– A co sobie pomyślą… gdy nasze… zaręczyny zostaną… zerwane?
– Poradzę sobie z tym, gdy nadejdzie pora – odparł. – Ty, pani, powinnaś jedynie być czarująca, pięknie wyglądać i, oczywiście, sprawić, by uwierzyli, iż żywisz dla mnie jakieś uczucia.
Bez wątpienia w jego głosie zabrzmiała nuta sarkazmu, ale nie oczekiwał tego, co odpowiedziała mu Ajanta. Patrzyła na niego długo, potem rzekła:
– Nie wiem, jakie ma pan kłopoty ani dlaczego potrzebna jest moja pomoc, ale mogę tylko mieć nadzieję, że nie chodzi tu o coś niezgodnego z honorem.
– Dlaczego sądzi pani, że tak mogłoby być? – spytał.
– A z jakiego powodu godny podziwu markiz Stowe, który mógłby wybrać każdą damę z wielkiego świata, musi szukać pomocy u córki biednego proboszcza?
– Odpowiedź jest prosta – zripostował markiz. – Jest pani niezwykle inteligentną i piękną młodą kobietą.
Ajanta spojrzała na niego ze zdumieniem i Quintus zobaczył rumieniec na jej policzkach, zanim odwróciła się dość gwałtownie, by położyć przyniesioną paczkę na krześle obok drzwi.
Markiz zaadresował list do swego sekretarza, potem wypisał następny adres:
Lady Burnham, Park House, Park Street, Londyn
Ocenił, że napisał bardzo zręczny list, który mógłby przekonać nawet George'a Burnhama:
Droga lady Burnham!
Skorzystałem z Twej wskazówki, Pani, i chcę, byś jako pierwsza dowiedziała się, że Ajanta Tiverton przyjęła moje oświadczyny.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi i zawdzięczamy to Twej życzliwej radzie, za którą jestem bardzo zobowiązany.
Ajanta zatrzyma się przez kilka dni w Stowe Hall, a potem mam nadzieję zawieźć ją do Londynu, by ją Pani oficjalnie przedstawić.
Jeszcze raz najgoręcej dziękuję.
Z poważaniem Stowe
Jadąc w kierunku zamku Dawlishów markiz doszedł do wniosku, że George Burnham z trudnością mógłby znaleźć w tym liście coś więcej ponad to, co zawierał.
– Do diabła, musi go to przekonać! – pomyślał.
Jednocześnie wiedział, że Burnham przypomina buldoga, i gdy raz zatopi w czymś kły, trudno będzie go skłonić, by wypuścił zdobycz.
Po wysłaniu do Londynu Jima z paczką zawierającą suknię Ajanty, listem do sekretarza z ogłoszeniem do „Gazette” i liścikiem do lady Burnham, markiz pożegnał dziewczynę, mówiąc:
– Przyślę po was powóz pojutrze. Towarzyszyć mu będzie brek, który ma zabrać bagaż, ale nie będzie go pani dużo potrzebować, bo suknie, które zamówiłem w Londynie, będą czekać na panią.
Mówił rozkazującym tonem, którego używał zawsze, gdy wydawał polecenia, i pomyślał, że to powstrzyma ją przed dalszymi protestami i sprawi, iż będzie postępowała zgodnie z jego planem.
Ajanta przez chwilę milczała. Potem odezwała się:
– Co mam powiedzieć papie?
– Proszę mu powiedzieć, że przyszedłem oficjalnie prosić o pozwolenie, bym mógł starać się o twą rękę. Ponieważ jednak ojciec pani był poza domem, a ja miałem pilne spotkanie, nie mogłem niestety zaczekać na niego. Ale wszystko, oczywiście, mu wyjaśnię, gdy przybędzie do Stowe Hall.
Zdawał sobie sprawę, że Ajanta miała zamiar powiedzieć, iż jej ojca bardzo to wszystko zdziwi, i dodał:
– Nie zdradzę mu, kiedy ogłoszone zostaną zaręczyny. Nie sądzę, byście prenumerowali „Gazette”, a ogłoszenie nie ukaże się w „Timesie” przed piątkiem lub sobotą.
Ajanta nic nie odpowiedziała i markiz zakończył szybko:
– Do widzenia, Ajanto. Spróbuj pomyśleć o tym, pani, jako o przygodzie, czymś, co sprawi przyjemność twej rodzinie, nawet jeśli ty sama jesteś zdecydowana się nie bawić.
Te słowa, tak prowokujące, sprawiły, że z jej oczu strzeliły błyskawice. Markiz wskoczył na konia i odjechał. Nie oglądał się, bo był pewien, że Ajanta nie mogła doczekać się, by znikł jej z oczu.
