Выбрать главу

– Ale… jak mogę… pojechać z… panem? – spytała. – Muszę myśleć o Charis… i Darice.

– Będę zachwycony, jeśli zabierzesz je, pani, ze sobą – odparł – i myślałem, iż ze względu na to, że Stowe Hall oddalony jest od Oxfordu zaledwie o dziesięć mil, pani ojciec zechciałby może skorzystać z twego pobytu u mnie i przeprowadzić te poszukiwania naukowe, o których mówił wczoraj.

– Widzę, że pomyślał pan o wszystkim – rzekła Ajanta – poza tym, że pańska rodzina i przyjaciele, gdy mnie zobaczą, uznają, że nie jestem… odpowiednią dla pana narzeczoną. Prawdę mówiąc, wątpię, czy – gdy mnie… poznają – uwierzą w prawdziwość tych zaręczyn.

Przez chwilę markiz wyglądał na zaskoczonego. Potem jego oczy rozbłysły.

– Jak wszystkie kobiety – powiedział – myśli pani o strojach. Po raz pierwszy widzę, że jest pani prawdziwą kobietą, Ajanto.

– Oczywiście, że myślę o strojach – odparowała ostro. – Być może częścią pana planu jest, że powinnam wyglądać, jak żebraczka, którą szlachetny markiz znalazł w rynsztoku, ale nie jest to rola, na którą mam specjalnie ochotę.

Markiz zaśmiał się.

– Nie doceniasz mego dość wyjątkowego daru organizacji, pani – powiedział. – Oczywiście, powinnaś mieć odpowiednie stroje. Zdaję sobie sprawę, że są one niezbędne, i część z nich będzie już czekać, gdy dotrze pani do Londynu. Muszę napisać jeszcze jeden list.

– Nie mam ochoty wydać pieniędzy, które mi pan da, na takie błahostki – odrzekła szybko Ajanta.

– To nie swoje pieniądze pani wyda – odparł markiz – lecz moje.

Ajanta utkwiła w nim wzrok. Potem rzuciła:

– Na to nie mogę pozwolić! Mama by tego nie pochwaliła!

Markiz wysunął wojowniczo podbródek i dziewczyna zrozumiała, że ma zamiar postawić na swoim. Zanim jednak zdążył się odezwać, dodała:

– Mam swoją dumę, milordzie, i wiem też, co jest właściwe i zgodne z… zasadami.

A ja wiem, że to byłoby bardzo głupie i krótkowzroczne, prawdę mówiąc zupełnie idiotyczne, gdybyś płaciła, pani, za stroje pieniędzmi, które, jak ci dobrze wiadomo, potrzebne są na opłacenie nauki brata i sióstr!

Ajanta wydała cichy okrzyk protestu, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, markiz ciągnął dalej:

– Nawet dwa tysiące funtów nie starczy na całą wieczność, a jeśli nie będzie ich pani potrzebować na swoją wyprawę, to Charis z pewnością zechce wyglądać romantycznie i olśniewająco, tak samo Darice – za kilka lat.

Wyraz jej twarzy wskazywał, że częściowo ją przekonał. Mówił więc dalej:

– Doprawdy, musi mi pani pozwolić przeprowadzić tę kampanię zgodnie z moim planem. Sam siebie mianowałem dowódcą i nie mogę stale spotykać się ze sprzeciwem! Oczekuję posłuszeństwa bez żadnych pytań!

– Tak nie postępuje dowódca, lecz tyran! – wybuchła Ajanta.

– W krytycznej sytuacji należy wziąć prawo we własne ręce – powiedział wyniośle Quintus – i ja właśnie to robię, Ajanto.

Potem dodał wyraźnie i raczej podniesionym głosem:

– Niezależnie od reguł towarzyskich i tego, co robią lub nie robią stare wdowy, mam zamiar zaopatrzyć panią w potrzebne stroje, jak gdybym wystawiał sztukę w Drury Lane lub balet w Covent Garden i dostarczał kostiumów dla moich aktorów i aktorek. Czy to jasne?

Po chwili Ajanta powiedziała cicho:

– Myślę… że muszę się zgodzić.

– Gdyby pani się nie zgodziła, byłoby to bardzo niemądre. A teraz proszę mi pozwolić to zapisać, by nie było żadnej pomyłki.

Pisząc, odczytywał głośno każde słowo:

Ogłasza się zaręczyny pomiędzy markizem Stowe i Ajantą, córką wielebnego Maurice'a Tivertona i nieżyjącej już pani Tiverton.

Spojrzał na Ajantę i spytał:

– W porządku?

