Выбрать главу

ewentualne niebezpieczeństwo zauważyłbym odpowiednio wcześnie.

W  powietrzu  czułem  chłód.  Może  to  skutek  późnej  jesieni,  a  może  zimno

nadciągające od strony polskich równin. Ostrawa, cel mojej podróży, znajdowała się

na głębokim cyplu wgryzającym się w zamarznięte i niezamieszkane ziemie niczyje.

Wciągnąłem głęboko powietrze. Już nie byłem pewny, czy idę dobrym tropem, a

nie  chciałem  drugi  raz  korzystać  z  lornetki.  Odwróciłem  się  w  kierunku,  z  którego

przyszedłem, i w żółtych koronach drzew dostrzegłem ciągnącą się kilka metrów nad

ziemią  ciemną  kreskę.  Ułamałem  gałąź  ze  sczerniałymi  liśćmi.  Była  zupełnie  sucha,

martwa. Zabójcze duchowo empatyczne zwierciadło było niebezpieczne nie tylko dla

zwierząt, ale również dla drzew. Dość niecodzienne zjawisko.

Teraz, kiedy wiedziałem, na co patrzeć, szło mi dużo łatwiej. W końcu dotarliśmy

do  łąki  otoczonej  z  jednej  strony  pionową  skalną  ścianą,  a  z  pozostałych  trzech

rzędami jaworów. To nie była poręba, lecz naturalna łąka. W tak lichej i kamienistej

glebie drzewa na pewno nie dałyby rady się zakorzenić.

Micuma  zarżała.  Ja  również  to  poczułem  -  duch  był  gdzieś  blisko.  Bardziej  z

przyzwyczajenia  niż  z  przekonania  odciągnąłem  kurek  Zabójcy  i  zacząłem  ostrożnie

obchodzić łąkę. Pod wysokim dywanem listowia, który miejscami sięgał aż po kolana,

kryły się wielkie głazy.

Sygnał  dochodził  z  samego  środka  łąki.  Nie  widząc  innych  zagrożeń,  wyszedłem

na  otwartą  przestrzeń.  Duch  znajdował  się  właśnie  tam,  nagle  niemal  niewidzialny.

Unosił się zaledwie kilkanaście centymetrów nad ziemią. Już nie emanowała z niego

groza, przeciwnie, sam się trząsł ze strachu. Nachyliłem się nad nim, żeby sprawdzić,

czy  nie  rozpoznam  struktury,  która  pozwoliłaby  mi  stwierdzić,  co  to  jest.  Zadrżał,

poczułem  przepływ  energii,  potem  uczucie  interakcji  ustąpiło  i  za  chwilę

niematerialne ciało ducha zaczęło się rozrywać na strzępy, aż w końcu nic z niego nie

zostało.

- Zabiłeś to - stwierdziła Micuma. - Przeraziłeś na śmierć.

Popatrzyłem  na  nią,  ale  nic  nie  powiedziałem.  Pewnie  miała  rację  -  odwróciłem

atak ducha, odbiłem to, co sam posłał w moim kierunku, on zaś ponownie sięgnął do

mojego  wnętrza.  Dobrze,  że  się  nie  przekonałem,  co  tak  naprawdę  kryje  się  w

zamkniętej części mojego ja. Też mógłbym tego nie przeżyć.

- Rozbijemy się tutaj. Lepszego miejsca nie znajdziemy - zadecydowałem.

Rzuciłem plecak na ziemię i zacząłem uwalniać Micumę z uprzęży.

* * *

Odgarnąłem  trochę  liści  i  przyniosłem  chrust  na  ognisko.  Micuma  w  tym  czasie

włóczyła się po okolicy, szukając czegoś bardziej soczystego od owsa, który mieliśmy

ze  sobą.  Niebo  szarzało,  noc  zapowiadała  się  bezgwiezdna.  Nie  żeby  mi  zależało  na

oglądaniu jakichś konstelacji, ale byłby to godny zapamiętania widok w tym ponurym

kraju.

-  Jesteś  pewien,  że  to  dobre  miejsce  na  nocleg?  -  Micuma  wyrwała  mnie  z

rozważań,  czy  na  kolację  zaserwować  suszoną  wołowinę,  czy  suszoną  wołowinę.

