Выбрать главу

Nagle oddychało mi się bardzo ciężko, na czole poczułem krople potu. Po raz pierwszy od starcia Oko przebudziło się i bardzo niewyraźnie starało się wyostrzyć obraz, ale wychodziły mu jakieś bzdury. Gdybym skłamał, zorientowaliby się. Hekate widziała to, co ukryte pod powierzchnią, Janota też nie sprawiał wrażenia kogoś, kto urodził się wczoraj.

– Nie wiem. Domyślam się, ale nie chcę o tym mówić – powiedziałem, zamiast skłamać.

Napięcie, o dziwo, rozładowało się.

Janota skinął, podał mi manierkę. Już z daleka poczułem zapach góralskiej przepalanki.

– Jeśli nie nalejecie do tego garnka jakiejś wody, będzie po nim – przypomniała Micuma.

Pociągnąłem porządny łyk, aż się zakrztusiłem. Woda zasyczała na rozżarzonej blasze i już po chwili pokrywka zaczęła podskakiwać.

* * *

Ktoś zadał jakieś pytanie, ale jego sens do mnie nie dotarł. Sen przyszedł wolniej niż poprzednim razem, ale nadal był niczym pędząca lawina, której nikt nie zdoła zatrzymać.

Obudziło mnie słońce. Wpadało do środka przez otwarte drzwi, a razem z nim wilgoć późnojesiennego dnia. Byłem w chacie sam, na kocu koło pryczy leżały magazynki z rewolweru i śrutówki. Nie brakowało ani jednego. Janota był drobiazgowy, w dodatku wiedział, jak ciężko teraz o materiał.

Do środka zajrzała Micuma.

– Przespałeś kolejne dwadzieścia cztery godziny – oznajmiła tonem łudząco przypominającym wyrzut.

– Czuję się, jakbyś po mnie przez cały ten czas deptała – odciąłem się.

Pokrywka brzęczała. Garnek znowu stał na gorących kamieniach i był napełniony wodą.

Najwyraźniej reszta towarzystwa rozmawiała z duchem w maszynie, kiedy ja spałem.

– Mam dla ciebie propozycję – odezwał się duch.

– Z chęcią jej wysłucham, ale najpierw chciałbym wiedzieć, z kim tak naprawdę mam

przyjemność.

Na podłodze, zaraz obok pryczy, stała miska zupy, obok niej leżał kawał mięsa i porządnie wyschnięta pajda chleba. Zostawili je dla mnie. Ich troskliwość znowu mnie zaskoczyła, czułem się dziwnie. Nie byłem do tego przyzwyczajony.

Po raz pierwszy od długiego czasu udało mi się usiąść. Poszło zaskakująco ciężko. Ciało wydawało się z ołowiu i musiałem wytężyć wszystkie siły,  żeby poradzić sobie z jego ciężarem. Przy ruchu zorientowałem się, że nie mam przy sobie żadnej broni. Kiedy jednak zobaczyłem arsenał na kocu, wyczyszczony i naoliwiony, uspokoiłem się. Janota to człowiek z tej samej gliny. Wystarczyło sięgnąć, o ile oczywiście udałoby mi się tak wyciągnąć. Na razie, zamiast zajmować się bronią, nałamałem sobie chleba do zupy, aż powstała gęsta masa o konsystencji kaszy, którą zacząłem  łapczywie połykać. Dopiero potem zabrałem się do mięsa.

Pokrywka kilka razy brzęknęła, ale garnek nie przemówił.

– Obserwujesz mnie? – odgadłem powód milczenia.

– Tak – przyznał nasz dziwaczny kompan. – Po walce z demonem w powietrzu zostało jeszcze bardzo dużo energii. Wokół ciebie unosi się mnóstwo moich cząsteczek, które w zależności od potrzeby łączę ze sobą i kompiluję z nich różne urządzenia. Teraz dzięki nim słyszę i widzę, a także mogę z tobą rozmawiać, do tego jednak potrzebuję trochę więcej energii i specjalnych warunków – ciśnienia pary albo ciepła i narządów mowy twojego konia.

– Ale kim właściwie jesteś? – wróciłem do zasadniczego pytania.

– To potomek jakiejś sztucznej inteligencji. – Hekate stanęła w drzwiach. – Jest w jakiś sposób związany z tym pasmem górskim. Sądzę,  że przed Krachem uruchomiono tu jakiś superkomputer albo biologiczną sieć nerwową.

