Выбрать главу

Poziome ramiona krzyża, na planie którego założono Paryż, wyznaczają miejsca, w których 2 lutego i 11 listopada wschodzi Słońce, a 8 maja i 6 sierpnia zachodzi. W te dni obchodzi się święto Ofiarowania Chrystusa w Świątyni, świętego Marcina ewangelizatora Galów, święto Michała Archanioła, święto Przemienienia.

Siedem wzgórz, 26 stopniowy kąt pomiędzy Sekwaną a wschodnio-zachodnią orientacją miasta, 11 listopada 1918, 8 maja 1945, 6 sierpnia – dzień zdobycia przez Joannę d’Arc Orleanu, wszystkie te fakty świadczą o tym, że Paryż był predestynowany do bycia stolicą Francji.

Oprowadzając wycieczkę po najnowocześniejszej dzielnicy Paryża – La Défense, opowiadam o ukaraniu pychy ludzi nie zważających na świętą geografię Paryża i usiłujących wznosić wieże „sięgające szczytem nieba” poza granicami miasta, jeszcze dalej na zachód niż tam, gdzie sięga Kraina Zmarłych czyli Pola Elizejskie. La Défense okazała się przedsięwzięciem chybionym, gdyż już po pierwszym roku budowy stało się jasne, że nigdy nie dorówna Manhattanowi, na wzór którego ją projektowano, z prostego powodu – nie wzięto pod uwagę, że La Défense położona jest na bagnach.

Według tradycji świętej geografii figury królów i świętych powinny być skierowane twarzą w kierunku wschodzącego Słońca. W wschodnią stronę spoglądają ze swych kolumn święty Ludwik i Filip August na Placu Nation. Natomiast Geniusz Wolności (będący w rzeczywistości uskrzydlonym Hermesem), górujący nad Placem Bastylii, patrzy na zachód. Zachód w świętej geografii oznacza kierunek upadku i dekadencji, od occitere – upadać. Hermès pojawia się także na początku historii Paryża. Na wzgórzu Hermesa czyli dzisiejszym Montmartrze dekapitowano świętego Denisa, a według legendy święty został zgładzony mieczem dokładnie pod figurą Hermesa.

Kończąc zwiedzanie Paryża na Placu Concorde, wspominam o monarchii francuskiej trwającej 1312 lat (wliczając w to okres Restauracji). W roku 1312 Filip piękny zniszczył Zakon Templariuszy, zakon, którego ostatni mistrz umierając na stosie przeklął królów francuskich.

Wracam do domu zatłoczonym metrem. Wspinając się po schodach usłyszałam odgłosy imprezy w pełnym rozkwicie. Drzwi otworzył mi Jacques, zapraszając serdecznie do środka. Przy stole zastawionym wyłącznie butelkami szampana siedział Michał z nową, japońską narzeczoną. Od czasu, gdy przestał się czuć Polakiem a następnie Europejczykiem, zagustował w urodzie Dalekiego Wschodu. Cezary nalał mi lampkę szampana i wzniósł dość ogólny toast – Na zdrowie!

Próbowałam się dowiedzieć, z jakiej okazji mamy imprezę.

– Wielkie święto – zapewniał mnie Jacques.

– Ale jakie święto? – chciałam wiedzieć dokładnie.

– Jak jeszcze wypijesz, to ci powiemy – obiecał Cezary.

Przełknęłam kolejną lampkę szampana o zapachu drożdży.

– Nie mogę, szampan jest ohydny.

Michał oburzył się – Bluźnierstwo! Słowianom szampan zawsze nie smakował, a co gorsza szkodził. Taki Idiota Dostojewskiego na przykład, książę, ale słowiański książę, dostawał po francuskim szampanie ataku epilepsji, a ja piję szampanskoje butelkami i nic mi nie jest – pochwalił się Michał. Cezary widząc, że więcej nie wypiję, postanowił wyjawić tajemniczą przyczynę imprezy. Wstał, postukał kieliszkiem w stół – Panowie, cisza, silencium Jacques. Niech biedna kobieta pozna całą prawdę. Dzwonił twój profesor.

– Nie? – wykrztusiłam.

– Co, nie? Dzwonił i powiedział, i powiedział… że akceptuje twoją pracę, dużo się z niej dowiedział i będzie cię bronił przed komisją. Załączył też życzenia wesołych wakacji.

Cezary wziął mnie na ręce.

– Hurra! Do łazienki, ocucić! Jacques odkręcił prysznic, wołając:

– Douche! Douche!

Za oknem znów rozległy się lamenty – Oh, ah, oui - i krzyki kibiców – Brawo! Vive l’amour!

22 VII, Święto Marii-Magdaleny

Manuela Gretkowska

***