Выбрать главу

moich stóp.

Wilhelm  Waard  nadal  siedział  w  fotelu  i  obojętnie  przyglądał  się  jatce,  jaka

rozgrywała się w jego salonie.

- W przeciwieństwie do poprzednich samozwańców pan rzeczywiście mógłby być

Curtisem.  On  też  nie  wdawał  się  w  zbyteczne  dyskusje  -  dodał  i  klasnął  w  dłonie.  -

Zabijcie go.

Już to raz słyszałem.

Szermierze  zstąpili  z  portretów.  Słyszałem  szelest  jedwabiu,  skrzypnięcie  skóry,

iluzja była doskonała. A może to wcale nie była iluzja.

Usunąłem się poza zasięg ich broni, wymierzyłem Zabójcę między wciąż obojętne

oczy Hiszpana. Nie miałem ochoty na dyskusje. Wystarczyło dotknięcie, pociągnięcie

za  spust.  Rewolwer  wypluł  śmiercionośny  pocisk,  ale  Hiszpan  zrobił  unik  z

nierzeczywistą w tym  świecie szybkością. Uwolniłem Kleszcze jednym szarpnięciem,

szybki  przewrót  w  tył  przez  stół  pozwolił  mi  uniknąć  ciosu  kataną.  Zablokowałem

ostrze miecza Hiszpana zmierzające w stronę mojego brzucha. Wykorzystując długość

oraz  ruchliwość  Ręki,  zacząłem  kontrować  i  trafiłem  przeciwnika  w  biodro.  Ustąpił.

Na zdobionym koronkami stroju rozkwitała krwawa plama. Cudem odbiłem jadowite

cięcie katany. Byli szybcy, bardzo szybcy.

Wystrzeliłem,  Japończyk  zrobił  unik,  jakby  wyczuł  moje  zamiary.  Uderzyłem

Kleszczami, brzęknęła stal. Odskoczyłem przed cięciem miecza, z hukiem wpadłem na

ścianę  i  odbiłem  się.  Wytrąciłem  Hiszpanowi  broń  z  ręki.  Runęliśmy  na  podłogę  i

zaczęliśmy  się  szarpać.  Wsiadłem  mu  na  plecy  i  ścisnąłem  udami,  w  odpowiedzi

złamał  mi  nos  ciosem  ciemienia.  Zdołałem  zrobić  mostek  i  zasłoniłem  się  przed

cięciem katany. Ostrze skamieniało w powietrzu - Japończyk potrafił zatrzymać swój

zabójczy atak.

Przyłożyłem  Kleszcze  do  gardła  Hiszpana,  ale  w  pewnym  momencie  jego  głowa

straciła  stały  kształt  i  już  po  chwili  patrzyłem  mu  w  twarz  -  całe  jego  ciało

przeformowało się do odwrotnego położenia. Mój uścisk zelżał, poczułem ząbkowane

ostrze  wbijające  się  w  brzuch.  Ruchem  bioder  odepchnąłem  Hiszpana  w  stronę

Japończyka,  zerwałem  się  i  sięgnąłem  po  Nóż.  Skoro  oni  nie  grali  fair,  ja  też  nie

zamierzałem sobie żałować.

Nagle zaszli mnie z obu stron jednocześnie. Rzuciłem się na samuraja, przeciąłem

Kleszczami  ostrze  jego  katany.  Zostawiłem  go,  osłaniając  się  Nożem  przed  szarżą

Hiszpana.  Był  jednak  zbyt  szybki,  poczułem  w  biodrze  palące  ukłucie.  Próbowałem

jeszcze  zadać  cięcie,  ale  przeciwnik  zrobił  unik,  odskoczył,  odchylił  się  i  nagle

ujrzałem  ostrze  jego  miecza  spadające  jak  gilotyna  na  moje  ramię.  Nóż,  choć

trzymałem  go  kurczowo,  upadł  na  podłogę.  Jakoś  uciekłem  przed  ciosem,  który  jak

nic  rozpłatałby  mnie  od  biodra  do  ramienia,  ale  jego  błyskawicznemu  następcy  już

nie.  Czułem,  jak  moje  żebra  ustępują,  a  ich  ostre  końce  wrzynają  się  głęboko  w

tkankę.

