Nie miał najmniejszej szansy. Płynął jak szaleniec, ale przepłynięcie rzeki wymagało wielu minut. A tymczasem, Sir, pociąg wjechał na most, na wspaniały most na rzece Kwai, zbudowany przez naszych rodaków! w tej samej chwili… pamiętam, że w tej samej chwili grupa japońskich żołnierzy, których ściągnęły wrzaski, zbiegła ze szkarpy.
To właśnie oni napadli na Shearsa, jak wychodził z wody. Wymierzył dwa ciosy sztyletem, nie przeoczyłem najmniejszego drobiazgu, Sir. Nie chciał dać się wziąć żywcem, ale dostał kolbą w głowę. Upadł. Joyce już się nie ruszał. Pułkownik podnosił się. Żołnierze przecięli kabel. Nic juz nie można było zrobić, Sir.
– Zawsze jeszcze można coś zrobić, Sir… – powiedział pułkownik Green.
– Zawsze jeszcze można coś zrobić, Sir… No więc, nastąpiła eksplozja. Pociąg, o którego zatrzymaniu nikt nie pomyślał, wyleciał w powietrze natknąwszy się na minę, którą założyłem za mostem, tuż pod moim punktem obserwacyjnym. Zawsze to coś. Ja nie myślałem już o tym. Lokomotywa wypadła z szyn i stoczyła się do rzeki pociągając za sobą dwa lub trzy wagony. Paru ludzi się utopiło. Straty w materiale dość duże, ale zniszczenie można naprawić w ciągu kilku dni – oto rezultat… Wywołało to jednak pewne wrażenie na przeciwległym brzegu.
– Sądzę, że mimo wszystko widok był dość okazały – zauważył pocieszająco pułkownik Green.
– Bardzo okazały dla tych, którzy to naprawdę lubią, Sir… Co do mnie, zastanawiałem się, czy nie mógłbym mu dodać jeszcze jakiegoś powabu. Ja także starałem się wprowadzić w czyn nasze zasady, Sir. Naprawdę głowiłem się wtedy, czy można jeszcze dokonać czegoś w związku z akcją.
– Zawsze można próbować coś zrobić w związku z akcją – dobiegł go z oddali głos pułkownika Greena.
– Zawsze można próbować coś zrobić… Musi to być prawda, skoro wszyscy tak mówią. Była to dewiza Shearsa. Przypomniałem ją sobie.
Warden zamilkł na chwilę, przygnębiony tym ostatnim wspomnieniem, potem podjął znużonym głosem:
– Ja także zastanawiałem się, Sir. Zastanawiałem się nad tym bardzo głęboko, podczas gdy grupa żołnierzy wokół Joyce'a i Shearsa powiększała się z każdą chwilą. Shears na pewno jeszcze żył, Joyce może też, mimo tego, co zrobiła z nim ta nędzna kanalia.
Widziałem możliwość tylko jednej akcji, Sir. Dwaj partyzanci byli wciąż na swoich stanowiskach przy moździerzach. Mogli strzelać równie dobrze w gromadę Japończyków, jak w most, co było również wskazane. Wycelowałem. Zaczekałem jeszcze chwilę. Widziałem, jak żołnierze podnosili więźniów i przygotowywali się do odprowadzenia ich. Obydwaj jeszcze żyli. To było najgorsze. Pułkownik Nicholson szedł na końcu ze spuszczoną głową, jak gdyby się głęboko nad czymś zastanawiał… Jego rozmyślania, Sir!… Zdecydowałem się od razu, dopóki jeszcze był czas.
Kazałem strzelać. Syjamczycy zrozumieli natychmiast. Dobrześmy ich wyćwiczyli, Sir. Był to piękny fajerwerk. Jeszcze jedno wspaniałe widowisko oglądane z mego obserwatorium! Różaniec pocisków! Sam siadłem przy jednym moździerzu. Celuję doskonale.
– Dobre wyniki? – przerwał pułkownik Green.
– Dobre wyniki, Sir. Pierwsze pociski padły w środek grupy. Miałem szczęście! Obydwóch naszych rozerwało w kawałki. Upewniłem się o tym przez lornetkę. Proszę mi wierzyć, Sir, naprawdę proszę mi wierzyć, że nie lubię zostawiać nie dokończonej pracy!… Powinienem powiedzieć, że rozerwało wszystkich trzech. Pułkownika także. Nic z niego nie zostało! Trzech od jednego zamachu! Sukces!
Potem? Potem, Sir, wystrzelałem cały zapas amunicji. Było tego niemało… Granaty też. Stanowisko miałem świetnie wybrane! Ogólne lanie, Sir. Przyznaję, że byłem trochę rozdrażniony. Skrupiło się po trosze na wszystkim: na reszcie kompanii japońskiej, która nadbiegła z obozu, na wykolejonym pociągu, z którego dobiegał koncert jęków, a także na samym moście. Dwaj Syjamczycy byli tak samo zacietrzewieni jak ja… Japończycy odpowiedzieli ogniem. Wkrótce wytworzyła się wokół chmura dymu i dotarła aż do nas, osłaniając stopniowo most i dolinę rzeki Kwai. Owinęła nas szara, dusząca mgła. Nie mieliśmy już amunicji, nie było czym strzelać. Wycofaliśmy się.
Od tego czasu zastanawiałem się nad podjętą wówczas decyzją, Sir. I wydaje mi się jeszcze teraz, że nie mogłem zrobić nic lepszego, że wybrałem jedyną możliwą linię postępowania, że to było naprawdę najrozsądniejsze, co pozostało do zrobienia…
– Tak, to było najrozsądniejsze – przyznał pułkownik Green.
Pierre Boulle
Pierre Boulle, ur. w 1912 r. w Awinionie, jest autorem kilku powieści i wielu opowiadań. Najwybitniejszą jego książką jest „Most na rzece Kwai”, powieść, która stała się głośna jako scenariusz filmu pod tym samym tytułem. Akcja rozgrywa się na terenie Syjamu w czasie II wojny światowej w obozie angielskich jeńców wojennych internowanych przez Japończyków. Autor przedstawia problem swoiście pojmowanej ambicji osobistej i narodowej, która w konsekwencji prowadzi do dramatycznych konfliktów. W Polsce „Most na rzece Kwai” został wydany po raz pierwszy w 1959 r. nakładem PIW.