Выбрать главу

W końcu stanąłem przed półkami pełnymi książek, sięgały aż po sufit. Oko pokazywało mi je w fałszywych barwach, w zależności od ich treści. Najwięcej było czarnych i czerwonych aur, dostrzegłem kilka jadowicie fioletowych albo ciemnoniebieskich. Tylko jeden wolumin lśnił  oślepiającą bielą przepalającą mózg. Sięgnąłem po niego i nie patrząc nawet na tytuł, otworzyłem przypadkowo na jakiejś dwustronicowej ilustracji. U bram miasta, przed naprędce poustawianymi barykadami ze starych maszyn, worków z piaskiem i kamieni, stał samotny mężczyzna, a z naprzeciwka nadciągały siły ciemności. Starzy bogowie, potwory, demony, upiory, dewowie, widma, nieskończony pochód śmierci. Mężczyzna był

pochylony, jakby chciał się jeszcze bardziej przeciwstawić zagładzie. Niczym udręczony promień światła emanowała z niego aura, której intensywność symbolizowała jego siłę, moc.

Znałem to miasto, kiedyś tam byłem. Nazywało się Sewastopol.

Dotknąłem ilustracji, a potem zamknąłem książkę, zanim jeszcze poczułem na ramieniu dłoń milady.

– Pokaż. – Popatrzyła, co trzymam. – Na wszystkich, którzy tam byliśmy, to miejsce odcisnęło swoje piętno. Nadal nęci nas i nęci. Bitwa, której już nie będzie, ołtarz zagłady.

Nie wiadomo czemu te słowa poruszyły mnie, ją zresztą też. Nagle wbiła mi paznokcie w skórę, na szyi poczułem jej język.

Wzruszenie i jad upiorów przyćmiewały wszystkie zmysły. Jeszcze nie dostałem wszystkiego, czego chciałem, do całkowitego zaspokojenia ciągle mi czegoś brakowało.

– Te fallusy... jak one działają? – zapytałem, kiedy zmierzaliśmy powoli objęci w stronę łóżka.

– Są w nich dusze, dusze mnichów. Wiedzą, co się z nimi dzieje, dlatego tak się trzęsą –

zachichotała.

Wybuchnąłem śmiechem. To była Serena, jaką – znałem?

– Potrzebujemy czegoś więcej. Poczekaj... Mam ochotę na coś, na co już dawno się cieszyłam. Dzisiaj będzie w sam raz – mamrotała.

Nadzy wyszliśmy z sypialni i opuszczonymi korytarzami udaliśmy się do zamkowych katakumb. Strażnicy, których spotkaliśmy, mieli szkliste oczy i bardziej przypominali posągi od dawna martwych ludzi albo upiorów. Drewniane, żelazne drzwi, ściany z krat otwierały się przed nami, jakby stare automatyczne systemy nadal działały, ale nie miało to nic wspólnego z technologią.

W końcu zatrzymaliśmy się przed kamienną  ścianą – dalej nie było przejścia. Serena spojrzała na nią ukradkiem i jednocześnie otarła się o mnie całym ciałem, od łydek przez uda i biodra aż do ramion. Na przemian studziła i rozgrzewała. Chuć zawładnęła mną w jednej chwili, z narastającym napięciem błądziłem rękami po jej ciele. Ciągle było mi mało. Kiedy już zdecydowałem się powalić ją na brudną podłogę z nieociosanych kamieni i ubitego błota, ściana przed nami rozstąpiła się i ukazała ciemne gotyckie przejście. W tej samej chwili usłyszeliśmy ciche westchnienie. Westchnienie rezygnacji. Milady zadrżała, ja również.

Stwardniałe brodawki, którymi się o mnie ocierała, nagle zaczęły parzyć. Chciałem tego natychmiast, ale milady pociągnęła mnie za sobą. Nie stawiałem oporu. Idąc za nią, wsłuchiwałem się w koncert jej kołyszących się pośladków i ud niknących w coraz głębszych ciemnościach lochu.

– Tutaj ją dla nas schowałam. – Przystanęła w mroku.

Po chwili pstryknęła palcami. Wzdłuż ścian zapłonęły długie jak ludzka noga świece. Za ścianą z żelaznych krat, spętana, z rękami związanymi wysoko nad głową, stała Valena. Nie zdołała uciec, przeszło mi przez myśl, a potem czułem już tylko jej bezsilność i –

podniecenie. Serena łaskawie pozwoliła zostawić jej tylko króciutką koszulkę, kończącą się tuż nad łonem. Za każdym razem, kiedy dziewczyna się poruszyła, odsłaniała coraz więcej.

