Выбрать главу

przypadkiem miałem na to pieniądze. Wspomnienie zniknęło równie szybko, jak się

pojawiło.

Lokal  wydawał  się  niemal  doskonały,  tylko  personel  w  szytych  na  miarę

uniformach  sprawiał  wrażenie,  jakby  po  skończonej  zmianie  dorabiał  sobie  biciem

ludzi i ściąganiem haraczy. Goście też byli lepsi niż ci z moich wspomnień, jak zresztą

cały świat.

Kelner  zaprowadził  mnie  do  stołu,  dostrzegłem  grupę  ludzi  rozmawiającą  za

ścianą  z  kwiatów  -  dwaj  dobrze  wyglądający  mężczyźni  w  towarzystwie  kobiet.

Dyskutowali  o  czymś  podniesionymi  głosami,  ich  znudzone  towarzyszki  paliły

papierosy, popijały napój w kolorze jantaru z wysokich szklanek i patrzyły na siebie

bezmyślnie.  Jednej  kołysały  się  w  uszach  platynowe  pająki  z  brylantowymi  oczami,

druga  miała  na  szyi  złotą  obrączkę  zdobioną  szafirami.  Pierścionków  i  zwyczajnych

łańcuszków  nawet  nie  liczyłem.  To  musiała  być  niezła  harówa,  nosić  na  sobie  taki

ciężar...

- Pan sobie życzy? - zapytał kelner, kiedy minął już czas na zapoznanie się z menu.

- Grzane wino i potrójny tatar.

- Porto? - zaproponował.

Przytaknąłem  od  niechcenia,  jakbym  w  ciągu  ostatnich  kilku  dni  nie  pił  nic

innego, tylko porto, które już mi trochę wychodziło bokiem.

Zanim zjadłem swoją krwawą kolację, do środka weszło kilku ludzi. Zatrzymali się

przy barze, wymienili z barmanem parę słów, coś mu dali, wypili po kielichu i znowu

zniknęli. Nie zauważyłem, żeby zapłacili.

Bez wątpienia „Orion” nie był zwykłą restauracją.

Odsunąłem pusty talerz i zabrałem się do wina.

- Czy mógłbym porozmawiać z panem Wachtmanem? - zapytałem kelnera, kiedy

chował do portfela pieniądze.

Spojrzał na mnie i od razu uznał za jednego z tych gości, z którymi są problemy.

- Nie znam pana Wachtmana.

Nie  wiem,  jak  to  zrobił,  ale  od  strony  baru  natychmiast  ruszył  ku  nam  władca

trunków,  z  wnęki,  którą  wcześniej  przeoczyłem,  wynurzył  się  drobny,  śniady  facet.

Doskonała  współpraca.  Oko  pokazywało  mi  całą  trójkę  jednocześnie  w  podzielonym

obrazie. Barman nie był człowiekiem, lecz stuprocentowym cyborgiem. Stawiałem na

wysokiej  jakości  model  cywilny,  w  którym  ktoś  zainstalował  wojskową  nadbudowę.

Kelner  wyglądał  na  zwykłego  humanoida,  kasowanie  pieniędzy  było  dla  niego  tylko

dodatkowym  zajęciem.  Co  do  drobnego,  śniadego  faceta  miałem  wątpliwości.  Krew

pulsowała  w  nim,  jakby  wrzała,  na  termomapie  jego  ciała  widziałem  szybko

zmieniającą się mozaikę. Lekarz zdiagnozowałby wysoką gorączkę - jakieś pięćdziesiąt

pięć stopni. Nie wiedziałem, co to znaczy, ale niezbyt mu to służyło.

- A o czym chciałby pan porozmawiać z panem Wachtmanem, którego w ogóle nie

znam? - kontynuował kelner, świadomy, że ma już za sobą wsparcie.

- Na przykład o strzelaniu do celu.

Cała trójka spojrzała na siebie.

-  Będą  z  nim  problemy.  Tony  nie  powinien  go  tu  w  ogóle  wpuszczać  -  zauważył

kelner.

-  Nie  będziesz  robił  problemów,  co  nie?  -  przemówił  cyborg  głosem,  który  ani

trochę nie przypominał ludzkiego.

