Potem wytłumaczyła sobie, że takie rzeczy zdarzają się jedynie w literaturze, a nie w życiu, ale musiała przyznać, że wszystko, co dotyczyło markiza, wydawało się dziwniejsze niż świat powieści.
Aleja doprowadziła ją na przeciwległy skraj lasu, tam na polu zobaczyła czekającą na nią kobietę na koniu. Z jakiegoś powodu oczekiwała, że autorem listu będzie mężczyzna. Tymczasem była to kobieta, nie tylko ubrana w doskonale skrojony i piękny strój do konnej jazdy, ale i bardzo urodziwa.
Gdy spostrzegła Ajantę, wydawało się, że jej oczy rozbłysły, a na pięknej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia i jednocześnie zadowolenia. Kiedy
Ajanta zatrzymała przy niej konia, nieznajoma zawołała:
– Jest pani! Tak bardzo się bałam, że albo mi pani odmówi, albo okaże się, że pani w ogóle nie istnieje!
Dziewczyna spojrzała na nią ze zdumieniem, a dama powiedziała:
– Tak właśnie uważa mój mąż i dlatego musiałam panią ostrzec.
– Obawiam się, że nic… nie rozumiem. Dama westchnęła.
– Markiz nie opowiedział pani o mnie?
– Nie, i nie mam pojęcia, kim pani jest. Zapadło chwilowe milczenie. Potem nieznajoma przemówiła:
– Tak mi się jakoś zdawało, że powinien pani wyjaśnić, dlaczego te zaręczyny były takie konieczne.
– Poprosił mnie o pomoc – odparła Ajanta – i wywnioskowałam, że wpadł w jakieś kłopoty.
– I to bardzo poważne! Ale mam nadzieję, modlę się o to, że pani potrafi go ocalić.
Wyglądała tak pięknie, gdy to mówiła, że Ajanta mogła tylko wpatrywać się w nią, zanim wreszcie udało się jej zadać pytanie:
– Czy mogłaby mi pani powiedzieć, kim pani jest?
– Tak, oczywiście – odpowiedziała dama. – Jestem lady Burnham i mój mąż… zagroził, że… rozwiedzie się ze mną… podając jako współwinnego… markiza!
Widać było, że z trudem może wymówić te słowa, a wyraz bólu na jej twarzy był bardzo wymowny.
– Rozwiedzie się z panią? – wykrzyknęła Ajanta. – Ależ to… okropne!
Zdawała sobie sprawę, że rozwód uważano za rzecz skandaliczną tak oburzającą i poniżającą, iż nie mogłaby znieść tego żadna dama, obdarzona w najmniejszym choćby stopniu poczuciem przyzwoitości.
– Nie mieliśmy pojęcia – mówiła lady Burnham z cichym szlochem – że mój mąż… kazał nas… śledzić… i że jest zdecydowany… tak, zdecydowany, zemścić się na… markizie, gdyż go… nienawidzi!
– Jak mógłby postąpić z… panią tak okropnie, tak okrutnie? – zapytała Ajanta.
Pomyślała, że wszystko to jest tym bardziej przerażające, że lady Burnham była osobą tak piękną a sposób, w jaki mówiła, i łzy, które zasłaniały jej oczy, nadawały jej tak żałosny wygląd, że pragnęła ją pocieszyć.
– Głównym powodem – odparła lady Burnham – dla którego mój mąż zawsze… nienawidził markiza, jest to, że konie Quintusa są… lepsze od naszych.
– Więc dlaczego pani…? – zaczęła dziewczyna, potem uświadomiła sobie, że byłoby to obraźliwe pytanie, i umilkła.
– Zakochałam się – odrzekła dama. – Jak mogłam temu zapobiec, gdy Quintus jest taki przystojny… taki miły… i tak bardzo… bardzo przekonywający?
Głos jej załamał się na chwilę, ale ciągnęła mężnie dalej:
– Nie zdawałam sobie jednak sprawy… że kochając go mogę jednocześnie zaszkodzić mu i doprowadzić do ruiny… siebie!
Ajanta zastanowiła się przez chwilę. Potem powiedziała:
– Przypuszczam, że markiz miał nadzieję, iż tak szybkie zaręczyny skłonią pani męża, by zrezygnował ze swych zamiarów.
Nie ogarnęła jeszcze umysłem tej sytuacji, ale była teraz pewna, że z tego właśnie powodu markiz wymyślił fałszywe zaręczyny i zaproponował jej tyle pieniędzy.
