Выбрать главу

surowy głos: „Bez znieczulenia, musimy przeciąć jak najczyściej”.

Ten ból, nigdy niekończący się ból. Jęk piły oscylacyjnej, dźwięk ekshaustorów i

syczenie sprzętu kauteryzacyjnego. Coś musiało się odbić w moich oczach, ponieważ

Novotný się zaśmiał.

-  Pan  również  jest  interesującym  przypadkiem.  Ktoś  nieźle  się  panem  zabawił  i

uzyskał  całkiem  ciekawy  efekt.  Ja  to  od  razu  poznam.  Sam  też  bardzo  lubiłem

eksperymentować.

Pochylił  się  w  moją  stronę.  Jego  ciało  modyfikowano  raz,  dwa,  dziesięć  razy,  a

jednak miałem wrażenie, że znam jego zapach, fluidy ego.

Pępowina, plastikowy worek, odgłos zamykanej klapy kontenera.

Ręka z pistoletem pozostawała nieruchoma.

- Pierwotna blizna - analizował moją głowę - jest podobna do tych, jakie robiliśmy

na  początku.  Ze  względu  na  zbyt  duże  sondy  konserwacyjne.  Spokojnie  mógłby  pan

być tworem któregoś z moich podwładnych. Ja sam pana nie stworzyłem, coś takiego

raczej bym pamiętał.

Rzeczywistość przeplatała się z koszmarnymi wspomnieniami, ten drugi napinał

się, jakby za wszelką cenę chciał się wyrwać z oków. Nie wiedziałem, czy mam się go

bać,  czy  wypuścić  na  wolność.  Czułem  jego  dziką,  nieprzezwyciężoną  żądzę  krwi  i

wiedziałem, że jeśli tama pęknie, utonę.

-  Można  sprawdzić,  czym  pan  jest.  Mam  genetyczne  identyfikatory  wszystkich

modeli - zaśmiał się Novotný.

Widział, jak rozlatuję się przed nim na części. Sądził, że to przez jego pistolet.

Z każdą chwilą było coraz gorzej. Oko odmówiło mi posłuszeństwa, a wraz z nim

cały  ośrodek  wzroku  i  całkowicie  oślepłem.  Palące  uczucie  bólu  pomogło  mi

wprawdzie trochę, po chwili znowu widziałem, chociaż tylko w czerni i bieli, jak przez

wąski tunel. Znowu nie mogłem się ruszyć. Novotný ciął mnie skalpelem - nie dało się

ukryć,  że  kiedyś  był  lekarzem.  Włożył  narzędzie  do  szczeliny  w  stole,  w  odbiciu

znajdującego się za nim baru widziałem zmieniające się, na pozór chaotycznie, cyfry

na ekranie monitora. Świat odzyskał kolory - to ten drugi wydostał się na zewnątrz.

Oko przeszło na zbliżenie, skala jego funkcji zwielokrotniła się i nagle mogłem z

nich  w  pełni  korzystać.  Kleszcze,  przez  większość  czasu  mocujące  się  z  rękawicą,

zamknęły  się  i  uformowały  kończynę  przypominającą  na  pierwszy  rzut  oka  zwykłe

ramię. W rzeczywistości miały siłę nacisku wystarczającą do spawania żelaza.

Na ekranie wirowały cyfry, Maksymilian Novotný studiował je z zaciekawieniem,

pistolet ciągle mierzył w moje Oko. Widziałem już nawet czubek pocisku w komorze,

przeniknąłem wzrokiem do jego wnętrza, do ołowianej kulki ze stalowym jądrem, w

którym skrywał się opiłek ludzkiej kości niosący w sobie śmiercionośne zaklęcie.

Cyfry wirowały. Maksymilian Novotný czekał.

Moje wspomnienia zaczynały się w korytarzach ponurego podziemnego instytutu.

Od  wczesnego  dzieciństwa  miałem  tylko  jedno  oko.  Dopiero  później  zorientowałem

się  dlaczego  -  drugie  podczas  jednego  ze  swych  eksperymentów  wyciął  mi  Novotný.

Potem stopniowo usuwał mi następne organy, a w ich miejsce wkładał inne, jakbym

był zwyczajnym składakiem.

