Harry rzucił mu kpiarskie spojrzenie, ale nic nie powiedział, a markiz, uznawszy, że zjadł już dosyć, wstał od stołu.
– Chodźmy popatrzeć na stajnie księcia, zanim wyjedziemy – powiedział. – Doszedłem właśnie do wniosku, że nie zniosę dłużej tutejszego jedzenia i wyruszę do Londynu, jak tylko aukcja dobiegnie końca i kupię wszystkie konie, jakie przypadną mi do gustu.
– To znaczy, że będziemy mogli kupić za rozsądną cenę te konie, których nie zechcesz – rzekł Harry.
– Powiedz mi, które ci się szczególnie spodobają – odparł Quintus. – Wiesz, że nie będę cię przelicytowywał.
– To bardzo wielkodusznie z twojej strony – uśmiechnął się Harry. – Są tam dwa konie, na które miałbym ogromną ochotę, o ile ich kondycja nie pogorszyła się od czasu, gdy je po raz ostatni widziałem.
Po odejściu markiza Ajanta usiadła na krześle w hallu, jak gdyby nie mogła już utrzymać się na nogach. Nie mogła uwierzyć, że to, co się zdarzyło, było prawdą a nie częścią jakiegoś zwariowanego snu, z którego w każdej chwili mogła się obudzić w swym wąskim łóżku na pięterku.
Potem poszła do biblioteki, by znaleźć na biurku pozostawiony tam przez markiza czek na 980 funtów, wystawiony na jej nazwisko, oraz dwa banknoty pięciofuntowe i dziesięć złotych suwerenów. Ajanta nie widziała dotąd tylu pieniędzy i przyszło jej do głowy, że może to być zaczarowane złoto, które znika, gdy się go dotknie. Wzięła je do ręki, nie znikło, więc położyła je z powrotem na biurku, by starannie złożyć czek.
Doszła teraz do wniosku, że nie opowie ojcu o umowie między nią i markizem. W rzeczy samej nikt o tym nie może wiedzieć. Wstydziła się tego układu, uważała, że jest poniżający. Jednocześnie jakaś część jej mózgu już planowała, co trzeba będzie kupić, rozumiejąc, jakie olbrzymie zmiany w ich życiu spowodują te pieniądze.
Lyle może mieć buty do konnej jazdy, o których marzył, i naprawdę eleganckie ubrania, jakich nigdy nie miał, a w czasie wakacji będzie mógł jeździć na swym własnym koniu.
Stać go będzie również na udział w polowaniach, czego zawsze pragnął, i to nie w otoczeniu niezdarnych farmerów, lecz członków klubów, których składki były dlań, jak dotąd, o wiele za wysokie. Potem pomyślała o Charis i uznała, że najlepiej dla niej będzie, by uczyła się przez rok na pensji dla młodych dam. Wiedziała, że do jednej z takich szkół uczęszczała jej matka, która często mówiła, jak odmienne były tam lekcje od tych, których udzielała jej w domu guwernantka.
– Gdybym nie miała lepszego wykształcenia niż większość młodych kobiet z mojego pokolenia, nie mogłabym nigdy, po ślubie z twym ojcem, dzielić z nim jego zainteresowań ani pomagać mu w pracy.
Westchnęła, potem dodała:
– Och, moja droga, żałuję, że nie stać nas na dobrą szkołę dla ciebie, chociaż na kilka miesięcy.
– Jestem pewna, że ty i papa nauczyliście mnie tyle, ile najlepsza szkoła – odparła lojalnie Ajanta, ale wiedziała, że nie przekonała tym matki.
Tak – postanowiła. – Charis musi pójść na pensję, przyniesie jej to wiele pożytku. Przestanie marzyć o mężczyznach, zamiast tego będzie cieszyć się towarzystwem i wzajemną rywalizacją dziewcząt w swoim wieku.
Charis powinna być otoczona młodzieżą – myślała Ajanta. – I Darice też, gdy będzie trochę starsza.
Często myślała, ponieważ jej siostry były tak inteligentne i bystre, że ich umysły nie rozwijają się dalej, gdyż brak im tak ważnego bodźca.
Pieniądze pozwolą mi tak wiele zrobić dla Charis i Darice – cieszyła się Ajanta.
Potem przypomniała sobie, co musiała zrobić, i poczuła lęk. Była zbyt inteligentna, by nie zdawać sobie sprawy, że markiz za pomocą zręcznej manipulacji skłonił ją do zaakceptowania swego niedorzecznego planu.
Jest rozumny i wie o tym – dumała. – Jest też dumny i bardzo zarozumiały.
Wiedziała, że nigdy nie przyszłoby mu na myśl zaproponowanie fałszywych zaręczyn dziewczynie należącej do wyższych sfer.
