Wielkie zwierzęta go nie odstępowały, a wkrótce mieli i inne towarzystwo. Coś wyłaniało się z ukrytych pieczar i rozpadlin, jak gdyby zorza polarna była barwną skałą. Rozległ się syk i powarkiwanie, a psy Dolga odpowiadały wściekłym ujadaniem. Istoty, które ich teraz otoczyły, przypominały jakieś wielkie, pełzające zaklęte stworzenia, duchy z bezimiennych otchłani, poruszające się posuwistym ruchem upiory, budzące grozę bestie. Dolg po ciemku nie widział ich zbyt dokładnie, czuł jednak, że cały trzęsie się ze strachu i w duchu słał dziękczynne słowa swoim obrońcom.
Jedna z bestii, która zanadto się zbliżyła, ukąsiła go, lecz trzy psy natychmiast rzuciły się na nią, ona zaś wycofała się z wyciem i zawodzeniem.
A potem… potem w czerwonej płomiennej kurtynie pojawiła się szczelina. Za nią królowało światło, a na środku tych niby wrót stanęła drobna postać, otoczona blaskiem.
Eliveva.
Nagle łatwiej było posuwać się w przód, Dolg miał też dosyć światła, by dokładnie przyjrzeć się swoim przyjaciołom, i dech zaparło mu w piersiach.
– Ależ… ależ to przecież wilki Marca! – wyjąkał. – Skąd się tu wzięłyście? I dlaczego? Co miały oznaczać te potwory?
Teraz wilki zmieniły się w potężne czarne anioły. Uśmiechały się do niego.
– Wybrałeś niebezpieczną drogę, Dolgu Lanjelinie z rodu czarnoksiężników. Przewidzieliśmy, że możesz mieć trudności, bo te stwory, które niedawno widziałeś, pochodziły z mrocznych stron twego istnienia. Dobrze wiesz, że nie zawsze wędrowałeś ku światłu, choć twoja dusza jest nadzwyczaj czysta i niewinna.
Dolg kiwnął głową.
Odezwał się inny z czarnych aniołów:
– Zostałeś spłodzony z nasienia czarnoksiężników z wywaru, pochodzącego z bezimiennych epok, silnych, lecz nie zawsze świętych mocy, z duchów istot przypominających demony. – To wszystko sprawiło, że musiałeś dźwigać ciężar już od poczęcia.
Trzeci z aniołów podjął:
– Wielokrotnie podczas swej drogi przez życie otarłeś się o zło. Nie zawsze tego chciałeś, lecz niebezpieczne stworzenia zbliżały się do ciebie, ponieważ cię nie rozumiały, nie wiedziały, kim jesteś. Wszystko to cię naznaczyło, dlatego potrzebowałeś teraz raz naszej ochrony.
– Jako najlepszy, najwierniejszy przyjaciel naszego księcia Marca zasłużyłeś na wsparcie – dodał czwarty.
Dolg podziękował im gorąco, oni skłonili głowy i przy wtórze ciężkiego łopotu skrzydeł zagłębili się w ciemność. Zniknęli.
Odwrócił się i pokonał ostatnią część drogi, dzielącą go od Elivevy.
Przez chwilę patrzyli na siebie z uśmiechem w oczach, wreszcie ona podała mu rękę.
– Chodź – powiedziała miękko.
Poprowadziła go przez wrota, które zaraz się za nimi zamknęły.
Przejście z ciemności w światło na chwilę oślepiło Dolga.
– Gdzie my jesteśmy? – spytał szeptem, uznał bowiem, że znajdują się na świętym terenie.
– Wstąpiliśmy w inny wymiar – odparła Eliveva, ściskając go za rękę z radości, że nareszcie jest przy niej. – On istnieje równolegle do ziemskiego.
Dolg kiwnął głową.
– Jest wiele równoległych wymiarów, który to z nich?
Wokół nich panowała niezwykła cisza, a Dolg wciąż widział dookoła siebie jedynie mgłę.
– To zaświaty, ale my tu nie zostaniemy, idziemy dalej.
Dolg nie miał okazji rozejrzeć się lepiej po wymiarze, przez który się przemieszczali, nagle bowiem dostrzegł wreszcie Wielką Światłość.
Dech zaparła mu w piersiach, serce mało nie eksplodowało. Wielka Światłość widniała nad jego głową nieco na ukos, dokładnie tak, jak to zawsze sobie wyobrażał. Owalne, nieruchome światło o barwie ciepłej żółci, pełne, bezgranicznej miłości. Jego promienie sięgały wszystkich ciał niebieskich we wszechświecie. Tak cudownie mocne i łagodne, że Dolgowi z oczu potoczyły się łzy.
