Выбрать главу

Zmaterializowany  duch,  obrońca  okolicy?  Nieznana  zjawa  albo  ktoś  -  coś  zupełnie

innego?

- Dotrzymuję słowa - dodałem.

Posłał mi pełne rozbawienia spojrzenie.

- Wiem - powiedział i rozpłynął się.

Przez chwilę oddychałem nieco szybciej niż zwykle, ale dosyć szybko udało mi się

uspokoić.  Ulotnił  się,  czyli  nie  chciał  się  mieszać.  Najchętniej  załatwiłbym  Siepacza

jednym  strzałem  w  głowę,  ale  wtedy  nie  dotrzymałbym  słowa.  Dał  mu  je  człowiek,

bóg,  pozszywaniec  i  bękart  -  ja.  Wszedłem  na  porębę  i  pomału  zbliżyłem  się  do

ogniska.

- Wstawaj. - Czubkiem buta trąciłem chrapiącego Siepacza.

Wyskoczył ze śpiwora szybciej, niż wydawało się możliwe. Kopnięciem wytrąciłem

mu pistolet z dłoni.

- Oddawaj Micumę i Greysona.

- Oszalałeś - zaśmiał się. - Wydaje ci się, że jak załatwiłeś Agnes i ogłupiłeś Dwiga,

to możesz wszystko.

Załatwiłem  Agnes,  ogłupiłem  Dwiga.  Miał  rację,  choć  wcale  nie  chciałem  tego

zrobić.

- Spieprzaj. Może daruję ci życie. - Źle zinterpretował moje wahanie.

- Oddawaj Micumę i Greysona - powtórzyłem.

Obiecałem, że poproszę uprzejmie.

- Jak to z nią robiłeś? Jak to było, kiedy ją ciąłeś?

Uderzyłem  go.  Normalnego  faceta  to  by  zabiło,  jego  uratował  wzmocniony

szkielet i ultraszybki refleks. Siepacz leżał na ziemi, krew z rozwalonej wargi rozmazał

sobie po całej twarzy.

- Ty gnoju, ruszają mi się zęby - warknął.

- Oddawaj Micumę i Greysona - powiedziałem po raz trzeci. - Proszę.

Obiecałem, że poproszę uprzejmie. Ostatnie słowo zmieniało groźbę w prośbę.

Trzy razy wystarczy, według wszelkich zasad, czarów i zaklęć.

Zaśmiał się. Nagły ruch i już trzymał w dłoni sześciolufową spluwę.

- Obyś skończył w piekle, gnoju - wypowiedział życzenie i strzelił.

Właśnie  stamtąd  przyszedłem  -  przynajmniej  miewałem  takie  wrażenie.  Sześć

kulek, jedna obok drugiej, trafiło mnie w brzuch. Padłem w konwulsjach na kolana,

ale ostatkiem sił już unosiłem Zabójcę. Siepacz zachowywał się, jakby go w ogóle nie

widział.

- Nie czujesz czaru, który w ciebie wpakowałem? Sporo za niego dałem, ale teraz

widzę, że się opłacało. Żaden karabin, żaden pistolet, nic ci nie pomoże. Jedną krótką

serią zmasakruję twój mózg i nic na to nie poradzisz.

Bez  pośpiechu  sięgnął  po  automat.  Już  czułem,  jak  magia  wgryza  się  we  mnie  i

zaczyna  działać.  To  dlatego  musiał  strzelać  z  takiej  lichej  broni.  I  nie  powiedział  mi

wszystkiego.  Nie  tylko  nie  mogłem  używać  broni,  czar  przegryzał  się  też  przez  moje

wnętrzności aż do kręgosłupa.

-  Ty  zasrańcu  -  wydusiłem,  przytrzymując  dłońmi  wnętrzności,  które  wypływały

przez  rany  postrzałowe  w  brzuchu.  -  Nawet  Dwiga  byś  nie  pokonał  w  normalnej

walce, musiałeś go zastrzelić.

-  A  zatem  zmiana  planów,  gnojku  -  warknął  Siepacz,  odłożył  broń  i  strzelił

stawami w dłoniach, potem zrobił kilka wymachów ramionami, jakby rozgrzewał się

na  sali  gimnastycznej.  -  Poużywam  sobie  trochę.  Wytrzęsę  z  ciebie  życie  własnymi

rękami.