– Na przykład, nie odważyłby się zasugerować tego lady Sarah – uznała.
Ajanta widziała lady Sarah raz czy dwa, kiedy brała udział w jakichś uroczystościach hrabstwa, lub gdy zaproszono ją na ogrodowe przyjęcie, wydawane co trzy lata przez księżnę i księcia, w którym praktycznie rzecz biorąc uczestniczyli wszyscy mieszkańcy hrabstwa. Dobrze wiedziała, że ze strony księstwa była to protekcjonalność. Wśród gości byli lokalni pastorzy, lekarze, a nawet co bogatsi farmerzy z majątku.
– Kiedy księżna rozmawia ze mną – powiedziała Ajanta do matki po ostatnim przyjęciu – sprawia, że czuję się, jakbym była dzieckiem z sierocińca i musiała dziękować Bogu i księciu za miseczkę kleiku!
Matka roześmiała się.
– Dobrze wiem, co masz na myśli, kochanie.
Zawsze myślę o księżnej i księciu, gdy śpiewam:
Bogacz w swym zamku, biedak w jego bramie, Bóg ich takimi stworzył i wyznaczył ich stan.
– Och, mamo, chciałabym to im powiedzieć – zaśmiała się Ajanta.
– Gdybyś to zrobiła – odrzekła matka – z całą pewnością przyjęliby to poważnie i nie widzieliby w tym nic śmiesznego.
Gdy matka umarła, Ajancie rozpaczliwie brakowało kogoś, z kim mogłaby żartować. Zdawało się, że plebanię zawsze wypełniał śmiech, ale po śmierci pani Tiverton wszyscy mieli wrażenie, że pastor już nigdy się nie uśmiechnie.
To właśnie Ajanta zrozumiała, że przygnębienie, wywołane jego rozpaczą źle wpływa na Charis i Darice, zmuszała się więc do drobnych żartów i próbowała skłonić ojca, by widział wszystko z weselszej strony. Był to straszliwy wysiłek, gdyż wiedziała, że po stracie matki nic już nie będzie takie same.
Lyle był osobą która najwięcej pomagała jej w tworzeniu mniej lub bardziej normalnej atmosfery, bo Ajanta wiedziała, że tego pragnęłaby jej matka, choć i tak nikt z nich nie potrafiłby o niej zapomnieć.
Lyle przyjeżdżał do domu i opowiadał z entuzjazmem, jak wspaniale jest w Oxfordzie, jak wielu ma przyjaciół, jakie figle płatali, kiedy się nie uczyli. Trudno mu było przywyknąć do samotnych przejażdżek, gdyż Tivertonowie mieli tylko jednego konia, i do tego, że nie mógł zapraszać przyjaciół na śniadania. Ale zawsze czuł się szczęśliwy w towarzystwie Ajanty, która z miłości do niego gotowa była słuchać godzinami, jak opowiada o sobie.
Wiedziała, że ze wszystkich członków rodziny Lyle najspokojniej przyjmie wiadomość o nieoczekiwanych zaręczynach. Zainteresuje go wyłącznie możliwość jeżdżenia na koniach markiza, naśladowania jego sposobu wiązania fularu i zaproszenie do Stowe Hall.
Ajanta uznała teraz, że była bardzo tępa, gdy nie zorientowała się, że pan Stowe musi być jednym z tych wielkich właścicieli koni wyścigowych, o których stale mówił Lyle. Była pewna, że brat musiał mówić jej o markizie, gdy jego koń wygrał derby.
Ponieważ Stowe to takie niezwykłe nazwisko, głupotą było nie odgadnąć, że jest właścicielem Golden Glory – pomyślała. – Ale trudno było oczekiwać, że nieznajomy, który pomógł Charis na miejskiej drodze, okaże się markizem!
Przypomniała sobie, że nie tylko będzie musiała opowiedzieć Charis o zaręczynach, ale czekają też wyjaśnienie wprowadzającej w błąd uwagi o „żonie” pana Stowe'a.
– Cała ta sprawa staje się coraz bardziej zawikłana! – powiedziała gniewnie.
Jednocześnie, gdy niosła czek, banknoty i suwereny do swej sypialni na piętrze, by ukryć je w szufladzie toaletki, planowała, że jutro, jeśli ojciec nie będzie potrzebował dwukółki, pojedzie do małego miasteczka, oddalonego zaledwie o dwie mile. Tam zdeponuje czek w banku swego ojca.
Na szczęście, ze względu na to, iż proboszcz był zawsze tak zatopiony w swych książkach, że o wszystkim zapominał, zarządził, by córka mogła podpisywać jego czeki.