– Albo obie te rzeczy jednocześnie – podpowiedział garnek.

– Te korzenie ze stalowym rdzeniem to twoja sprawka? – przypomniałem sobie.

Hekate nie wchodziła do środka, opierała się o futrynę.

– Tak. W ten sposób pozyskuję energię ze źródeł na różnych wysokościach nad poziomem morza. Gdybym korzystał tylko z jednego, mogliby mnie łatwo namierzyć.

Udzielił bardziej wyczerpującej odpowiedzi, niż oczekiwałem.

– A co z trójokimi?

Hekate wydęła policzki po głębokim wydechu, jakby chciała skosztować

mikroskopijnych cząsteczek składających się na niewidzialne ciało ducha.

– Efekt uboczny nieudanego eksperymentu – odpowiedział spokojnie głos. – Nie mojego

– dodał szybko, kiedy czarodziejka się zatrzęsła. – Eksperymentu moich twórców. Mam w pamięci wszystkie informacje, całe pokolenia trójokich żyją tylko dzięki mnie. Ich metabolizm jest niestabilny, muszę w niego permanentnie ingerować, utrzymywać w równowadze pozwalającej im przeżyć.

W jednej kwestii wierzyłem duchowi z maszyny – z pewnością był potomkiem albo

pogrobowcem jakiejś archaicznej sztucznej inteligencji. Nikt inny nie potrafiłby mówić tak beznamiętnie. Równowaga pozwalająca im przeżyć...

– A w zamian za to oni ci służą – dokończyła Hekate.

– Tak. Jeśli mamy kontynuować naszą konwersację, dolejcie trochę wody do mojego głośnika.

Starałem się spełnić jego prośbę, ale ciągle byłem dużo słabszy, niż mi się wydawało, na szczęście Hekate mnie uprzedziła. Udawała,  że niczego nie zauważyła, a ja zamaskowałem słabość markowanym atakiem kaszlu.

Duch dostał swoją wodę, musiał tylko poczekać, aż zacznie wrzeć.

– Janota i Val są na zewnątrz? – zapytałem.

– Poszli. Zaproponował jej, żeby została w Jabłonkowie – wyjaśniła Hekate. – Jako komendant wojskowy może sobie na to pozwolić.

– Przypadła mu do gustu, mimo że jest matką demona.

– On jej też.

– Nie ma zbyt wielkiego wyboru – zauważyłem. – Jeśli nie zachowają w tajemnicy, kim jest Val, ludzie nie dadzą jej spokoju.

– Nie ma zbyt wielkiego wyboru – powtórzyła. – Ktoś taki jak Janota zdarza się raz na dziesięć tysięcy mężczyzn.

Przyznałem jej rację. Janota był wyjątkowy pod każdym względem.

– Jestem gotowy. Możemy dalej rozmawiać – odezwał się charakterystyczny blaszany głos, pokrywka znów podskakiwała.

– Masz problem – rzuciłem w stronę garnka. – W dolinie jest ktoś, kto z tobą walczy.

Chodzi po górach, jego siła przytłacza twoje mikroskopijne cząsteczki, a ludzie niszczą dla niego korzenie, przez które czerpiesz energię.

– Twoje twierdzenie jest prawdziwe, ale niepełne. Mój nieprzyjaciel szkodzi mi jeszcze bardziej. Narusza ukrytą równowagę poprzez degradację mojego hardware z dodatnią derywacją, i to w sposób, który prędzej czy później spowoduje u mnie utratę osobowości.

– Myślałem, że sztuczna inteligencja jest w stanie myślą rozszczepić atom – rzekłem w zamyśleniu.

– Może kiedyś – nie zaprzeczał duch z maszyny – ale nie ja. Jestem stosunkowo słabą i mało skomplikowaną sztuczną inteligencją.

– A co to za potwór z doliny, który robi ci takie problemy?

– To bóg – tym razem odpowiedziała Hekate. – Stary i niegdyś bardzo mocny duch, który wrócił z jakiegoś koszmarnego piekła i teraz walczy o swoje miejsce w blasku słońca.

– Bóg – powtórzyłem z nadmiernie dokładną artykulacją.

Poznałem pobieżnie kilku z nich; właściwie tylko ich zobaczyłem, zwłaszcza małych bogów śmierci, którzy znaczyli swoje ofiary.