrotem zamknęła oczy.
Faron nie podnosił głowy, nie chciał jeszcze bardziej zawstydzać Armasa. Ale szczęście, oddanie, tkwiące w tym drobnym geście Berengarii, i gotowa ją wspierać dłoń Farona, tak pełna czułości, nie pozwalały już nikomu się mylić.