Выбрать главу

Doskonale jednak wiedziała, że niebezpieczeństwo wcale nie minęło.

Faron siadł przy niej, od razu poczuła się lepiej, jeśli nawet przyjdzie im umrzeć, zginą razem. Ale… czy naprawdę słusznie robi, zachowując tajemnicę? W takiej sytuacji?

Akurat w tym momencie nie mogła nic powiedzieć, bo silniki strasznie hałasowały, a nie miała zamiaru krzykiem obwieszczać tej nowiny. Odczekała więc, aż wznieśli się ponad chmury i ich oczom ukazał się meteor w całym swym przytłaczającym ogromie.

Przecież on jest większy od całej Bliźniaczej Planety, pomyślała przerażona dziewczyna.

Tak wprawdzie nie było, lecz bez wątpienia mógł ją doszczętnie zniszczyć.

Berengaria z trudem przełknęła ślinę. Czuła, w jak strasznym napięciu jest jej ciało.

Wreszcie mu powiedziała.

Faronowi zupełnie odebrało mowę. Znieruchomiał. Surowy profil Obcego nie wyrażał absolutnie nic.

Berengaria czekała.

A on wreszcie się odezwał:

– Za wszelką cenę musimy się dostać na Ziemię.

28

Obliczyli, że zderzenie nastąpi, gdy zatoczą już półkole wokół Słońca. Faron mówił, że będzie ono bardzo silne i prom z całą pewnością się zatrzęsie, wszystkie aparaty mogą zacząć mrugać, a niektóre instrumenty przestaną w ogóle działać. Kira i jego współpracowników czeka ciężka praca podczas prób utrzymania promu na właściwym torze lotu.

Zderzenie będzie miało również wpływ na Słońce, które wyrzuci z siebie protuberencje, a wtedy we wszystkich aparatach elektronicznych na Ziemi zapanuje chaos.

Huk eksplozji poniesie się przez Wszechświat niczym echo gigantycznego grzmotu.

– Byle tylko cały system się nie rozpadł – mruknął Kiro. – I tu na pokładzie, i na Ziemi, włącznie, rzecz jasna, z Królestwem Światła.

Bardzo już chciał wracać do domu, do Sol. Każdy zresztą chyba za kimś tęsknił, z wyjątkiem może Obcych i Lemuryjczyków, których domem była Bliźniacza Planeta. Oni zapewne czuli się bardziej zagubieni, niepewni przyszłości, sercem wciąż byli na Bliźniaczej Planecie, a świadomość nadciągającej katastrofy jeszcze bardziej szarpała ich dusze niż innych.

Berengaria szczerze im współczuła.

Wszystkim wydawało się, że prom kosmiczny wlecze się jak ślimak, porusza stanowczo zbyt wolno. Przecież wielkie odłamki mogły w każdej chwili nadciągnąć za nimi i uderzyć w pojazd. Bezczynne oczekiwanie na zderzenie było prawdziwym koszmarem.

Nic szczególnego jednak się nie działo.

W końcu mężczyźni popatrzyli na siebie zaskoczeni.

– Wybuch powinien już był nastąpić – stwierdził Kiro.

– I to dawno – mruknął Faron. – Czekam na ten wielki wstrząs co najmniej dobę.

– Ja także. Co się mogło stać? Czyżbyśmy źle obliczyli czas zetknięcia?

– Niemożliwe. Nie mogliśmy aż tak bardzo się pomylić.

Nic teraz nie przesłaniało Słońca, meteorów więc nie mogli już zobaczyć. Rój musiał się znaleźć gdzieś w jakimś miejscu za ich plecami, w ćwierć obiegu wokół Słońca, ale nic się nie zgadzało.

– Rzeczywiście niewiele z tego pojmuję – przyznał wreszcie Faron.

– Chcecie powiedzieć, że nie będzie żadnej katastrofy? – z niedowierzaniem spytała Berengaria.

– Na katastrofę już za późno – odparł Faron. – Jakoś się od niej wywinęliśmy, Bliźniacza Planeta także. Nie mam pojęcia, w jaki sposób. Bo przecież ten meteor kierował się bezpośrednio na planetę, niemożliwe, żeby w nią nie trafił.

– A może odgłos zderzenia nie dotarł tutaj?

– To niemożliwe, taki huk na pewno byśmy usłyszeli, i to jeszcze jak!

Berengaria przez chwilę siedziała w milczeniu.

– Właściwie stało się coś takiego, że miałoby się ochotę podziękować jakiemuś tajemniczemu bogu, ale mnie wydaje się to zbyt przesadzone, gdy pomyśli się o wszystkich tych ludziach, którzy w całym świecie giną w wypadkach. No, bo dlaczego akurat ja się uratowałam? Czyżbym była na tyle wyjątkowa, by ten bóg postanowił mnie oszczędzić, a na wszystkich innych nie zważał? Zadowolę się więc podziękowaniem Kirowi i jego pomocnikom, którzy tak świetnie sobie radzą z tą maszyną.