To chyba królowa upiorów kazała założyć jej tę koszulkę.

– Podoba ci się, prawda? Mnie również – Serena w zasadzie już nie mówiła, tylko charczała niczym wielki drapieżnik.

Wbrew własnej woli przytaknąłem.

– Wszystko przygotowano jak za starych czasów. Dawno już tutaj nie byłam. – Wskazała przeciwną stronę komnaty.

Zobaczyłem stół zastawiony zakurzonymi karafkami z winem i likierem oraz budzące z powodu kontrastu grozę akcesoria z czarnego żelaza i błyszczącej stali. Całości dopełniały bicze i rózgi rozwieszone po ścianach, powrozy, sznury i inne pomysłowe zabaweczki. Nikt mi nie musiał  tłumaczyć, do czego to służy – do zadawania cierpienia i czerpania z niego rozkoszy.

Świat zakręcił się jakby trochę szybciej. Sięgnąłem po karafkę, napełniłem dwa puchary i podałem jeden Serenie. Tylko tych przedmiotów nie pokrywał kurz.

Zanim zdążyłem wypić swoje wino, milady zaczęła mnie całować. Przycisnęła mnie do ściany, zapach jej podniecenia zmieszał się z ciężkim aromatem trunku, tworząc zabójczy koktajl. Chwyciłem ją za pierś, jęknęła, uwiesiła się na mnie i objęła udami. Ściągnąłem jeden bicz i smagnąłem po jej pośladkach. Krzyknęła, wygięła się, tym samym otwierając drogę do swojego wnętrza, a ja natychmiast w nią wniknąłem. Uderzyłem po raz drugi.

– Dogodzimy sobie już dzisiaj? Czy jeszcze trochę poczekamy? – wyrzucała z siebie słowa coraz szybciej, podczas gdy mój członek wbijał się w nią coraz szybciej, coraz głębiej.

Jedną ręką ugniatałem pierś milady, drugą bez przerwy wprawiałem jej ciało w coraz szybszy,

rytmicznie falujący ruch.

– Mam rękawice zakończone ostrzami. Czar nie działa na naturalne organizmy. Chcesz jedną? – jęczała, mruczała i stękała.

– Chcę. – Przytrzymałem ją, kiedy szczytowała.

Gdzieś z daleka dobiegł mnie przerażający krzyk Valeny.

Brzmiał wspaniale. Wiedziałem, że jeśli natychmiast nie zamilknie, wykorzystam ją i nic mnie przed tym nie powstrzyma.

– Rękawica – rozkazałem i smagnąłem Serenę jeszcze mocniej niż przed chwilą i jednocześnie nadziałem ją na członek. Zaskowyczała i wyciągnęła skądś aksamitną rękawicę z trzema błyszczącymi ostrzami, na przemian wyłaniającymi się z niegroźnie i niepozornie wyglądającego materiału. Nałożyłem ją i delikatnie pogładziłem Serenę po twarzy. Biała cera spłynęła czerwienią krwi. Milady zacisnęła uda jeszcze mocniej i wgryzła się w moją szyję.

Odwróciłem się, przycisnąłem jej ciało do szorstkiej ściany. Zanim skułem ją kajdankami, dała mi do rozwiązania łamigłówkę w postaci elastycznego języka.

– Zajmiemy się nią dopiero za chwilę, teraz załóż to. – Uległość ulotniła się nagle pod wpływem drapieżnej części jej osobowości.

Usłuchałem, niemal z szaleńczą lubością dosiadła mnie z krzykiem, w którym ból mieszał

się z rozkoszą w stosunku jeden do jednego. Czułem to samo, cierpienie i żądza, absolutne zaspokojenie.

Jakimś sposobem narzuciła mi pętlę na szyję i stopniowo, kawałek po kawałku, zaczęła zaciskać. Poruszałem się w niej jak dobrze naoliwiony tłok, ale drażniła mnie coraz bardziej i utrudniała mi wytrysk.

– Zajmijmy się nią – westchnęła. – Teraz. Natychmiast.

Nie przestawałem jednak, a ona szybko o tym zapomniała. W końcu narastające we mnie podniecenie rozsadziło wszelkie bezpieczniki.

Orgazm mnie znokautował. Osunąłem się na kolana, mając czarne plamy przed oczyma.

Głowę oparłem o łono milady. Wszystko było we krwi. Ściana, ziemia, moja twarz, ręce. Mój członek przypominał miecz po bitwie. Trochę krwi zostało też w Serenie. Już przestała falować, nawet nie wyglądała jak królowa upiorów. Wiedziałem,  że wystarczy już tylko jeden, ostatni krok i będzie po wszystkim.