Выбрать главу

Przez chwilę krążyła po statku. Tak jak i jej przyjaciele stwierdziła, że korytarze biegną równolegle, między nimi zaś są pomieszczenia. Nasłuchiwała uważnie głosów i szelestów, unikając miejsc, z których dobiegały, aż wreszcie natrafiła na jakąś ścianę, która całkiem zagrodziła jej drogę.

Tej ściany nie powinno tu być.

Coś jej podpowiedziało, że znalazła się we właściwym korytarzu. Daremnie poszukiwała ukrytego mechanizmu, który by usunął przeszkodę, ale za to odkryła drzwi do przechodniego pomieszczenia. Chciała przedostać się na drugą stronę zagradzającej drogę ściany i sprawdzić, czy może tamtędy zdoła dotrzeć do uwięzionych przyjaciół.

Będąc już w równoległym korytarzu, dostrzegła grupę ludzi Ingelgeriusa, obróconych do niej plecami. Stali gotowi wkroczyć do jakiegoś innego pokoju, z którego dobiegłby ostrzegawcze krzyki Sardora.

Sol dobrze wiedziała, że eliksir Madragów nie działa na tych na wskroś przesyconych złem.

– Do diabła! – mruknęła jednak. – Któryś z nich musi mieć przynajmniej odrobinę serca – szepnęła do siebie i wyciągnęła swój spray z eliksirem.

Podeszła tak blisko, jak starczyło jej na to odwagi, i posłała chmurę rozpylonych kropelek w stronę mężczyzn. Celowała w dół, by opary eliksiru mogły wznieść się w górę. W ten sposób działał skuteczniej.

I rzeczywiście, zadziałał. Spostrzegła, że większość uzbrojonych ludzi.opuszcza pistolety i ze zdumieniem patrzy na kompanów.

– O, nie, nie chcę w tym brać udziału – oświadczył jeden.

– Ja także – oburzył się inny. – Przecież to morderstwo!

– Rzeź – uzupełnił trzeci.

Jedynie czterem nie przeszła ochota na strzelanie, jednakże prędko zostali obezwładnieni przez swych dawnych koleżków albo przez usypiające pociski Strażników. Chwilę potem Sol poczuła obejmujące ją ramiona Kira.

Gdy ucichła wrzawa, a czterej wrogo nastawieni mężczyźni zostali związani i zamknięci w jednym z sąsiednich pomieszczeń, Ram powiedział:

– Dziękujemy ci, Sol, jesteś naprawdę genialna. Ze też nam nie przyszło to wcześniej do głowy!

– No cóż, nie wszyscy mają przy sobie taki rozpylacz – odrzekła Sol z fałszywą skromnością Jak większość ludzi była bardzo wrażliwa na pochwały. – Wiesz, z mojej dawnej profesji wyniosłam wielkie zamiłowanie do wszystkiego, co można przechowywać w buteleczkach, małych pojemnikach i pudełeczkach.

Prawdę powiedziawszy, także Ram i Sardor mieli takie rozpylacze, ale nie wpadło im do głowy, że można ich użyć przeciwko wrogowi. A przecież powinni byli się czegoś nauczyć, kiedy Indra eliksirem rozbroiła pilotów Maszyny Śmierci.

Marco prędko wprowadził Sol w sytuację. Wyjaśnił, że przyjaciele zostali zamknięci za stalowymi drzwiami.

Natychmiast wtrącił się jeden z mężczyzn z obsługi statku:

– Oni są w komorze śmierci! Wydaje mi się, że jest już za późno, by ich ratować.

A jakiś inny dodał:

– Biegnę wyłączyć wentyle.

– I podnieś ściany! – krzyknął jeszcze za nim pierwszy.

Za późno?

Te słowa nie przestawały dźwięczeć im w uszach, gdy przez kantynę biegli do drugiego korytarza.

Mężczyźni wyjaśnili, że celem, dla którego przyłączyli się do grupy Talornina, był powrót do Królestwa Światła, a przynajmniej na Ziemię. Talornin wmówił im, że mieszkający tam ludzie są ich wrogami, należy ich więc zwalczyć. Dlatego zostali uzbrojeni i zachowywali się tak agresywnie. Tak naprawdę byli właściwie zupełnie niegroźni.

Ram, który z powodu Indry miał serce w gardle, spytał, jak przedstawia się sprawa z pozostałą częścią obsługi statku kosmicznego.

– Nie ma ich tak wielu, my stanowimy główną siłę. A jeśli chodzi o ich wrogość, to oceniam ją na pięćdziesiąt procent. Trudno powiedzieć. Najgorszy jest oczywiście Ingelgerius.

