Faron zareagował błyskawicznie. Właśnie minął jakieś drzwi, teraz skoczył za nie i zamknął za sobą akurat w momencie, gdy świsnęła kula.
Znalazł się w sypialni z piętrowymi kojami, do której prowadziły te właśnie jedyne drzwi. Ułożył Berengarię na pojedynczym łóżku i sam siadł przy niej.
– Powinienem przynieść ci coś do jedzenia – szepnął z żalem. – Powinienem cię umyć i przebrać w czyste ubranie. Tymczasem nie możemy nawet stąd wyjść.
– Nic nie szkodzi – szepnęła dziewczyna. – Jesteśmy razem i to jest najważniejsze.
Wtedy Faron się uśmiechnął i pogłaskał ją po wychudzonym policzku.
– Nie byłem dla ciebie dobry – rzekł z westchnieniem. – Wybacz mi. Bałem się okazać ci swoje uczucia. Nawet mi się nie śniło, że tobie może na mnie zależeć. Ale teraz, kiedy was znaleźliśmy, zorientowałem się, że tak właśnie jest.
– Faronie, tyle miałam czasu na myślenie. Nie wiemy, jak to się skończy. Oboje możemy zginąć. Jeśli to ja zostanę sama… Czy możesz zamrozić swoje nasienie, abym później mogła je dostać?
Słowa Berengarii przyprawiły Farona o prawdziwy szok. Widać dziewczyna nie odzyskała jeszcze w pełni przytomności.
Faron popatrzył na nią, potem wstał.
– Tutaj to będzie chyba dość trudne – powiedział nieswoim głosem.
– Ach, nie, nie chodzi mi o… Och, zapomnij o tym!
– Nie mam zamiaru o tym zapominać, bo te słowa bardzo mnie uradowały.
Znów usiadł przy niej.
– Berengario, kiedy się zorientowałaś, że… że mnie lubisz? Teraz, kiedy byłaś zamknięta?
– Nie, to już dawno temu. Pamiętasz, jak ocaliłeś mnie kiedyś w Górach Czarnych? Uratowałeś od czarnych ptaków.
– Kiedy Jaskari cię pocałował, a ty tak się na niego rozgniewałaś?
– Och, to znaczy, że to widziałeś?
– Oczywiście, lepiej zauważyłem to niż same ptaki.
– Ale strzelałeś do nich, a nie do Jaskariego. To dobrze – uśmiechnęła się Berengaria wyschniętymi wargami. – I właśnie wtedy, po tym, jak odszedłeś, ku swemu wielkiemu przerażeniu zorientowałam się, że się w tobie zakochałam.
– Dlaczego się przeraziłaś?
– Przecież wiedziałam, że jesteś niedostępny. Poza tym… to, co powiedziałam o zamrażaniu nasienia, jest niemądre, bo przecież my dwoje nie możemy mieć razem dzieci. Chyba widzisz, że dziewczęta, które poślubiły Lemuryjczyków, nie mają potomstwa.
– Ach, to ty nie wiesz, że Indra spodziewa się dziecka? No tak, skąd miałabyś wiedzieć, tak długo cię nie było.
– Naprawdę? Jak wspaniale!
– Ja też tak uważam. I przypomnij sobie jeszcze Strażnika Góry i Fionellę. On jest pół – Obcym, a ona człowiekiem. A mimo to urodził im się Armas, uważam, że to nie najgorszy wynik.
Berengaria spróbowała się roześmiać, lecz nie najlepiej jej to wyszło. Spoważnieli więc oboje. Dziewczyna spytała:
– A… twoje uczucia do mnie? Czy one się też wtedy zaczęły?
– Nie, są o wiele starsze. Nie chciałem, żebyś brała udział w pierwszej ekspedycji w Góry Czarne, bo uznałem, że to będzie dla mnie zbyt kłopotliwe.
– Ale przecież ty mnie nie znałeś przed tą wyprawą?
– Ależ tak! Przypomnij sobie, że w należącej do Obcych części Królestwa Światła znajdowały się wielkie ekrany, mogliśmy bez trudu śledzić wszystko, co robicie.
– Och, to straszne!
– Oczywiście nie mam na myśli waszego prywatnego życia, jedynie długie podróże i wykonywanie różnorodnych zadań w obrębie Królestwa.
Berengaria westchnęła. Oboje jednak myśleli o tym samym: teraz mogło już być za późno.