Już nawet Micuma miała ostatnio lepszą intonację niż on.

-  Wyprowadźcie  go  na  zewnątrz.  Jeśli  coś  z  niego  wyciągnięcie,  tym  lepiej.  Nie

chcę żadnych awantur w lokalu - rozkazał kelner.

Patrzyłem obojętnie, czekałem na ich ruch.

Na  moje  ramię  spadła  ciężka  ręka.  Uścisk  sugerował,  że  w  każdej  chwili  może

zmiażdżyć  mi  staw,  ale  nie  unieruchamiał.  Posłusznie  wstałem  i  skierowałem  się  w

stronę drzwi. Nasze odejście zmąciło luksusową, dyskretną atmosferę równie mocno,

co brzęknięcie złotego kolczyka czy syk otwieranego szampana.

Sądziłem,  że  spróbują  dopiero  na  zewnątrz,  w  wiatrołapie  mogliby  odstraszyć

ewentualnych gości.

Myliłem się.

Cyborg wbił palce w moje ciało, szarpnął i zadał cios w splot słoneczny. Częściowo

zablokowałem go i pochylony cofnąłem się o kilka kroków. Śniady stał już po lewej,

wyprowadził wysokie kopnięcie. Odchyliłem się, cios otarł się o moją skroń i trafił w

ścianę. Padłem na plecy i ślizgiem dojechałem aż pod ścianę.

Cała  trójka  skamieniała,  bokser,  cyborg  i  to  śniade  chuchro.  Przez  chwilę

wyglądali, jakby nie mogli zdecydować, co dalej.

- W taki sposób na pewno się nie dowiecie, jaką sprawę miałem do Wachtmana.

Martwi nie mają głosu - ostrzegłem ich.

- Wytrzymasz więcej, niż się wydaje. - Cyborg pokręcił głową. - Będziesz mówić.

Portier  trzymał  się  z  daleka  i  tylko  podejrzliwie  mi  się  przyglądał.  Najchętniej

wstałbym  i  pourywał  im  głowy,  nie  wiedziałem  jednak,  czy  dam  radę.  Jeszcze  nie

wróciłem do pełnej formy, a ci trzej nie byli zwykłymi łamignatami.

Sięgnąłem Ręką po kurtkę, wisiała kawałek nade mną.

-  Nagle  zachciało  ci  się  wyjść?  -  Cyborg  zaprezentował  imitację  śmiechu.  Nic

szczególnego.

- Dowiedziałem się już tego, czego chciałem - odpowiedziałem spokojnie.

Stracili pewność siebie, w ich oczach widziałem nieme pytanie.

-  Wachtman  jest  ubogim,  trzeciorzędnym  gangsterem,  który  zatrudnia

podrzędnych oprychów.

Cyborg zrobił krok w moją stronę i nagle znieruchomiał, kiedy zorientował się, że

patrzy prosto w czarną lufę Zabójcy. Tak, ten otwór zdecydowanie miał coś w sobie.

Wstałem, w głowie mi huczało, ale poza tym czułem się całkiem dobrze.

Strzelaj, strzelaj, postrzel go chociaż w kolano!  - ukryta część mojej osobowości,

nagle aż nazbyt ożywiona, zaczęła mnie kusić i namawiać. Miałem wrażenie, że dobrze

się bawi, jak dzieci tańczące wokół choinki.

Cyborg spojrzał z wyrzutem na portiera.

-  Co  drugi  ma  jakąś  spluwę.  Ja  tylko  pilnuję,  żeby  nie  wnosili  ich  do  środka  -

odpowiedział sucho i wzruszył potężnymi ramionami.

Schowałem  Zabójcę  z  powrotem  do  kabury.  Gdybym  ciągle  trzymał  go  w  dłoni,

nie oparłbym się pokusie.

Na szczęście też mieli już dosyć i pozwolili mi odejść. Remis.

* * *

Wciąż czułem te kilka ciosów, dlatego postanowiłem przez resztę dnia odpoczywać. Po

wpłaceniu kaucji, na którą teraz mogłem sobie pozwolić, przyniosłem z biblioteki do

pokoju  stos  miejscowych  gazet.  Przeglądałem  je  strona  po  stronie  i  zbierałem