– Pozwoli pan, pułkowniku Saito – powiedział władczym tonem. – Na moje polecenie mój współpracownik kapitan Reeves, oficer saperów, który jest u nas specjalistą w sprawach budowy mostów, przygotował małe sprawozdanie. W wyniku tego sprawozdania…
Dwa dni przedtem, zbadawszy dokładnie sposób pracy inżyniera japońskiego, przekonał się osobiście o jego ignorancji. Natychmiast powziął energiczne postanowienie. Chwycił swego współpracownika za ramię i krzyknął:
– Słuchaj pan, Reeves. Nigdzie nie zajdziemy z tym partaczem, który na mostach zna się jeszcze mniej ode mnie. Pan jest inżynierem, prawda? Więc weźmie się pan do tej roboty od nowa i niech pan zupełnie nie zwraca uwagi na to, co on mówi ani co robi. Przede wszystkim niech pan znajdzie właściwe miejsce pod budowę. Potem zobaczymy.
Reeves, szczęśliwy, że może znów oddać się zajęciu sprzed wojny, dokładnie przestudiował teren i wielokrotnie zbadał dno rzeki w rozmaitych miejscach. Wyszukał grunt prawie idealny pod budowę. Twardy piasek mógł świetnie wytrzymać ciężar mostu.
Zanim Saito znalazł słowa, aby wyrazić swoje oburzenie, pułkownik oddał głos Reevesowi, który wyjaśnił kilka zasad technicznych, przytoczył wielkość nacisku w tonach na cale kwadratowe, uwzględniając wytrzymałość gruntu, i wykazał, że jeśliby się upierano przy budowie mostu na bagnistym podłożu, to nie wytrzyma on ciężaru pociągów. Gdy skończył, pułkownik podziękował mu w imieniu wszystkich zebranych i podsumował:
– Wydaje mi się rzeczą oczywistą, pułkowniku Saito, że aby uniknąć katastrofy, musimy przesunąć most na inne miejsce. Czy mogę zapytać o zdanie pańskiego współpracownika?
Saito przełknął wściekłość, usiadł i wdał się w ożywioną rozmowę ze swym inżynierem. Japończycy nie wysyłali do Syjamu wybitnych techników, gdyż byli oni potrzebni w przemyśle metropolii. Ten inżynier nie należał do najlepszych. Wyraźnie brakowało mu doświadczenia, pewności siebie i autorytetu. Gdy pułkownik Nicholson podsunął mu pod nos obliczenia Reevesa, zaczerwienił się, udał, że je uważnie studiuje, a w końcu zbyt zdenerwowany, żeby je sprawdzić, i całkowicie zbity z tropu, przyznał z żałosną miną, że jego kolega ma słuszność i że on sam doszedł do identycznych wniosków już przed kilkoma dniami. Była to tak upokarzająca „utrata twarzy” dla strony japońskiej, że Saito zbladł, a na jego zmienionej twarzy wystąpiły krople potu. Niepewnym gestem wyraził zgodę. Pułkownik ciągnął dalej:
– A więc w tym punkcie zgadzamy się, pułkowniku Saito. Oznacza to, że wszystkie prace wykonane po dziś dzień są bezużyteczne. Zresztą i tak trzeba by je podjąć na nowo, gdyż wykonano je błędnie.
– Kiepscy robotnicy – złośliwie burknął Saito, który szukał rewanżu. – Żołnierze japońscy zbudowaliby te dwa odcinki toru w niecałe dwa tygodnie.
– Żołnierze japońscy niewątpliwe zrobiliby to lepiej, ponieważ są przyzwyczajeni do dowódców, którzy im rozkazują. Ale mam nadzieję, pułkowniku Saito, że wkrótce będę mógł pokazać panu istotną wartość żołnierza angielskiego… Przy sposobności chciałem pana uprzedzić, że zmieniłem normę dla moich ludzi…
– Zmienił pan! – wrzasnął Saito.
– Podwyższyłem ją – spokojnie odparł pułkownik. – z jednego na półtora metra sześciennego. Leży to w ogólnym interesie i sądziłem, że zaaprobuje pan tę zmianę.
Oficer japoński osłupiał, a pułkownik wykorzystał ten moment, żeby przejść do następnej kwestii:
– Powinien pan zrozumieć, pułkowniku Saito, że my mamy nasze własne metody, i spodziewam się, że udowodnię panu ich wartość pod warunkiem, że będziemy mieć całkowitą swobodę ich zastosowania. Uważamy, że powodzenie tego rodzaju przedsięwzięcia zależy niemal w całości od ogólnej organizacji. A oto jej plan, który proponuję i który przedstawiam panu do aprobaty.