Znałem  ból,  karmiące  automaty  i  cierpiących  ludzi,  którzy  bardzo  szybko

odchodzili,  w  zależności  od  popytu  na  poszczególne  organy.  I  personel.

Nienawidziłem  ich,  nienawidziłem  wszystkiego,  co  żywe,  całego  świata.  Miałem

nadzieję,  wierzyłem,  że  pewnego  dnia  się  zemszczę.  Wiara  jednak  nie  wystarczała,

dlatego robiłem, co w mojej mocy, żeby zrealizować marzenia.

Nauczyłem  się  programować  lekarskie  roboty,  otwierać  zamki  siłą  woli,  nie

pokazywać po sobie, jak bardzo się boję. Nienawiść dawała mi siłę, stała się podporą,

na  której  obudowywałem  swoje  ja.  Filarem  wznoszącym  się  nieskończenie  wysoko.

Pewnego dnia wszystko się wypełniło. Mogłem zaczynać.

Przeprogramowałem  automaty, zmyliłem  patrole ochrony, zwyczajne i złożone z

czarodziejów, a potem dopuściłem się masowego zabójstwa - jako pierwszego zabiłem

swojego  głównego  oprawcę,  potem  przyszła  kolej  na  resztę  personelu.  Później

uciekłem.  Z  jednym  okiem,  z  jedną  ręką,  z  pokiereszowanymi  i  ledwo

funkcjonującymi  wnętrznościami.  Tylko  że  dla  mnie  nie  było  nic  niemożliwego,

nienawiść dała mi siłę, a ja stałem się... ten drugi stał się... ja się stałem...

Wspomnienia tego drugiego, ciągle tylko w połowie zrozumiałe, jawiły mi się jako

pozornie niekończąca się taśma, były pełne cierpienia, zabijania i zagłady. Wszystko

to kochałem... on kochał i szerzył, żeby... żebym ja bardziej skrzywdził tych, których

on nienawidził... nienawidziłem - wszystkich ludzi.

Bez wyjątku.

Zielone  znaki  zatrzymały  się,  Maksymilian  Novotný  spojrzał  na  mnie  z  pełnym

niedowierzania podziwem w oczach.

- To pan jest Curtis - wydusił ze zgrozą.

Wykorzystałem  to,  żeby  wyrwać  się  z  koszmarów  rozgrywających  się  w  moim

umyśle.

Może uda mi się je przemóc, może uda mi się zapędzić tego drugiego z powrotem

do  podziemi  i  zamknąć  wszystkie  zamki.  Byłem  przecież  bohaterem,  człowiekiem,

który ocalił ludzkość.

- Wiem - przytaknąłem. - R. C, Raymond Curtis, syn Karla Curtisa.

Maksymilian  milczał  i  tylko  pokręcił  głową,  jakby  nie  chciał  pogodzić  się  z

rzeczywistością.  W  szybie  za  jego  plecami  udało  mi  się  przeczytać  odbite  litery

tworzące znane mi nazwisko: Curtis.

- Nie, pan nie jest Raymondem Curtisem. Pan jest tym drugim, jego bratem, na

którego mówiłem Kain.

Odwrócił  ekran  w  moją  stronę  i  mogłem  przeczytać  całe  imię  i  nazwisko  -  Kain

Curtis.

W  mojej  głowie  nigdy  nie  było  dwóch  istot.  To  byłem  ja  odcięty  od  swoich

wspomnień.

Prąd  impulsów  nerwowych  zgęstniał,  palec  Novotnego  poruszył  się.  Ciąłem

Kleszczami  i  grzbietem  dłoni  utrąciłem  lufę  z  kawałkiem  pistoletu.  Dostało  się  też

palcowi wskazującemu na spuście. Pozostałe ciągle ściskały bezużyteczną już rękojeść.

- A teraz zginę pomału i w męczarniach - rzekł, a głos drżał mu ze zgrozy.

Na to nie potrafiłem odpowiedzieć. Robiłem to tak często, żadna nowość.

- Mów, jak to wszystko dokładnie było, a puszczę cię wolno - obiecałem.

Kłamałem jeszcze częściej.

On  jednak  chciał  mi  wierzyć,  to  była  jego  jedyna  nadzieja  i  uczepił  się  jej,