Po skończonej kolacji, gdy wszyscy zasiedli w srebrnym salonie, pastor oddalił się, by zabrać z biblioteki książkę, którą chciał koniecznie przeczytać, gdy znajdzie się w łóżku. Ponieważ Charis była tak podniecona, że z trudem mogła usiedzieć na miejscu, wyszła razem z ojcem, pozostawiając markiza i Ajantę sam na sam.
Quintus popatrzył na dziewczynę, siedzącą dość sztywno na krześle obitym brokatem, który podkreślał piękno jej sukni. Światło kryształowego żyrandola lśniło na złocie jej włosów i sprawiało, że jarzyły się niemal oślepiająco. Uderzyło go, że w eleganckim ubraniu dziewczyna bez wątpienia nie ustępowała urodą żadnej z pięknych kobiet, które gościł dotąd w swym domu, nie wyłączając Leone. Potem powiedział sobie, że choć podziwiał piękność Ajanty, charakterem i osobowością różniła się ona kolosalnie od kobiet, do których się zalecał. Jest zbyt drażliwa i zaczepna, jak na mój gust – uznał.
Potem, ponieważ stwierdził, że nie potrafi oprzeć się pokusie, by stoczyć z nią pojedynek na słowa, rzekł:
– Czy mogę pani wytknąć, Ajanto, że jestem rozczarowany sztuką aktorską mojej Pierwszej Amantki?
– Rozczarowany? – spytała dziewczyna. – Co zrobiłam źle?
– Pani rola jest bardzo prosta – powiedział. – Jest pani młodą, naiwną dziewczyną, mieszkającą na wsi, która przyciągnęła uwagę światowego, znudzonego i cynicznego markiza Stowe.
Usta Ajanty drgnęły i zaśmiała się cicho, ale nie odezwała się i markiz ciągnął dalej:
– Oszołomił ją zalotami, przypominającymi istne tornado, i obiecała, że go poślubi. Aby wyrazić swą miłość, ubierał ją w jedwabie i atłasy i pokazywał nieprzebrane skarby, które miała z nim dzielić w przyszłości.
Markiz przerwał i ponieważ Ajantę mimo wszystko bawiły jego słowa, ponagliła go:
– Proszę mówić dalej. Chcę usłyszeć następny akt.
– Martwię się o uczucia mej Pierwszej Amantki – powiedział markiz z namysłem.
– Przepraszam, że panu przerwałam. Tekst sztuki, jeśli mogę to powiedzieć, nie jest zbyt jasny.
– Więc moje instrukcje powinny wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Dziewczyna z prowincji jest oszołomiona, urzeczona i bardzo zakochana. Uważa, że szlachetny markiz jest prawdziwym błędnym rycerzem, który przybył, by ocalić ją przed nudą i monotonią jej szarego życia.
– Więc gapi się na niego jak cielę na malowane wrota – wtrąciła Ajanta.
– Jak cielę na malowane wrota? – powtórzył markiz.
– To takie prowincjonalne określenie – wyjaśniła dziewczyna, i zauważyła błysk w jego oku.
– Gapi się na niego jak cielę na malowane wrota – ciągnął dalej – i gdy rycerz porywa ją do swego pałacu, zdaje sobie sprawę, że jej serce wali niespokojnie! Odkrywa, że wprawia ją w podziw wszystko, co on robi i mówi, ponieważ nie mogłaby krytykować doskonałości!
Rozległ się śmiech Ajanty.
– Co za wspaniała bajka! – wykrzyknęła. – Te raz oczywiście rozumiem, na czym polegał mój błąd, ale kłopot w tym, że nie mam zaufania do swych zdolności aktorskich. W gruncie rzeczy jestem pewna, iż wybrał pan niewłaściwą osobę do tej roli.
Markiz wyciągnął się na krześle, założywszy nogę na nogę, i obejrzał dokładnie Ajantę, jak gdyby szukając w niej wady.
– Z pewnością wygląda pani jak należy – powiedział. – Żadna Pierwsza Amantka, przeobrażona przez swą Chrzestną Matkę – Czarodziejkę nie wyglądałaby bardziej pociągająco. Ale jednocześnie zapomina pani o swoich oczach.
– O oczach? – powtórzyła dziewczyna.
– Mogę dostrzec w nich uczucia, których z pewnością nie żywiłaby moja bohaterka. Potępienie, niezadowolenie i czasami niewątpliwą niechęć!
– To nieprawda! – zaprzeczyła gorąco. – N i e czuję do pana niechęci. Myślę tylko…
Przerwała, szukając właściwych słów.
– Co pani myśli? – ponaglił ją markiz.