Nie miała sił nawet go pocałować, nawet na to jej skóra była zbyt wrażliwa. Ale on mógł przynajmniej gładzić ją po włosach i mówić, jak bardzo ją kocha. Ona ze swej strony była gorąco wdzięczna Gii za proszek elfów, dzięki któremu przeżywała te chwile wraz z Faronem. Tak głębokiej radości nigdy dotychczas nie zaznała.
– Tyle mam w sobie miłości, którą chciałbym ci ofiarować, Berengario – mówił Faron żarliwie. – Całe morze miłości.
– Ja czuję dokładnie to samo – szepnęła. – Całe morze miłości… do ciebie.
Poruszyła się klamka u drzwi. Oboje drgnęli.
A więc prześladowcy dotarli już tutaj. Oczywiście drzwi dało się otworzyć w inny sposób.
Lecz to nie byli wcale prześladowcy, tylko jeden z mężczyzn, któremu przekazano butelkę ze sprayem. Tamci dwaj, którzy pilnowali drzwi, zostali postrzeleni i teraz nieprzytomni leżeli w korytarzu. Nowy przyjaciel grupy z Królestwa Światła powziął pewne podejrzenia, gdy zobaczył, jak dawni towarzysze mocują się z zamkiem, najwyraźniej przynieśli po prostu nowy klucz. Ci, niestety, byli ulepieni z tej samej gliny co Ingelgerius, bo nie zareagowali na prysznic z eliksiru.
– Droga jest teraz wolna – oświadczył mężczyzna. – Został tylko Ingelgerius i jego dwóch sługusów. Zamknęli się w jego pokoju. Możecie bez przeszkód wracać do maszyny.
– A co z innymi, z naszymi przyjaciółmi?
Mężczyzna popatrzył na nich z żalem w oczach.
– Wciąż są w tamtym korytarzu, jedna z młodych kobiet nie żyje.
– Co? – zawołali Faron i Berengaria jednocześnie. – Która?
Ale nie, ona nie chciała tego wiedzieć. Proszę cię, nawet o tym nie mów, błagała w duchu.
– Znam ją dobrze – oświadczył mężczyzna z goryczą. – Była dla nas strasznym ciężarem tu, na statku.
– Lenore – odetchnął Faron z ulgą. Doskonale wiedział, że nie powinien odczuwać ulgi na wieść o niczyjej śmierci, lecz po prostu każde inne rozwiązanie było znacznie gorsze. Przecież mogła to być któraś z dziewcząt z jego grupy.
– Czy to przez ten proszek?
– Tak, zażyła go zbyt dużo. Bardzo proszę, nie wiń o nic tego małego elfa, dziewczynka czuje się bardzo nieszczęśliwa.
– Oczywiście, że nic nie powiemy – zapewnił Faron. – Przecież nie ma w tym ani trochę jej winy.
– Wszyscy jej to powtarzają, lecz ona nie może w to uwierzyć.
Rozdzielili się. Mężczyzna wrócił do grupki w korytarzu, by tam wspólnie z nimi planować atak na Ingelgeriusa, a Faron poniósł Berengarię do Maszyny Śmierci. Teraz wiedział już lepiej, którędy ma iść, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
Berengaria zarzuciła mu ręce na szyję i ufnie oparła głowę na ramieniu. Byli teraz razem. Nareszcie odeszła cała tęsknota, która dręczyła dziewczynę, kiedy siedziała uwięziona w ciasnym kontenerze. Czuła, że dotarła do domu.
Nie miało żadnego znaczenia, że przebywa tysiące mil z dala od Królestwa Światła. Faron był przy niej, a to on był jej domem.
19
Chociaż Lisa doszła już w miarę do siebie, Armas nie przestawał krążyć wokół niej i we wszystkim jej pomagał.
Indra spytała go dość złośliwie:
– Jesteś pewien, że wreszcie się ustatkowałeś? Że nic zadurzysz się w następnej pięknej kobiecie, która tylko spotkasz?
Armas odparł szczerze:
– Nie jestem pewien niczego. Wiem tylko, że Lisa zasługuje na to, by ktoś się o nią troszczył, i to właśnie robię.
– Świetnie! Tylko ty nie spodziewaj się po nim zbyt wiele, Liso!
– Po nim? Ja się po nim niczego nie spodziewam.
Ale oboje, i Armas, i Indra, usłyszeli, że zadziorność w jej głosie nie jest szczera.
Na miłość boską, ta dziewczyna ma do niego słabość, pomyślała Indra zdumiona. Ale cóż, wygląda na twardą, dostatecznie twardą, by zmienić tego wariata w prawdziwego mężczyznę.