Na chwilę zapadła cisza, potem dziewczyna odpowiedziała:

– Ta – ak.

Quintus złożył papier, na którym pisał, wziął następny arkusz i położył go przed sobą na bibularzu.

– A teraz – powiedział – proponuję, byś poszła, pani, na górę i znalazła suknię, która idealnie na ciebie pasuje. Mój stajenny zabierze ją do krawcowej, z którą miałem już do czynienia i której gustowi ufam, a ona zaopatrzy panią w kilka sukien, które można będzie od razu nosić.

Oczy Ajanty wydawały się olbrzymie, gdy spoglądała na markiza. Miał wrażenie, że jeszcze raz ma zamiar zaprotestować i sprzeczać się z nim. Więc, gdy ich oczy się spotkały, powiedział spokojnie:

– Gdy pani będzie na górze, wypiszę czek na dziewięćset osiemdziesiąt funtów, a ponieważ sądzę, że przed wyjazdem z domu będziesz miała sporo wydatków, może na jakieś zakupy, dam ci, pani, dwadzieścia funtów w banknotach i złocie, które mam przy sobie.

Ajanta zaczerpnęła tchu.

Potem, jak gdyby czując, że markiz pokonał ją że nie może już dłużej walczyć i pozostało jej tylko podporządkować się mu, przeszła szybko przez pokój i opuściła gabinet, zamykając za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ 3

Wracając do zamku Dawlishów markiz myślał z satysfakcją, że był niezwykle przebiegły.

Wszystko poszło zgodnie z planem, jedynym wyjątkiem była poważna walka, którą musiał stoczyć z Ajantą, by postawić na swoim. Nawet gdy zeszła na dół z zapakowaną w zgrabną paczkę suknią, która miała być użyta jako wzór, ciągle z nim walczyła.

Pomyślał, że była bardzo blada, ale gdy stała w drzwiach biblioteki, jej skóra miała przejrzystość perły.

Podczas gdy Ajanta była na górze, markiz napisał kilka listów, które miały być wysłane do Londynu, odłożył więc teraz gęsie pióro i czekał, by dziewczyna się odezwała.

– Czy jest pan… całkiem pewien – zapytała półszeptem – że tak powinnam… postąpić?

– Chcę, by pani tak zrobiła – powiedział – i zupełnie szczerze myślę, że byłaby pani bardzo niemądra odmawiając mi.

Gdy to mówił, przyszedł mu na myśl inny argument i dodał:

– Tu nie chodzi jedynie o pieniądze, choć wiem, jak pani ich potrzebuje, lecz większość młodych kobiet uznałaby za niezwykłą okazję nawet krótkie zaręczyny z markizem Stowe.

Mówił to, co myślał, i nie był przygotowany na błyskawice, które strzeliły z błękitnych oczu Ajanty.

– W gruncie rzeczy, milordzie – rzekła – chcesz powiedzieć, iż powinnam dziękować ci na kolanach za łaskawe zniżenie się do takiego zera, którego w innych okolicznościach z pewnością nie zaszczyciłbyś swoją uwagą.

– Tego nie powiedziałem – odparował markiz.

– Ale tak pan myślał – mówiła Ajanta. – Chcę jasno powiedzieć, milordzie, że nie robi na mnie wrażenia pańska pozycja towarzyska ani tytuł. Robię to wyłącznie po to, by pomóc Lyle'owi w Oxfordzie i zapewnić siostrom lepsze wykształcenie niż to, na które stać nas teraz.

Przerwała, a markiz wtrącił z kpiącym uśmiechem:

– Oczywiście nie powinna zapominać pani o ojcu i o sobie.

– Z pewnością nie zapominam o papie! – odparła napastliwie Ajanta. – Jak już pan napomknął, będzie on mógł wybrać się do Oxfordu, by przeprowadzić poszukiwania materiałów do nowej książki.

– Jutro z samego rana wracam do Londynu – powiedział Quintus – i przygotuję wszystko na wasz przyjazd do Stowe Hall w Buckinghamshire.

Pani ojciec będzie wam towarzyszył.

Zapadło milczenie. Potem Ajanta odezwała się innym tonem:

– Przypuszczam, że… nie mogłabym, pomimo oficjalnych… zaręczyn zostać tutaj? Bardzo… krępowałoby mnie spotkanie z pańską rodziną i przyjaciółmi, jeśli… takie były pana zamiary.

– Nie będzie powodu do skrępowania, jeśli zagra pani dobrze swoją rolę – rzekł markiz. – Moi krewni będą w siódmym niebie, że mam się ożenić, i zrobią wszystko, co w ich mocy, by panią godnie przywitać.