Выбрать главу

kierowany determinacją i strachem.

- Karl miał już wtedy wielu nieprzyjaciół i nie chciał, żeby Katarzynie, jego żonie,

cokolwiek zagrażało podczas porodu. Balansował na granicy paranoi - zaczął pomału

Novotný.

Widziałem,  jak  bardzo  stara  się  przypomnieć  sobie  każdy  detal,  jakby  moje

zadowolenie mogło mu ocalić życie.

Słuchałem  i  zastanawiałem  się,  w  jaki  wyjątkowo  wymyślny  i  sprawiający

najwięcej cierpienia sposób go uśmiercić.

-  Dlatego  rodziła  u  nas  w  szpitalu  i  ja,  chirurg,  musiałem  być  przy  tym,  żeby

wszystkiego  dopilnować  i  doglądać.  Miało  się  urodzić  jedno  dziecko,  ale  na  świat

przyszła  dwójka,  dwóch  chłopców.  Pierwszy  większy  i  z  wyglądu  zdrowy,  drugi

mniejszy, z oczami w dwóch różnych kolorach. Był dziwny. Nie płakał, tylko rozglądał

się w sposób nieznany niemowlętom. Nie mogą tak patrzeć, jeszcze tego nie umieją.

Słuchałem  go  i  wiedziałem,  że  mówi  prawdę.  Znowu  wyobrażałem  sobie  salę

porodową, ludzi wokół, czułem to, co oni czuli.

- Poród był ciężki. Pod koniec Katarzyna już prawie traciła przytomność i nawet

się nie zorientowała, że urodziła dwóch chłopców. Karl obejrzał ich i rozkazał, żebym

zabił to dziwne chucherko.

Znowu poczułem grubszą od palca, wilgotną i ciepłą pępowinę wokół szyi.

- To ty miałeś mnie zabić?

Novotný tylko skinął. Nie odważył się kłamać.

- Wrzuciłem noworodka do kontenera, ale później wróciłem po niego.

- Chciałeś coś na nim wypróbować? Przytaknął.

- Był... byłeś dziwny. Specyficzny metabolizm, zdolności. Kiedy wyciąłem ci oko,

stwierdziłem, że było w pełni sprawne, a z mózgiem łączył je nerw wzrokowy, jakiego

nigdy przedtem nie widziałem.

Coś z tego, co do niego czułem, musiało się odbić na mojej twarzy, bo na chwilę

zamilkł.

-  Twój  ojciec  skazał  cię  na  śmierć  -  dodał  jakby  na  usprawiedliwienie.  -  Kiedy

dowiedziałem się, że Raymond, choć z pozoru normalny, też ma specyficzne zdolności

i  czasami  zachowuje  się  dziwnie,  zacząłem  cię  analizować  jeszcze  dogłębniej.  Do

czasu, kiedy zabiłeś mojego najlepszego chirurga i uciekłeś.

Maksymilian Novotný wiedział, kim jestem, ale nie wiedział, co stało się ze mną

później. Żaden człowiek nie mógłby tego przewidzieć. Tylko ja, Kuan Jin, Kali, moja

wieloletnia  przyjaciółka  i  upiorna  towarzyszka  w  miłosno-zabójczych  igraszkach

Serena i cały szereg innych bogów, monstrów, demonów i innych nieludzi.

Nagle  poczułem  się  zmęczony,  każdy  atom  mojego  ciała  ważył  tonę.  Zbyt

zmęczony, żeby delektować się torturami.

Uniosłem  Zabójcę  i  oparłem  go  o  czoło  Maksymiliana  Novotnego.  Mężczyzna

zamknął oczy i czekał na egzekucję.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale w końcu zostawiłem go tam żywego. Może na

wypadek gdybym kiedyś potrzebował o coś zapytać. Zawsze mogłem wrócić w lepszej

formie.

* * *

Micumę  zostawiłem  w  stajni.  Błąkałem  się  po  opuszczonych,  zawianych  śniegiem

ulicach Ostrawy. Temperatura spadła do jakichś minus osiemdziesięciu, w powietrzu

formowały  się  płatki  suchego  lodu.  Najwięcej  pojawiało  się  ich  w  pobliżu  słupów

dymu,  zdradzających,  że  gdzieś  pod  ziemią  ciągle  żyją  ludzie.  Nie  było  mi  zimno,

bywało gorzej.

