Выбрать главу

– Kto wytyczył tę linię palikami? – spytał pułkownik przystając.

– ”On” to zrobił, Sir – odparł angielski kapral stając na baczność przed swym dowódcą i wskazując palcem na inżyniera. – „On” to zrobił, ale ja mu troszeczkę pomogłem. Po jego odejściu dokonałem małej poprawki. Nie zawsze zgadzamy się w poglądach, Sir.

I ponieważ strażnik nieco się oddalił, skorzystał z tego, żeby w milczeniu zmrużyć oko. Pułkownik Nicholson nie odpowiedział na ten porozumiewawczy znak. Był równie ponury jak przedtem.

– Widzę to – powiedział lodowatym tonem.

Poszedł naprzód bez dalszych komentarzy, aż zatrzymał się przed innym kapralem. Ten znów z pomocą kilku ludzi i z wielkim nakładem sił usuwał z miejsca pracy ogromne korzenie, wciągając je na szczyt wzniesienia zamiast zrzucać w dół. A wszystko to działo się pod tępym spojrzeniem japońskiego strażnika.

– Ilu ludzi pracuje dziś w tej grupie? – rozkazującym tonem zapytał pułkownik.

Strażnik wytrzeszczył na niego oczy i zastanawiał się, czy wolno mu pozwalać na takie wypytywanie jeńców; ale ton był tak autorytatywny, że nie ruszył się z miejsca. Kapral poderwał się na baczność i odpowiedział z wahaniem:

– Dwudziestu albo dwudziestu pięciu, Sir. Nie jestem całki em pewny. Jeden człowiek zachorował, jak tylko przyszliśmy na miejsce. Dostał jakiegoś zawrotu… I to nieoczekiwanego, Sir, bo podczas pobudki był całki em zdrowy. Trzech czy czterech kolegów „musiało” go odprowadzić do szpitala, Sir, bo sam nie mógł iść. Tamci jeszcze nie wrócili. To był najtęższy i najsilniejszy człowiek w grupie, Sir. W tych warunkach nie będziemy mogli wykonać naszej normy, Sir. Zdaje się, że wszystkie nieszczęścia sprzysięgły się przeciw tej kolei.

– Kaprale – rzekł pułkownik – powinni wiedzieć dokładnie, ilu ludzi mają pod swoimi rozkazami… A jaka jest ta norma?

– Metr sześcienny ziemi dziennie na jednego człowieka, Sir. Wydobyć i przenieść. Ale przy tych przeklętych korzeniach, Sir, wydaje mi się, że to będzie ponad nasze siły.

– Widzę to – powiedział pułkownik jeszcze bardziej oschle.

Oddalił się mrucząc coś niezrozumiale przez zęby. Hughes i Reeves szli za nim.

Razem ze swą świtą wszedł na wzniesienie, z którego mógł ogarnąć wzrokiem rzekę i cały teren pracy. Rzeka Kwai miała na tym odcinku więcej niż sto metrów szerokości, a strome brzegi wznosiły się bardzo wysoko ponad poziom wody. Pułkownik obejrzał teren ze wszystkich stron, potem przemówił do swych podkomendnych. Wygłaszał oklepane frazesy, ale czynił to głosem, który odzyskał całą swą siłę.

– Ci ludzie, mam na myśli Japończyków, dopiero co wyszli ze stanu dzikości, i to za szybko. Próbowali naśladować nasze metody, ale ich sobie nie przyswoili. Odbierzcie im wzory, a będą zgubieni. Tutaj, w tej dolinie, nie może się im udać przedsięwzięcie, które wymaga odrobiny doświadczenia. Nie wiedzą o tym, że zyskuje się na czasie, jeśli pomyśli się trochę na początku, zamiast coś robić bez ładu i składu. Co pan o tym sądzi, Reeves? Linie kolejowe i mosty to pański resort.

– Zapewne, Sir – odparł kapitan z instynktownym ożywieniem. – w Indiach wykonałem ponad dziesięć budowli tego typu. Z tego materiału, który znajduje się w dżungli, i z tymi robotnikami, którymi dysponujemy, wykwalifikowany inżynier zbudowałby ten most w niecałe sześć miesięcy… Przyznaję, że są chwile, kiedy ich nieudolność doprowadza mnie do pasji!

– Mnie także – oświadczył Hughes. – Wyznaję, że widok tej anarchii czasem mnie irytuje, kiedy tak łatwo można by…

– A mnie? – przerwał pułkownik. – Myślicie, że mnie bawi ten skandal? To, co zobaczyłem dziś rano, doprawdy mną wstrząsnęło.

– W każdym razie sądzę, że co do inwazji w Indiach, to możemy być spokojni, Sir – rzekł śmiejąc się kapitan Reeves – jeśli, jak twierdzą, ta linia ma im do tego służyć. Most na rzece Kwai nie jest jeszcze gotów na przyjęcie ich pociągów!

Pułkownik Nicholson szedł za własną myślą, a niebieskie oczy przenikliwie lustrowały współpracowników.

