Выбрать главу

Jeśli markiz mówił prawdę, we wczorajszej „Gazette” ukazało się zawiadomienie o ich zaręczynach, a dzisiaj miały przedrukować je pozostałe dzienniki. Na wieś mogły być dostarczone dopiero późnym wieczorem, lub – jak na probostwie – z jednodniowym opóźnieniem.

– W każdym razie domownicy dowiedzą się o tym jutro – pomyślała i wydało jej się to bardzo żenujące.

Gdy zeszła z siostrą do srebrnego salonu, gdzie wszyscy mieli zgromadzić się przed kolacją, okazało się, że był tam już ich ojciec z markizem.

Ajanta nie widziała dotąd markiza w wieczorowym stroju i jeśli prezentował się pięknie i wspaniale w zwykłym ubraniu, w tej chwili wyglądał tak dystyngowanie, że nie mogła na niego nie patrzeć.

Nosił długie, czarne, obcisłe spodnie, wprowadzone przez księcia regenta, a plisowany fular podtrzymujący kołnierzyk, którego rogi zachodziły aż na podbródek, dodawał mu jeszcze wzrostu.

Dziewczyna pomyślała z lękiem o swoim wyglądzie, ale Charis przebiegła przez pokój do markiza i powiedziała:

– Dziękuję, dziękuję panu! Gdy zobaczyłam tę suknię, pomyślałam, że śnię. Nie wiem, jak mam opisać panu moje wzruszenie!

– Wyglądasz bardzo ładnie! – odparł markiz z dobrodusznym uśmiechem.

– Popatrzcie tylko na mnie! – Charis rozłożyła ramiona, by lepiej pokazać swój strój, potem wykonała piruet przed markizem.

Jej ojciec spojrzał na nią z łagodnym zdziwieniem.

– Czy to nowa suknia, Charis? – zapytał.

– Oczywiście, że tak, papo! To prezent od markiza! Jest najlepszym człowiekiem na świecie!

– Myślę, że to prawda – odparł pastor. – Ofiarował mi książki, które cenię bardziej niż nową suknię. Znajdą się one na honorowym miejscu w mej bibliotece, gdy wrócę do domu.

Ajanta zacisnęła usta. Pomyślała, że okaże się jeszcze, co markiz przygotował dla Lyle'a i Darice. Nie musiała długo czekać na tę informację. Ojciec wyciągnął do niej rękę i powiedział:

– Ajanto, moja droga, twój narzeczony jest bardzo hojny, naprawdę bardzo szczodrobliwy!

– Co ci ofiarował, papo, oprócz książek? – spytała dziewczyna cichym, napiętym głosem.

– Obiecał mi powóz i konia, które zastąpią dwukółkę i biedną, starą Bessie, oraz, co na pewno sprawi ci przyjemność, dwa wierzchowce dla Lyle'a i Charis i kucyka dla Darice.

– Dostanę konia? – zawołała Charis. – Więc będę mogła polować! Och, to cudowne! Cudowne!

Mówiąc to otoczyła markiza ramionami i ucałowała go w policzek. Oddał jej pocałunek i powiedział:

– Jeśli jest pani tak wylewna z powodu konia, to zastanawiam się, co powie pani, gdy otrzyma diamentowy naszyjnik!

– Wolę konia, bo mogę na nim jeździć i spotykać ludzi – odparła Charis.

Quintus zaśmiał się.

– Czuję, że nie może się już pani doczekać nowych przygód i, bez wątpienia, spotkania z nieznajomym, takim, jak ja, który tym razem uratuje panią na polowaniu.

– Och, mam taką nadzieję! – zawołała Charis, i markiz znowu się zaśmiał.

Wciąż jednak zdawał sobie sprawę z dezaprobaty Ajanty i podając jej kieliszek szampana rzekł:

– Jest pani bardzo milcząca, Ajanto!

– Czy naprawdę potrzebuje pan jeszcze moich peanów, oprócz pochwał papy i Charis? – dociekała dziewczyna.

– Oczywiście! – odrzekł. – Wiesz dobrze, pani, jak bardzo ważne dla mnie jest to, co mówisz i myślisz, a ponieważ przed dwudziestoma minutami przywieziono gazety, wszyscy w domu wiedzą już, dlaczego szukam twej aprobaty we wszystkim, co robię.

– Może mnie pan podszkolić w mojej roli.

– Oczywiście, chętnie to zrobię – odparł – ale ostrzegam, że jako reżyser oczekuję doskonałości.

– Jakie to by było smutne, gdyby nie udało mi się osiągnąć poziomu, jaki pan sobie samemu wyznaczył.