Podświadomie  wybierałem  te  najbardziej  wąskie  i  głuche  uliczki  z  nadzieją,  że

kogoś  spotkam,  żeby...  żeby...  Wolałem  nie  kończyć  tej  myśli.  Miasto  było  ciche,

zmarznięte na kość, jak istota, którą od śmierci dzieli zaledwie krok, ostatnia minuta

snu  w  śnieżnej  zawiei.  Na  każdym  rozdrożu,  które  mijałem,  pociągałem  z  litrowej

butelki miejscową przepalankę nazywaną śliwowicą. Zawartość na wpół zamarzła, w

stanie ciekłym został czysty spirytus.

Ten  drugi...  nie,  ja,  przecież  żaden  drugi  nigdy  nie  istniał...  byłem  niespokojny.

Przeszedłem  przez  tory  wiodące  znikąd  donikąd.  Kiedyś  mogło  przejeżdżać  tędy

mnóstwo pociągów jednocześnie, teraz został tylko jeden tor, powykręcany i pogięty

przez mróz. Przypominał nieskończenie długiego węża w ostatniej fazie agonii.

Szedłem wzdłuż martwego stalowego potwora w stronę świateł, z butelki ubywało

płynu,  aż  w  końcu  został  sam  lód.  Cała  sytuacja  zaczynała  mnie  bawić.  W

rzeczywistości  byłem  kimś  zupełnie  innym,  niż  do  tej  pory  sądziłem.  Kimś  zupełnie

innym,  w  stuprocentowym  znaczeniu  słowa  „inny”.  Rewers  bohatera  bitwy  o

Sewastopol, jego przeciwieństwo, przeciwnik. Już rozumiałem swoje mroczne żądze,

pamiętałem,  co  dokładnie  miałem  wspólnego  z  Sereną,  spoglądałem  na  przeszłość  z

lotu ptaka unoszącego się nad nieznaną pustynią.

Tylko ciągle nie wiedziałem jednej rzeczy - jak straciłem pamięć.

Pociągnąłem  ostatni  łyk  i  w  butelce  został  sam  lód.  Zatrzymałem  się,  sięgnąłem

do  kieszeni  i  wyciągnąłem  ilustrację.  W  szarym,  rozproszonym  świetle  odbijającego

się  od  pokrywy  śniegu  przywódca  ludzi  wydawał  się  rozmazany,  nieostry,  jakby  go

tam w ogóle nie było. Za to strona atakująca wynurzała się z ciemności z niepokojącą

plastycznością. Już go widziałem, demoniczną postać na czele hordy nacierającej na

miasto,  przywódcę  bogów,  upiorów,  monstrów  i  innych  nieludzi.  Potwora

obdarzonego nieskończoną wolą i jeszcze większą nienawiścią. To byłem ja w pełnej

okazałości  -  R.  C.  -  jak  na  mnie  wtedy  mówili.  Właśnie  tak  zwrócił  się  do  mnie

czarodziej w Drewnianej Szczelinie, zanim umarł. R. C. - Rewers Curtisa, tak brzmiało

rozwinięcie  inicjałów,  którymi  zwracali  się  do  mnie  żołnierze  mojej  armii.

Wiedziałem,  że  jeśli  będę  patrzył  odpowiednio  długo,  znajdę  wszystkich,  których

kiedyś znałem, a z niektórymi z nich nawet porozmawiam. Ale nie zależało mi na tym.

Ciągle nie miałem dość siły, by zapytać niegdysiejszych sojuszników, jak to się stało,

że straciłem pamięć; jak to się stało, że błądziłem tysiące kilometrów od Sewastopola.

Zszedłem z torowiska i dotarłem do źle utrzymanego placyku przed wielką halą.

W powietrzu czułem popiół, z perforowanego komina od czasu do czasu wyłaniał się

płomień.

- Nie ma pan czegoś do picia?

Odwróciłem  się  i  zobaczyłem  chłopinę  w  koszuli  z  krótkim  rękawem,  z