Przynajmniej – pomyślał zbliżając się do zamku Dawlishów – utarczki z Ajantą będą znacznie ciekawsze od uciążliwych prób nawiązania rozmowy z lady Sarah.
Gdy dotarł do zamku, okazało się, że stracił więcej czasu na plebanii, niż oczekiwał, i gdy wszedł do jadalni zastał tam tylko Harry'ego. Przyjaciel podniósł głowę.
– Takie spóźnienie do ciebie nie pasuje, Quintusie – rzekł. – Sądziłem, że nigdy nie zdarzyło ci się zaspać.
– Byłem na przejażdżce – odparł markiz.
Podszedł do kredensu, by nałożyć sobie porcję niezbyt apetycznej jajecznicy na boczku, ale nie miał ochoty na nic specjalnego.
– Gdybyś mnie uprzedził, że wybierasz się na przejażdżkę, pojechałbym z tobą – powiedział Harry. – Chciałem ci coś powiedzieć, gdy będziemy mieli szansę porozmawiać na osobności.
Markiz spojrzał na niego przenikliwie. W głosie przyjaciela wyczuł coś, co pozwoliło mu się domyślić, czego mogła dotyczyć ta rozmowa, i zdawał sobie sprawę, iż Harry starannie dobierał słowa.
Ponieważ uznał, że gdyby Harry ostrzegł go, iż Burnham wstąpił na wojenną ścieżkę, wprawiłby ich obu w zakłopotanie, powiedział:
– Wyobraź sobie, że mam dla ciebie nowinę, która jak sądzę, zaskoczy cię.
– Jaką? – zapytał Harry.
– Zaręczyłem się!
Harry patrzył na niego, jak gdyby nie mógł uwierzyć własnym uszom.
– Co zrobiłeś? – wymówił w końcu.
– Jutro rano będzie o tym w „Gazette” – rzekł markiz – i mam nadzieję, że jako jeden z najstarszych przyjaciół złożysz mi życzenia.
– Wielki Boże! – wykrzyknął Harry. – Z tobą tak zawsze, Quintusie, zawsze robisz jakąś niespodziankę, gdy najmniej się tego spodziewamy! Nie miałem pojęcia, że myślałeś o małżeństwie, biorąc pod uwagę to, co tak często mówiłeś na ten temat.
Markiz uśmiechnął się.
– Tak było, zanim poznałem Ajantę.
– Ajantę? – dociekał Harry. – Czy ją kiedyś spotkałem?
– Nie, nie spotkałeś. Nazywa się Ajanta Tiverton i nie muszę chyba mówić, że jest bardzo piękna.
– Zastanawiam się, czemu nigdy mi jej nie przedstawiłeś?
– Jestem na to za mądry – odparł markiz. – Mógłbyś spróbować mnie pokonać, tak jak to zrobiłeś z dzisiejszą aukcją.
– Wielkie nieba! Nigdy bym nie próbował rywalizować z tobą w miłości! – powiedział Harry. -
Obaj wiemy, że gdy chodzi o kobiety, mijasz metę, zanim pozostali zdążą wystartować. Markiz uśmiechnął się.
– Nagle zrobiłeś się bardzo skromny.
– Opowiedz mi o tej ślicznotce, która cię złowiła, choć tylu innym kobietom to się nie udało – prosił Harry.
– Nie mam zamiaru nic mówić, dopóki sam jej nie zobaczysz – odparł Quintus. – I wolałbym, abyś nie opowiadał o tym pozostałym do mojego odjazdu. Zarówno ich ciekawość, jak i powinszowania byłyby w równym stopniu krępujące.
– Oczywiście, że będą tak samo zaciekawieni jak ja – rzekł Harry. – Jesteś najbardziej niezłomnym kawalerem ze wszystkich bywalców klubów na St. James i sądziłem, że twoje zainteresowanie kieruje się w zupełnie innym kierunku.
– Kiedy chce się utrzymać coś w sekrecie – powiedział swobodnie markiz – dobrze jest skierować ludzkie spojrzenia w niewłaściwym kierunku.
– A więc dlatego to robiłeś! No cóż, mogę tylko powiedzieć, Quintusie, że oszukałeś i mnie, i wielu innych, w tym pewnego osobnika, który jest w bardzo niebezpiecznym nastroju.
Markiz wiedział, że przyjaciel ma na myśli George'a Burnhama, więc zdołał odpowiedzieć, jak gdyby ta sprawa nie miała znaczenia:
– Jeśli chciałbyś zobaczyć głupca, który nie widzi tego, co ma pod nosem, i jest zmienny jak chorągiewka, to popatrz na Burnhama!