To był dobry kopniak. Rozharatał mi brzuch jeszcze bardziej niż sześć jadowitych

kulek wystrzelonych z bliska. Po kolejnym leżałem trzy metry dalej na plecach. Dolnej

części tułowia w ogóle nie czułem, jakby ktoś mi ją odciął.

- Podoba ci się? Bo mnie bardzo! Zawsze chciałem wiedzieć, jak ta kurew to robi. -

Przechylił głowę i znowu mnie kopnął. - Opowiesz mi, zanim zdechniesz.

Wziął zamach i czubem podbitego metalem buta kopnął mnie tak, że wzbiłem się

w powietrze. W brzuchu eksplodowała mi supernowa, po krótkim locie wylądowałem

w błocie, padające płatki śniegu szeleściły w trawie coraz głośniej i głośniej. A może

coś się stało z moim mózgiem. Tak, prawdopodobnie tak właśnie było.

-  Mówiła,  że  nie  masz  jaj.  Że  wolałeś  to  robić  sam  niż  z  prawdziwą  kobietą  -

wycharczałem.

- Ty gnoju! Zmiażdżę ci czaszkę!

Pochylił się, by spełnić groźbę, i znalazł się w zasięgu moich rąk. Złapałem go za

skronie i strzeliłem z główki, zmieniając jego nos w krwawą plamę. Drugi raz, trzeci.

Próbował  mnie  odepchnąć,  ale  trzymałem  mocniej  niż  imadło  i  waliłem  czołem,

potem Okiem i znowu czołem. Siepacz młócił na przemian to pięściami, to łokciami,

aż sikała ze mnie krew, lecz w porównaniu z bólem, które zadawał mi czar z nabojów,

to  były  łaskotki.  Nawet  na  chwilę  nie  przerywałem,  aż  wreszcie  usłyszałem,  jak  jego

czaszka  pęka,  zaczęła  się  z  niej  lać  krew,  a  spomiędzy  kości  wypłynął  mózg.  Jednak

Siepacz ciągle żył i szukał czegoś po omacku. Nic nie czułem. Patrzyłem, jak umiera,

na  odłamki  kości  wbijające  się  w  mózg,  który  w  końcu  zmienił  się  w  bezkształtny

ochłap. A przecież już czuł się zwycięzcą. No cóż, robiłem znacznie gorsze rzeczy.

* * *

Ruszyłem  w  drogę  dopiero  po  południu.  W  tym  czasie  spadło  dobre  dwadzieścia

centymetrów  śniegu.  Zimno  powstrzymało  trochę  krwawienie  z  brzucha  i  dzięki

doskonałej  regeneracji  zacząłem  dochodzić  do  siebie.  Czar  już  się  wyczerpywał,

śmierć  Siepacza  go  osłabiła.  Wciąż  jednak  miałem  wrażenie,  że  posłańcy  śmierci,

których  pojawiło  się  niespodziewanie  wielu,  ciągle  zastanawiali  się,  czy  nie  zabrać

również mnie. Wystraszyłem jednego z nich drapieżnym uśmiechem i na razie dali mi

spokój.  Tymczasem  Micuma  przegryzła  powróz  i  pełna  troski  krążyła  wokół  mnie.

Może to ona przepędziła posłańców, nie ja?

Wieczór  spędziłem  przy  ognisku,  pod  koronami  trzech  rosnących  obok  siebie

świerków. Dochodziłem do siebie, coraz bardziej świadomy, że muszę szybko ruszać w

drogę.  Zginęło  sześciu  ludzi  powiązanych  z  magazynami  radioaktywnego  paliwa.

Może powinienem chociaż zerknąć na przedkrachowy skarb? Może znalazłbym coś, co

by mi się przydało?

Z mapą zabraną Rybiookiemu i w goglach Marty’ego pokazujących radioaktywny

przekrój  okolicy,  tak  starannie  dotychczas  strzeżonej,  w  południe  następnego  dnia

stanąłem przed drzwiami starego magazynu. Czułem pomału rozpraszające się dusze

tych,  którzy  znaleźli  tu  śmierć.  Na  szyi  przybył  mi  medalion  ze  specyficznego

czerwonego  materiału,  który  znalazłem  przy  Rybiookim.  To  Micuma  zwróciła  na