Leżałem na plecach, przyszpilony do podłogi ostrzem katany i miecza. Gejzer krwi

tryskający z odciętej ręki szybko słabł, ciało usiłowało regenerować obrażenia. Czułem

odłamki  połamanych  kości  tuż  przy  sercu.  Próbowałem  się  poruszyć,  ale  bez

powodzenia. Cholera, tę potyczkę chyba przegrałem.

Słyszałem, jak Wilhelm Waard wstaje z fotela, chwilę potem go zobaczyłem. Wraz

z  nim  przyszedł  ból,  piekielny  ból,  którego  nie  mógłby  zaznać  żaden  człowiek.  Już

dawno byłby martwy.

-  Witaj,  Raymondzie  -  rzekł  zamyślony  Waard.  -  Wyglądasz  trochę  inaczej  i

wydaje się, że masz za sobą długą drogę. Nie rozumiem, jak ci się to udało.

Przez  chwilę  jeszcze  tak  rozmyślał,  a  ja  tymczasem  starałem  się  przywyknąć  do

bólu.  Szło  mi  zaskakująco  dobrze,  miałem  już  w  tym  spore  doświadczenie.  Może

jeszcze nie przegrałem - nawet jeśli została mi tylko jedna ręka...

- Mogłeś oszczędzić sobie wysiłku. Zabijcie go. Posiekajcie na kawałki i rzućcie je

żebrakom! - krzyknął rozkazująco.

Echo  jego  słów  jeszcze  nie  umilkło,  a  już  wbijał  się  we  mnie  miecz  -  widziałem

własną łydkę lecącą bezwładnie w stronę ściany. Kolejne cięcie, kolejne.

Japończyk  wziął  do  ręki  odciętą  część  ostrza,  przyłożył  do  reszty,  przytrzymał

chwilę i nagle znów miał nienaruszony miecz. Następne cięcia, ból przybierał na sile,

już nie mogłem sobie z nim poradzić, ale nadal nie umierałem. Waard kopnął mnie w

głowę,  a  ta  potoczyła  się  i  zatrzymała  dopiero  przy  stołowej  nodze  stylizowanej  na

płetwę  morskiej  panny.  Widziałem  krwawe  ślady  zostawione  na  wypolerowanym

parkiecie przez poszczególne części mojego ciała. Chciałem, żeby to się już skończyło.

Żeby posiekali mój mózg albo serce. Przecież i tak kiedyś umrę naprawdę, cierpienie

się skończy i wreszcie będę miał spokój.

Kiedy  skończyli,  pojawił  się  sługa.  Zachowywał  się  tak,  jakby  sprzątanie

rozczłonkowanych  ciał  należało  do  jego  codziennych  obowiązków.  Wrzucił  to,  co  ze

mnie  zostało,  do  kosza  wyłożonego  polietylenowym  workiem.  Ostatnie,  co

spostrzegłem w jednym z przebłysków świadomości, to szermierze znów spoglądający

na świat ze starych, popękanych płócien.

Potem ból zwyciężył. Straciłem siebie na zawsze - rozbity, rozszarpany na kawałki

niepasujących wspomnień, wizji, cudzych  myśli. Z niebytu wyrwały mnie uderzenia.

Moja głowa turlała się stromymi schodami w dół opuszczonej uliczki pokrytej lodem.

* * *

Ból. W końcu przeniknie przez wszystkie bariery, do każdego zakamarka, rozreguluje

wszystko.  Z  prawdziwym  bólem  nie  da  się  żyć,  prędzej  czy  później  zabije  każdego  -

każdego, kto go nie pokocha; strach, nienawiść i miłość stopią się w jedno.

Chłopczyk  leży  nagi  na  operacyjnym  stole,  ma  zakrytą  głowę.  Przez  cienką 

tkaninę  obserwuje  odbicie  swoje  i  mężczyzn  w  białych  kitlach  w  błyszczącej 

powierzchni  gałek  manipulacyjnych  automatycznego  chirurga.  Ręce  i  nogi  ma 

przywiązane, na ramieniu i tułowiu czerwoną linię cięcia; amputują mu lewe ramię 

razem  ze  stawem.  Jeden  z  obecnych  naciska  guzik  na  panelu  sterującym,  agregat