– Tak, tak – rzekła Eliveva. – To samo ja czułam pierwszy raz. Ze wszystkimi dzieje się podobnie.
– Tak strasznie się cieszę, że znów cię widzę, najdroższa przyjaciółko – powiedział ciepło.
– Ja także. Teraz już zawsze będziemy razem, Dolgu. Teraz jesteśmy sobie równi.
Uśmiechnął się, przesycony szczęściem.
A potem Dolg, dziwak i samotnik, przeniknął w nieskończoną miłość Wielkiej Światłości, stąd razem z Elivevą i wszystkimi szczęśliwcami, którzy dotarli aż tutaj., miał wspomagać słabe, pozbawione korzeni, samotne, zagubione istoty wszelkich rodzajów istniejące we wszechświecie. Miał służyć wsparciem ich duchom opiekuńczym, pomagać ludziom, zwierzętom i wszystkim innym stworzeniom w odnajdywaniu drogi do Wielkiej Światłości, kiedy nade idzie ich czas.
22
Nadeszła chwila rozstania.
Faron chciał, by w wyprawie na Bliźniaczą Planetę towarzyszył mu Kiro, ten prawdziwy geniusz techniki, a także Sol ze swą znajomością czarów. Pragnął też zabrać samotnych Zinnabara i Algola; Marca, prawdę powiedziawszy, nie miał śmiałości pytać.
Najpierw jednak musieli wrócić do Królestwa Światła, by uzupełnić zapasy i zaopatrzyć się w duże porcje eliksiru Madragów. Mężczyźni pochodzący z tej drugiej planety wyliczyli również całe mnóstwo rzeczy, których tam brakowało, bo Talornin wykorzystał je do budowy swojego statku kosmicznego. Należało uzupełnić skradziony materiał.
Czy pewne już jest, że eliksir został rozpylony nad całą Ziemią? – spytał Móri.
– Nie – odparł Ram. – Na razie jeszcze tego nie wiemy, musimy zebrać informacje. Wszystkim tym zajmuje się Erion.
Na Erionie spoczywało naprawdę sporo obowiązków podczas nieobecności Farona i Rama. Był wszak również odpowiedzialny za całe Królestwo Światła.
Obcy jednak z wielkim spokojem podchodził do rzeczy.
Statek kosmiczny miał pozostać w tym samym miejscu aż do czasu, gdy Faron ze swymi towarzyszami powrócą z Królestwa Światła, Wystarczyła garstka ludzi, by skompletować załogę. Planowano zresztą częste zmiany w obsadzie, aby wszyscy mieli możliwość znów zobaczyć Ziemię.
Maszyna Śmierci przez kilka dni obracała niczym wahadłowiec. Do Królestwa Światła sprowadzono gondole z Guilin w Chinach i z Gór Kruszcowych na granicy między Niemcami a Czechami, niektóre z nich wykorzystywano do komunikacji na powierzchni Ziemi. Przydały się też rakiety.
Cała powierzchnia Ziemi została już spryskana eliksirem. Móri i Berengaria prędko odzyskiwali formę w blasku Świętego Słońca w Królestwie Światła, a także dzięki pomocy błękitnego szafiru.
Wreszcie Faron był gotów, by wyruszyć w długą podróż na Bliźniaczą Planetę.
Zdumiał się bardzo, gdy Marco przyszedł do niego z prośbą.
Czy możliwe, by i on się tam wybrał?
Nikt chyba nie mógł się z tego bardziej ucieszyć niż właśnie Faron. Szczerze pragnął, by pojechała z nim tak wybitna osoba jak Marco, uznał jednak, że nie może zawracać głowy księciu, który ostatnio wyglądał na bardzo zmęczonego i strapionego.
– Co ci dolega, przyjacielu? – spytał go wreszcie Obcy z wielką życzliwością.
– To… trudno na to odpowiedzieć akurat teraz. Odczuwam potrzebę, by się stąd wyrwać, i to na długi czas. Niedobrze by było dla mnie, gdybym musiał zostać w Królestwie Światła w takim stanie, w jakim teraz jestem.
Faron popatrzył na niego zamyślony, lecz o nic więcej już nie pytał.
Nadeszła chwila rozstania nie tylko z tymi, którzy wybierali się na Bliźniaczą Planetę.
Oto Ram i Indra postanowili, że zamieszkają na powierzchni Ziemi, taką samą decyzję podjęła siostra Indry, Miranda, i jej mąż Gondagil wraz z synkiem Haramem. A skoro cała rodzina postanowiła opuścić Królestwo Światła, zdecydował się na to również Gabriel.