Akurat zbliżali się już do atmosfery ziemskiej i rakietą zaczęło niemożliwie trząść. Berengaria dodała więc zaraz:

– Ale w zakręty mógłbyś wchodził łagodniej, Kiro, to przecież istne praktyki spędzania płodu!

Ojej! Tego akurat nie powinna była chyba mówić.

Nikt jednak nie połączył jej słów z rzeczywistością, może z wyjątkiem Farona, lecz on tylko uśmiechnął się tajemniczo.

Właśnie wtedy jeden z Lemuryjczyków zorientował się, że mają towarzystwo.

– Gonią za nami jakieś wielkie psy! – zawołał. – A może to wilki?

Czym prędzej wyjrzeli przez okna. Po obu stronach promu gnały czarne wilki, ziejąc czerwonymi jęzorami wystawionymi z pełnych piany gardzieli.

– Czy to jakaś wizja? – spytał ktoś.

– O, nie – odparła Berengaria, która dość dobrze znała kroniki Ludzi Lodu. Kiedyś Indra nieustannie ją nimi karmiła, a ona słuchała, nastawiając uszu i wybałuszając oczy. – Nie, nie, o ile się nie mylę, są to przyjaciele Marca!

Faron popatrzył na nią.

– Chcesz powiedzieć, że to czarni aniołowie? Naliczyli dwadzieścia zwierząt. Tyle samo, ile ukazało się w Górze Demonów.

– Czy to możliwe, by one potrafiły odmienić tor ruchu meteoru? – spytał Kiro. – Tak, by ominął planetę? Tak, by skręcił tuż przed nią?

– Prawdę powiedziawszy, jestem skłonny w to uwierzyć – powiedział Faron. – Żadne inne wyjaśnienie nie istnieje.

Nagle wszyscy umilkli. W tym samym czasie, gdy wilki zniknęły, a na ich miejsce ukazali się czarni aniołowie, którzy oddalali się od statku leniwie uderzając skrzydłami, wszyscy jednocześnie otrzymali od nich wiadomość:

„To w podzięce za to, że ocaliliście pewien cały świat i tak bardzo poprawiliście inny! Wszak istoty tego świata są również naszymi istotami. Gdyby wymarli ludzie i zwierzęta, cóż by pozostało? Jedynie pustka, również dla nas”.

– Dziękujemy – odetchnął Faron z ulgą.

Wszyscy inni również wymruczeli dziękczynne słowa w nadziei, że czarni aniołowie ich usłyszą. „Usłyszeliśmy” – odparli aniołowie.

– Ale czy aniołowie nie powinni być biali? – spytał któryś z pasażerów z Bliźniaczej Planety.

– Nie wszyscy – uśmiechnął się Kiro. – Ci na przykład nie.

Siedzieli w milczeniu, oszołomieni tym, co przeżyli. A więc tak potężni byli czarni aniołowie, że samą tylko wolą potrafili sterować ciałami niebieskimi.

Ale też i było ich dwudziestu, by dokonać tego cudu.

Wciąż oszołomieni pasażerowie promu dotarli wreszcie do Ziemi i Kiro przeprowadził idealne lądowanie. Wszyscy westchnęli z ogromną radością.

– Wiecie co? – zawołała entuzjastycznie Berengaria. – Wydaje mi się, że zasłużyliśmy na szampana, żeby to uczcić. Nie mam racji?

Kiro roześmiał się.

– Przecież ty się nawet boisz otworzyć butelkę z szampanem.

– Mało która kobieta się tego nie boi – broniła się Berengaria. – To przez ten huk. Chociaż Indra rozwiązała ten problem jeszcze w czasach, gdy mieszkała na powierzchni Ziemi. Doszła do wniosku, że z upartymi kapslami można sobie radzić za pomocą dziadka do orzechów, a następnym krokiem było otwieranie butelki szampana. Sama to wypróbowałam, rzeczywiście, udaje się bez trudu. Trzeba przytrzymać jedną ręką, a drugą użyć dziadka do orzechów, korek wychodzi bez problemów i prawie bezszelestnie.

Mężczyźni się roześmiali. Ich zdaniem w szampanie najważniejszy był właśnie huk i piana.

Ale szampana i tak wypito.

Gdy wszyscy nowo przybyli zostali już rozmieszczeni na powierzchni Ziemi albo w Królestwie Światła w zależności od pragnień, stara Matka Ziemia mogła wreszcie odetchnąć w spokoju. Grupa Poszukiwaczy Przygód coraz bardziej się kurczyła, właściwie nie było już potrzeby, by istniała, lecz ich przyjaźń wciąż trwała. Cała rodzina Gabriela przeniosła się do Norwegii, gdzie Ram został ważną osobistością. Przeprowadziła się tam również częściowo rodzina czarnoksiężnika, wszystko bowiem było tam teraz równie piękne i spokojne jak w Królestwie Światła. Tylko Móri razem z Tiril powrócił na Islandię.