– Gentlemen – powiedział – sądzę, że potrzeba nam będzie dużo stanowczości, aby z powrotem ująć w karby naszych ludzi. Nauczyli się w tych warunkach lenistwa i niedbalstwa, nie licujących z godnością żołnierzy angielskich. Musimy być cierpliwi i taktowni, gdyż nie są oni bezpośrednio odpowiedzialni za ten stan rzeczy. Powinni czuć nad sobą władzę, a tego ich pozbawiono. Bicie nie potrafi jej zastąpić, oglądaliśmy właśnie tego dowody… Bezładna krzątanina, bez żadnych pozytywnych wyników. Japończycy sami dowiedli, że nie mają pojęcia o dowodzeniu ludźmi.

Zapadło milczenie, podczas którego dwaj oficerowie zastanawiali się w duchu nad istotnym znaczeniem tych słów. A słowa były jasne. Bez niedomówień. Pułkownik Nicholson mówił ze zwykłą sobie prostotą. Jeszcze przez chwilę głęboko się namyślał, a potem podjął:

– A zatem na początek polecam panom, podobnie jak polecę to wszystkim oficerom, daleko idącą wyrozumiałość. Ale nasza cierpliwość nie może w żadnym wypadku posuwać się aż do słabości, gdyż moglibyśmy wkrótce stoczyć się na dno tak samo jak te pierwotne istoty. Zresztą sam będę mówił z ludźmi. Od dziś musimy poprawić najbardziej rażące błędy. Oczywiście ludziom nie wolno opuszczać pracy pod byle jakim pretekstem. Kaprale muszą bez namysłu odpowiadać na zadawane im pytania. Nie mam potrzeby przypominać panom o konieczności stanowczego powstrzymywania wszelkich prób sabotażu czy innych wybryków. Linia kolejowa musi biec poziomo, a nie może przypominać toru saneczkowego, jak pan to bardzo słusznie zauważył, Reeves…

CZĘŚĆ DRUGA

I

W Kalkucie pułkownik Green, szef Oddziału 316, uważnie studiował raport, który został mu przedłożony po przebyciu skomplikowanej drogi urzędowej. Z pół tuzina tajnych urzędów wojskowych i paramilitarnych opatrzyło ten raport swymi uwagami. Oddział 316 (,,Plastic & Destructions Co. Ltd.” [2] – jak nazywali go wtajemniczeni) nie miał jeszcze tego znaczenia, jakie później, pod koniec wojny, osiągnął na Dalekim Wschodzie. Ale już wtedy interesował się żywo, z zapałem i w określonym celu, inwestycjami japońskimi w okupowanych Malajach, Burmie, Syjamie i Chinach. Ubóstwo swych środków Oddział rekompensował zuchwalstwem agentów.

– Doprawdy, pierwszy raz widzę, że wszyscy się zgadzają – mruknął pułkownik Green. – Musimy coś zrobić.

Pierwsza część tej uwagi skierowana była pod adresem licznych tajnych agentur, z którymi Oddział 316 miał obowiązek współpracować, a z których każda zazdrośnie strzegła własnej odrębności i metod działania. Rezultatem tego stanu rzeczy były często zupełnie sprzeczne opinie, jakie wymienione urzędy reprezentowały w określonej sprawie. Pułkownika Greena, który musiał ustalać plan działania na podstawie otrzymanych informacji, doprowadzało to do wściekłości. Domeną Oddziału 316 była „akcja” i pułkownik Green nie pozwalał sobie na teoretyczne rozważania i dyskusje, o ile nie były z nią bezpośrednio związane. Był nawet znany z tego, że co najmniej raz dziennie wykładał tę koncepcję swoim podwładnym. Dużo czasu zabierały mu próby wydobycia z raportów prawdy; brał przy tym pod uwagę nie tylko same informacje, lecz także psychiczne nastawienie ludzi, od których pochodziły (optymizm, pesymizm, chęć upiększania faktów lub, przeciwnie, całkowitą niezdolność w ich interpretowaniu).

Specjalne miejsce w sercu pułkownika Greena zajmował sam wielki, osławiony, niezrównany Intelligence Service, który, czując się z natury powołanym jedynie do spraw intelektu, systematycznie odmawiał współpracy z ciałem wykonawczym, zamykał się w wieży z kości słoniowej, nie pozwalał wglądać w swoje najcenniejsze dokumenty nikomu, kto mógłby z nich skorzystać, pod pretekstem, że są na to zbyt tajne, i starannie składał je w ogniotrwałej kasie. Pozostawały tam przez całe lata, dopóki nie stały się zupełnie bezużyteczne, a mówiąc ściślej, dopóki – długo po zakończeniu wojny – któryś z wybitnych mężów nie uczuł potrzeby spisania przed śmiercią swych pamiętników, aby zwierzyć się potomnym i wyjawić oszołomionemu narodowi, ile razy tego to a tego dnia i w takich to a takich okolicznościach Intelligence Service wnikliwie i całkowicie przejrzał plan nieprzyjaciela: miejsce i czas, w którym tenże powinien był uderzyć, zostały z góry precyzyjnie określone. Przewidywania te sprawdziły się co do joty, ponieważ rzeczony nieprzyjaciel istotnie uderzył w danych okolicznościach i odniósł zwycięstwo, które również zostało przewidziane.

вернуться

[2] „Spółka z Ograniczoną Odpowiedzialnością dla Plastyku i Zniszczeń.”