Dotarli do korytarza, w którym uwięziono ich przyjaciół, akurat w chwili, gdy obie ściany z hukiem się podnosiły. Korytarz znów był wolny.

18

Scena, która ukazała się ich oczom, była doprawdy dramatyczna.

Na samym środku Armas zacięcie walczył z Lenore. Chociaż czy zacięcie? Przecież ledwie mieli siłę poruszać rękami, walczyli jak w zwolnionym tempie. Ale Marco i Strażnicy zdążyli zarejestrować, że mimo wszystko nie przybyli za późno, przynajmniej jeśli chodzi o większość. Zobaczyli też Dolga, on i Algol zajmowali się Mórim!

Ach, Móri, a więc znaleźli Móriego! I Berengarię, która leżała teraz w objęciach Farona. Ale jak ta para więźniów wygląda?

Marco szukał wzrokiem. Tam była Gia. I ona, i Indra wyglądały, jakby dotarły już do kresu. Przypadł do nich natychmiast i podniósł Gię, a jednocześnie Ram uklęknął przy Indrze. Pod inną ze ścian Marco dostrzegł Lisę, widać było, że dziewczyna potrzebuje pomocy, i to natychmiast. Lenore przestała walczyć w tej samej chwili, gdy się zorientowała, że ściany się podniosły. Wyglądało na to, że wygrał Armas, bo trzymając coś w ręku na chwiejnych nogach podszedł do Lisy. Marco postawił na ziemi Gię, która łapczywie niczym tonący chwytała świeże powietrze. Podobnie zresztą zachowywali się wszyscy, którzy zostali tu zamknięci.

Wszyscy oprócz Lisy.

Marco podszedł do dziewczyny.

– Co ty jej dajesz? – spytał Armasa.

Armas pokazał mu woreczek.

– To proszek elfów. On uratował Móriego i Berengarię. Gia go miała.

Marco odwrócił głowę i z uznaniem popatrzył na dorosłą Gwiazdeczkę. Nie był pewien, czy dostrzegła jego uśmiech, ale tak mu się przynajmniej wydawało.

– Pozwól, że ci pomogę – zaproponował Marco Armasowi.

Wspólnymi siłami zdołali jakoś wsypać proszek Lisie do ust. Świeże powietrze, które napłynęło po otwarciu ścian, i do niej chyba zaczęło docierać, bo zorientowali się, że oddycha. Armas westchnął z ulgą.

W tym czasie, gdy zajmowali się dziewczyną, podkradła się do nich po cichu Lenore i ściągnęła skórzaną sakiewkę, zostawioną na podłodze. Zobaczyła to Gia i zaraz zawołała:

– Och, nie, zostaw! To niebezpieczne! Rozchorujesz się, jeśli zażyjesz za dużo!

Ale było już za późno. Lenore zdążyła wsypać sobie większą część zawartości woreczka do ust i przełykała ją teraz, brzydko się krzywiąc i kaszląc.

– Nie mogłaś o tym wcześniej powiedzieć? – rzuciła agresywnie Gii.

– Nie wiń jej! – ostro zaprotestował Algol. – Przez cały czas zachowywałaś się skandalicznie i masz wreszcie to, na co zasłużyłaś! Wyjdź stąd natychmiast i wsadź sobie palec do gardła, ty żarłoczna egoistko!

Ale Lenore nie mogła już nigdzie iść. Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na podłogę.

– Zajmiemy się nią później – zdecydował Marco. ■ Zadbajcie o to, by do wszystkich docierało powietrze. U tych, którzy czują się najgorzej, trzeba zastosować sztuczne oddychanie. I ocalcie też resztę zawartości tego woreczka, ona jest nadzwyczaj cenna!

Paru mężczyzn ze statku kosmicznego dostało należące do Sol i Sardora buteleczki z eliksirem i wyruszyli do swoich kolegów. Wkrótce się przekonają, którzy z nich są czegoś warci, a których należy unieszkodliwić. Każdemu wręczono pistolet obezwładniający. Oni najlepiej mogli wypełnić tę misję, bo nowo przybyli mieliby trudności ze zbliżeniem się do załogi.

Faron czym prędzej zabrał Berengarię do Maszyny Śmierci, której powinno się właściwie zmienić nazwę, wszak stała się pojazdem przynoszącym ocalenie. Dowodzenie pozostawił Ramowi.

Berengaria nie mogła iść o własnych siłach, ale była tak lekka, że ledwie czul jej ciężar. Wędrował korytarzami, starając się przypomnieć sobie, z której strony przyszli, gdy nieoczekiwanie za kolejnym rogiem natknęli się na dwóch członków załogi statku. Takich, którzy nie zostali potraktowani eliksirem.