Miałem też puszkę mleka skondensowanego, ale trzymałem ją na gorsze czasy.

Coś odkryła i w ten sposób dawała mi  do zrozumienia,  że nie jest  zadowolona z

wyboru miejsca na obozowisko.

- No jestem  - odpowiedziałem, ale posłusznie wstałem i ruszyłem  w kierunku, z

którego dobiegał jej głos.

Czekała na mnie w półmroku na łagodnym zboczu zaraz za pierwszymi drzewami

okalającymi  łąkę.  Nie  musiała  nic  mówić.  Nie  było  tam  żadnych  krzyży,  żadnych

nagrobków, a mimo to nie miałem najmniejszych nawet wątpliwości, że w środku lasu

znajduje  się  cmentarz.  Zadano  sobie  wiele  trudu,  by  nie  dało  się  go  zbyt  łatwo

odnaleźć, lecz rozpadowa esencja duszy unosiła się wszędzie dookoła, intensywna jak

smród piżmaka. Intensywna dla mnie i dla mnie podobnych.

Wróciłem po saperkę, jeden z bardziej zbytecznych elementów ekwipunku, ale od

czasu do czasu przydatny. Wybrałem najbardziej oddalony grób, gdzie esencja duszy

była niemal niewyczuwalna. Nie chciałem, żeby ni stąd, ni zowąd wyskoczył na mnie

rozwścieczony nieboszczyk.

-  Nie  nazwałabym  tego  najszczęśliwszym  pomysłem,  ale  nie  będę  cię  od  niego

odwodzić - zaznaczyła Micuma, przyglądając się, jak w gęstniejącym mroku kopię w

glinie.

-  Cmentarz  pośrodku  lasu  jest  dziwny,  świeży  cmentarz  jeszcze  dziwniejszy.  A

jeśli  dodać  do  tego  ducha,  który  nas  omal  nie  zabił,  i  ten  mały  konwój...  -  nie

dokończyłem, kopałem dalej.

Po  bardzo  długiej  przerwie  Oko  w  końcu  raczyło  nawiązać  ze  mną  współpracę,

włączyło tryb nocny i przekazywało obraz wyjątkowo wysokiej jakości. Ściemniło się,

w  powietrzu  unosiła  się  mroźna  wilgoć,  która  rano  zmieni  się  w  szron  i  pokryje

szeleszczący  dywan.  Wreszcie  wygrzebałem  nieboszczyka  -  raczej  mumię  niż

porządnego trupa. Nie zgnił nawet przy panującej w lesie wilgoci, drobne gryzonie ani

czerwie  nie  nadżarły  go  zbytnio.  Sztywne,  zasuszone  mięso  przy  najdelikatniejszym

dotyku  odpadało  i  odkrywało  kości.  Specyficzne,  zniekształcone  narostami

nowotworowymi, w niektórych miejscach zwężone. Wydawało się, że nie uniosą ciała.

Wyskoczyłem  z  dołu  i  jeszcze  przez  chwilę  przyglądałem  się  ciału  z  pewnej

odległości. Jaśniejsza od reszty szkieletu czaszka dziękowała za poświęconą jej uwagę

krzywym uśmiechem.

- Jesteś zadowolony?

- Tak. Cokolwiek tu się wydarzyło, ci martwi są szczęśliwi, że mają to już za sobą.

Żaden z nich nie będzie nam przeszkadzał.

Zostawiłem grób rozkopany i położyłem się spać tak, jak stałem, z rękoma aż po

łokcie umazanymi gliną.

* * *

Ranek był dokładnie taki, jak przewidywałem. Czubki palców u nóg miałem zgrabiałe

i obolałe z zimna. Tym razem nie rozpaliłem ogniska, ruszyliśmy w drogę najszybciej,

jak  się  tylko  dało.  Dopiero  przy  pierwszym  potoku  zatrzymaliśmy  się  na  skromne

śniadanie  -  dla  mnie  suszona  wołowina,  dla  Micumy  garść  trawy  okraszona  dwoma

zmarzniętymi jabłkami.

Potem  w  milczeniu,  ostrożnie  zjeżdżaliśmy  z  grani  w  kierunku  północnym.  Za

następnymi  dwiema  albo  trzema  dolinami  -  moja  mapa  była  stara  i  miejscami