I pułkownik rozwinął plan organizacyjny, który przy pomocy swego sztabu opracował w ciągu dwu dni. Był on stosunkowo prosty, dostosowany do sytuacji, a zakres działania każdego z oficerów był doskonale przemyślany. Pułkownik Nicholson miał zarządzać całością i on jeden był osobiście odpowiedzialny wobec Japończyków. Kapitanowi Reeves powierzono wykonanie wstępnych prac teoretycznych, a równocześnie miał on być technicznym doradcą przy ich realizacji. Major Hughes, przyzwyczajony do kierowania ludźmi, miał zostać czymś w rodzaju dyrektora przedsięwzięcia i posiadać najwyższą „władzę wykonawczą”. Podlegali mu bezpośrednio dowódcy pododdziałów, których mianowano szefami grup roboczych. Stworzono również służbę administracyjną, a na jej czele pułkownik postawił swego najlepszego podoficera gospodarczego. Miał on być odpowiedzialny za łączność, przekazywać rozkazy, kontrolować normy, rozdzielać narzędzia, dbać o ich konserwację itd.
– Taka służba jest absolutnie konieczna – dodał mimochodem pułkownik. – Proponuję, pułkowniku Saito, aby zechciał pan sprawdzić stan narzędzi rozdanych zaledwie przed miesiącem. To istny skandal…
– Usilnie nalegam na to, aby te wytyczne zostały przyjęte – powiedział pułkownik Nicholson unosząc głowę, gdy objaśnił już każdą część składową nowego organizmu i podał racje, jakimi kierowano się przy jego stworzeniu. – Jestem zresztą do pańskiej dyspozycji, jeśli pragnie pan jakichś dalszych wyjaśnień, i zapewniam pana, że wszelkie pańskie sugestie zostaną skrupulatnie przestudiowane. Czy, ogólnie biorąc, zgadza się pan na te wytyczne?
Saito z pewnością pragnąłby jeszcze dalszych wyjaśnień, ale powaga i autorytet słów pułkownika tak na niego podziałały, że zdobył się jedynie na gest wyrażający zgodę. Zwykłym kiwnięciem głowy przyjął w całości ten plan, który wykluczał wszelką inicjatywę ze strony japońskiej, a jego rolę sprowadzał prawie do zera. Ale Saito był już zdecydowany na każde upokorzenie. Był gotów do wszelkich ofiar, żeby tylko zobaczyć wreszcie filary tego mostu, z którym związana była cała jego przyszła egzystencja. Niechętnie, wbrew sobie samemu, ufał, że te dziwne przygotowania ludzi Zachodu przyśpieszą jego zbudowanie.
Zachęcony tymi pierwszymi sukcesami, pułkownik Nicholson podjął:
– Jest jeszcze jedna ważna sprawa, pułkowniku Saito: obowiązujący nas termin. Zdaje pan sobie sprawę zapewne, że przedłużenie toru wymagać będzie dodatkowej pracy. Ponadto budowa nowych baraków…
– Po co nowe baraki? – zaprotestował Saito. – Jeńcy mogą przecież chodzić jedną czy dwie mile na miejsce pracy.
– Moi współpracownicy rozpatrzyli na moje polecenie jedno i drugie rozwiązanie tego zagadnienia – cierpliwie odpowiedział pułkownik Nicholson. – w wyniku tego… Obliczenia Reevesa i Hughesa wykazywały jasno, że suma godzin, które jeńcy stracą na przemarsz, przewyższy czas potrzebny do zbudowania nowego obozu. Raz jeszcze Saito poczuł, że traci grunt pod nogami wobec dociekań mądrej przezorności. Pułkownik ciągnął dalej:
– Z drugiej strony, straciliśmy już więcej niż miesiąc z powodu przykrych nieporozumień, za które nie my jesteśmy odpowiedzialni. Chcąc skończyć most w oznaczonym terminie, co przyrzekam, jeśli przyjmie pan moją następną propozycję, trzeba, ażeby jedne grupy natychmiast zaczęły ścinać drzewa i obrabiać belki podczas gdy inne równocześnie będą pracowały przy torze, a jeszcze inne przy barakach. W tych warunkach, według oceny majora Hughes, który ma bardzo duże doświadczenie w tych sprawach, nie posiadamy dość ludzi, aby wykonać roboty w oznaczonym terminie.
Pułkownik Nicholson zastygł na chwilę w pełnym oczekiwania milczeniu, po czym podjął energicznym głosem:
– Oto moja propozycja, pułkowniku Saito: większość żołnierzy angielskich zabierze się natychmiast do budowy mostu. Do pracy przy torze pozostanie nam nieduża grupa, dlatego też proszę pana o wzmocnienie tego oddziału japońskimi żołnierzami, aby w ten sposób pierwszy odcinek prac został ukończony możliwie jak najszybciej. Sądzę, że pańscy ludzie mogliby również zbudować nowy obóz. Są bardziej obyci z obróbką bambusa niż moi.