– Tak, oczywiście… i był to bardzo… bardzo sprytny pomysł – mówiła lady Burnham. – Ale ponieważ – proszę mi wybaczyć, jeśli zabrzmi to niegrzecznie – nikt… pani nie… zna, George uważa, że… taka osoba nie istnieje.
– Ale ja istnieję! – rzekła Ajanta.
– Dlatego czułam, że muszę ostrzec Quintusa albo raczej… skłonić cię, pani, byś go ostrzegła. Ja nie odważę się… na spotkanie… z nim.
Mówiąc to obejrzała się za siebie i dodała:
– Może nawet w tej chwili jestem śledzona!
Nie wiem… a napisanie do niego listu jest zbyt niebezpieczne. Więc tylko przez… rozmowę z panią miałam… jedyną szansę, by dać mu znać, co się dzieje..
Jak gdyby czując, że potrzebne są dalsze wyjaśnienia, ciągnęła:
– Udawałam przed mężem, gdy ogłoszono zaręczyny, że poznałam cię wcześniej, pani, i poradziłam Quintusowi, by cię poślubił, bo jesteś taka urocza. Ale ponieważ George nigdy o tobie nie słyszał, uznał, że… się go oszukuje.
Co jest prawdą! – pomyślała Ajanta, ale na głos zapytała:
– Więc czego pani oczekuje ode mnie?
– Chcę, aby była pani przygotowana, że mój mąż może pojawić się tu dziś wieczorem. Chce… skłonić Quintusa, by albo panią pokazał, albo przyznał, że te… zaręczyny to zwykłe kłamstwo.
– Nie mogę pojąć, dlaczego miałby tak sądzić – zdziwiła się Ajanta.
– Mój mąż wbił sobie do głowy, że pragnąc zapobiec rozwodowi, markiz udaje po prostu, iż ma poślubić godną szacunku młodą dziewczynę.
Westchnęła i ciągnęła dalej:
– Jest przekonany, że Quintus wymyślił osobę, która nie istnieje, lub zapłacił jakiejś aktorce, by odgrywała tę rolę, dopóki nie minie zagrożenie.
To było tak bliskie prawdy, że Ajanta pomyślała, iż lord Burnham musi być niezwykle spostrzegawczym i inteligentnym człowiekiem.
Lady Burnham znowu westchnęła.
– Mój mąż jest bardzo uparty i wytrwały. Gdy raz podejmie decyzję, co powinien zrobić… prawie niemożliwe jest skłonić go, by… zmienił zdanie.
– Mam nadzieję, że tym razem uda się nie dopuścić, by zrobił to, co zamierza.
– Rozpaczliwie próbowałam temu zapobiec i sądzę, że jeśli George… przekona się dziś wieczorem o swej pomyłce… będzie musiał przyznać, iż wprowadzono go… w błąd i że ani ja, ani Quintus nie zrobiliśmy… nic… złego.
– Czy powinnam powiedzieć markizowi, że lord Burnham ma zamiar go odwiedzić? – spytała Ajanta.
Lady Burnham zastanowiła się przez chwilę.
– Myślę, że najlepiej by było, gdyby wydawało się, iż jest pani zaskoczona tą wizytą. Jeśli Quintus będzie robił wstręty lub zachowywał się obraźliwie, George może podjąć decyzję, by wystąpić o rozwód. Zaplanował już, że jeśli nie poczuje się usatysfakcjonowany, jego doradca prawny przekaże jutro sprawę rozwodu Parlamentowi.
– Jutro? – krzyknęła Ajanta.
– Więc rozumie pani, dlaczego jestem taka… zdenerwowana? – spytała lady Burnham. – Musiałam się przekonać, że pani… naprawdę istnieje.
Spojrzała na Ajantę, jak gdyby dostrzegła ją dopiero teraz, i rzekła:
– Jest pani prześliczna! To bardzo sprytne ze strony Quintusa, że panią znalazł.
– Dziękuję – odparła Ajanta. – A pani jest najpiękniejszą kobietą jaką widziałam.
– Jak to miło, że mi to pani mówi. Byłam tak zdenerwowana i nieszczęśliwa, że czuję, iż muszę wyglądać jak… potwór.
– Nigdy nie mogłaby pani tak wyglądać.
Lady Burnham uśmiechnęła się.
– Chyba powinnam czuć zazdrość, że jest pani tak piękna, ponieważ jednak kocham Quintusa całym sercem, mogę jedynie żywić nadzieję, że go pani bardzo… bardzo uszczęśliwi.
Ajanta czuła, że najlepiej będzie, jeśli powie po prostu dziękuję.