– Że ta gra jest niebezpieczna, nie z pańskiego punktu widzenia, lecz naszego.
– Co pani przez to rozumie?
– Wiem, uprzedził pan o tym uczciwie – odparła – że jest to sztuka, która będzie wystawiana przez miesiąc, może dwa lub trzy, potem zostanie nagle zdjęta ze sceny i statyści zostaną wyrzuceni z teatru, bez szansy powtórnego zatrudnienia.
Jej głos zmienił się, gdy ciągnęła dalej:
– Będą też świadomi, że już nigdy… nigdy więcej nie zaznają… radości udziału w tak… wspaniałym i bogatym przedstawieniu! To będzie bardzo bolesne.
Przy ostatnich słowach głos Ajanty lekko zadrżał. Gdy spojrzała na markiza, pojęła, że nie brał tego dotąd pod uwagę i po raz pierwszy rozważał sens jej słów.
Zupełnie innym od dotychczasowego tonem powiedział:
– Rozumiem, co pani chce mi powiedzieć, Ajanto, i chciałbym obiecać, że spróbuję nie przyczynić nikomu niepotrzebnie bólu, ale, jak to pani dobrze wie, w życiu nie zawsze da się tego uniknąć.
– Jest to coś, przed czym wszyscy powinni usiłować chronić… tych, których… kochają – odparła szybko dziewczyna.
Markiz nie odezwał się, ale wiedziała, że miał o czym rozmyślać, gdy jej ojciec wrócił do salonu, niosąc książkę, którą zabrał z biblioteki.
Następnego dnia wszystkie wydarzenia następowały tak szybko po sobie, że nie było czasu na introspekcję i Ajanta nie miała wolnej chwili, by porozmawiać na osobności z markizem.
Z samego rana osiodłano konie, by goście mogli wybrać się na przejażdżkę po śniadaniu i choć Ajanta musiała założyć swój podniszczony strój do konnej jazdy, z którego niemal wyrosła, nie zastanawiała się ani przez chwilę, jak w nim wygląda. Jechała na jednym z najwspanialszych koni, jakie kiedykolwiek widziała, w towarzystwie szaleńczo podnieconej Charis.
Zanim wyruszyli, zaprowadzili Darice na padok, by mogła wypróbować kucyki i wybrać tego, który spodoba się jej najbardziej. Gdy dowiedziała się, że dostanie w prezencie wybranego konia i będzie go mogła zatrzymać, rozpłakała się ze szczęścia.
– Zawsze… chciałam mieć… kucyka… wiesz o tym, Ajanto! – szlochała.
– Nie ma powodu, by płakać – powiedziała siostra.
– Ponieważ… tak bardzo… pragnęłam go mieć… nie mogę teraz uwierzyć, że… naprawdę jest… mój! – łkała Darice.
Mówiąc to wyciągnęła ramiona do markiza, a ten podniósł ją do góry.
– Jeśli płaczesz z powodu kucyka, odbiorę ci go – powiedział.
– Zawsze… chce mi się… płakać, gdy jestem bardzo… bardzo szczęśliwa – tłumaczyła dziewczynka.
– Więc musisz się śmiać, gdy coś jest nie w porządku i nie czujesz się zadowolona – rzekł markiz.
Uśmiechnęła się do niego przez łzy.
– Wszystko by było wtedy na opak.
– Tak jak płacz, kiedy powinnaś skakać z radości.
– Będę skakać na moim kucyku – powiedziała Darice, gdy podsadził ją na siodło.
Patrzyli, jak stajenny oddala się, prowadząc kucyka na lonży, potem wsiedli na swe konie i ruszyli przez park.
– Byłem pewien, że obie jeździcie doskonale – zauważył markiz.
– Jeśli to prawda, to bardzo dziwne – odrzekła Charis. – Już to, że musiałam dzielić Rovera z Ajantą było frustrujące, ale podczas wakacji Lyle chce jeździć na nim codziennie, a my musimy chodzić pieszo.
– Nie będziecie już tego musiały robić – zapewnił markiz.
– Właśnie o tym myślałam w nocy – odpowiedziała – i uszczypnęłam się, by sprawdzić, czy nie śnię.
Kiedy trochę później skierowali się w kierunku Stowe Hall, Quintus odezwał się do Ajanty.
– Myślę, że po powrocie do domu spotkasz, pani, kogoś, kogo bardzo chcesz zobaczyć.
Zobaczył w jej oczach blask, dotąd w nich nie widziany, a jej twarz przybrała wyraz, jakiego – pomyślał – jego krewni będą spodziewać się, ilekroć narzeczona spojrzy na niego.