Ajanta pomyślała, że markiz ma zamiar powiedzieć coś złośliwego, jak gdyby czuł, że nadużywa jego cierpliwości, ale w tej chwili dołączył do nich jej ojciec.

– Zastanawiałem się właśnie – odezwał się – kiedy będziemy mieli przyjemność poznać twoją rodzinę? Przypuszczam, że powiedziałeś im o swych zamiarach wobec mojej córki?

– Wysłałem list do mojej matki, która mieszka we Wdowim Domu – odrzekł markiz – a reszta mojej rodziny dowie się o wszystkim dzisiaj.

– Cieszę się z tego – powiedział pastor. – Przekonałem się, że krewni czują się wytrąceni z równowagi, a nawet znieważeni, jeśli nie dowiedzą się o zaręczynach, zanim pojawi się ogłoszenie w gazecie.

Markiz rzucił okiem na Ajantę i oboje pomyśleli o tym samym. Jednak wejście kamerdynera, który oznajmił, że podano do stołu, uchroniło ich przed koniecznością udzielenia odpowiedzi.

Ajanta nie była zaskoczona, że każda z potraw podawanych w pięknej jadalni była smaczniejsza od poprzedniej. Nawet Charis jadła w milczeniu i Ajanta pomyślała, że markiz mógł mieć rację, mówiąc, iż zabrał je na Olimp, choć jednocześnie denerwowało ją jego zadowolenie z siebie i z tego, co posiadał. Była jednak wystarczająco uczciwa, by przyznać, że miał wszelkie powody do dumy. Ponieważ był bez wątpienia przystojny i czarujący, mogła zrozumieć, dlaczego Charis patrzyła na niego z takim podziwem, a od śmierci matki jej ojciec nigdy nie wyglądał na tak szczęśliwego i odprężonego.

– Obawiam się – powiedział markiz, gdy kończyli kolację – że przez kilka najbliższych dni nie uda nam się już spożyć żadnego posiłku w samotności.

– Dlaczego? – spytał pastor.

– Ponieważ kilku moich krewnych będzie jutro na obiedzie i na kolacji, a bez wątpienia grupy innych będą wpraszać się tu, dopóki nie zanudzą Ajanty i mnie na śmierć swymi gratulacjami.

– Jestem pewien, że będą to szczere życzenia – rzekł pastor. – Krewni, jak się przekonałem, zawsze pragną, by kawaler z ich rodziny ożenił się.

Markiz roześmiał się.

– To prawda. Jeśli sami zostali złapani w małżeńskie więzy, nie mogą znieść, że ktoś jest wolny i swobodny.

Pastor uśmiechnął się.

– Myślę – powiedział – że bez względu na to, co sądzą twoi krewni, byłeś na tyle mądry, mój drogi Quintusie, by czekać na pojawienie się tej właściwej kobiety. Ja miałem szczęście, że spotkałem swą żonę, gdy oboje byliśmy młodzi.

Westchnął, potem dodał:

– Dzięki temu byliśmy ze sobą dłużej, a nasza radość i szczęście były nieopisane. Jednak inni muszą czekać, jak choćby ty, ale wiesz już teraz, że warto było się nie spieszyć.

– Jeszcze jak! – zgodził się markiz.

– Ajanta ma szczęście, naprawdę! – powiedziała Charis. – Chciałabym poślubić kogoś takiego, jak pan. Żałuję, że nie ma pan brata.

– Sam tego często żałowałem. Jedynak jest bardzo samotny i zazdroszczę pani, Charis, posiadania dwóch sióstr i brata.

– Kiedy zobaczymy się z Lyle'em? – spytała Charis.

– Jutro. Dziś wieczorem wysłałem stajennego do Oxfordu z prośbą, by wasz brat do nas dołączył, i jeśli to będzie możliwe – został tu aż do niedzieli.

– To bardzo miło z pana strony – rzekła Ajanta i w jej oczach zabłysło światło, którego wcześniej nie było.

– Cieszę się, że sprawiłem pani przyjemność – odparł Quintus. Dziewczyna zawstydziła się trochę czując, że dodał w myśli „nareszcie!”

– Zdaję sobie w pełni sprawę, ile uwagi musiał nam pan poświęcić – rzekła – i nie jestem w gruncie rzeczy niewdzięczna.

Gdy to mówiła, jej oczy napotkały wzrok markiza i poczuła, że on wie, iż nie była zupełnie szczera, i że z powodu ich wspólnego sekretu, zamiast wdzięczności, czuje do niego urazę.