– Muszę już wracać – ciągnęła lady Burnham. – Jeśli George dowie się o mej nieobecności, powiem po prostu, że jego brak wiary we mnie tak mnie udręczył, że pojechałam na samotną przejażdżkę, mając nadzieję, że koń mnie zrzuci i… skręcę kark.
Ajanta wydała cichy okrzyk.
– Nie powinna pani tak mówić!
– Muszę być dramatyczna, by dowieść swej niewinności! – odparła dama. – George nigdy mi nie uwierzy, chyba że to, co zobaczy… dziś wieczorem… przekona go.
– Zrobię, co w mojej mocy, by go przekonać.
I dziękuję, że była pani tak dzielna i ostrzegła mnie.
Lady Burnham zawróciła konia.
– Do widzenia – powiedziała. – Proszę pamiętać, że będę się modlić, by wszystko poszło, jak należy. Nie mogę zostać rozwódką! Jeśli do tego dojdzie, przysięgam, że się zabiję.
Odjechała, nie czekając na odpowiedź Ajanty, która spoglądała za nią z zakłopotaniem.
Rzecz jasna zastanawiała się wcześniej, i to wielokrotnie, co skłoniło markiza do zaręczyn i dlaczego chciał je ogłosić przed upływem trzech dni. Teraz znała już prawdę, a jego kłopoty były gorsze od wszystkiego, co potrafiła wymyślić.
Panna Caruthers opowiadając o zdarzeniach w arystokratycznych rodzinach napomknęła raz o rozwodzie i dziewczyna przypomniała sobie, co wtedy mówiła. Jej głos był pełen oburzenia, gdy opisywała, jak córka pewnego księcia, rozpaczliwie nieszczęśliwa w małżeństwie, uciekła z innym mężczyzną.
– Oczywiście – mówiła – z tego powodu nikt z nas nie wymienił już więcej jej imienia, a książę zachowywał się, jak gdyby nie żyła.
– Postąpił okropnie! – wykrzyknęła Ajanta.
– Nie, moja droga, on miał rację – odparła guwernantka. – Tym haniebnym postępkiem przyniosła wstyd swojej rodzinie!
– Czy mąż się z nią rozwiódł? – dociekała dziewczyna.
– Zamierzał to zrobić, ale jego wysokość odwiódł go od tego, tłumacząc, że wywoła to skandal, który odbije się na nich wszystkich.
– A co się z nią stało? – pytała Ajanta.
Panna Caruthers wzruszyła ramionami.
– Sądzę, że wyjechała za granicę. Nikt w Anglii nie odezwałby się do niej ani słowem, a ponieważ, rzecz jasna, „żyła w grzechu”, wyobrażam sobie, iż nawet cudzoziemcy, z którymi się stykała, nie mogli należeć do towarzystwa.
Ajancie zdawało się, że jest to bardzo okrutny los i czuła, że rozumie, dlaczego lady Burnham wolała śmierć od takiej sytuacji. Jednocześnie uważała, że owa dama i markiz musieli zdawać sobie sprawę, jakie będą konsekwencje, jeśli zostaną przyłapani.
Złamali jedno z dziesięciu przykazań – pomyślała.
Ponieważ lady Burnham była bardzo piękna, dziewczyna rozumiała, dlaczego markiz czuł do niej pociąg, a że on sam był taki przystojny, nie dziwiło jej, że Leone zakochała się w nim.
To wszystko wydawało się dość skomplikowane. Teraz, gdy poznała już ich oboje, o wiele trudniej było jej potępić ich postępowanie i nie współczuć im z powodu sytuacji, w której się znaleźli.
Potem powiedziała sobie, że jej sprawą nie jest wydawanie sądów o tym, co zrobili, lecz raczej zarobienie pieniędzy, które dostała za ich uratowanie.
Z pewnością byłoby bardzo nieuczciwe z mej strony, gdybym nie spróbowała zrobić wszystkiego, co w mej mocy – argumentowała Ajanta i wiedziała, że musi tak postąpić.
Po lunchu, na którym znowu zjawiło się mnóstwo krewnych, życzących jej i markizowi wszystkiego najlepszego i wznoszących toasty wspaniałym winem, Ajanta ułożyła plan działania.
– Co będziemy robić dziś wieczorem? – spytała Charis.
Ajanta oczekiwała tego pytania i ku jej uldze po porannej przejażdżce zachmurzyło się i zaczęło padać. Poczuła zakłopotanie, gdy po powrocie ze spaceru markiz zapytał jednego ze stajennych, który odprowadzał konie spod frontowych drzwi, dlaczego Ajancie nie dano wierzchowca, na którym jeździła poprzedniego dnia.
– Chciałem, by Merkury był zarezerwowany wyłącznie dla panny Tiverton.
– Wiem, jaśnie panie – odparł stajenny – ponieważ jednak młoda pani jeździła na nim wczesnym rankiem, zdawało mi się, że mógłby nie dotrzymać kroku koniowi waszej lordowskiej mości.
Markiz wyglądał na zaskoczonego i gdy wchodził po schodach razem z Ajantą, odezwał się:
– Nie mówiłaś mi, pani, że jeździłaś konno przed śniadaniem.
– Zapomniałam – odparła dziewczyna i szybko wbiegła po schodach, zanim zdążył jeszcze o coś zapytać.
Teraz, w odpowiedzi na pytanie Charis, odrzekła:
– Ponieważ jest za mokro, by wyjść na dwór, miałam zamiar spytać markiza, czy nie mógłby oprowadzić nas po pokojach, których jeszcze nie widzieliśmy.
– To dobry pomysł – przyklasnęła Charis. – Pójdę teraz i poproszę go o to.
Markiz opuszczał właśnie jadalnię ze swymi krewnymi i dziewczyna podbiegła do niego, mówiąc:
– Ajanta powiedziała, że mógłby pan oprowadzić nas dzisiejszego wieczoru po domu. Wie pan, że nie widzieliśmy dotąd nawet połowy, a Darice i ja chcemy wspiąć się na samą górę, skąd musi być wspaniały widok.
– To prawda – uśmiechnął się markiz – ale jest jeszcze dużo do obejrzenia na dole.
Jeden z kuzynów roześmiał się.
– Jak widzę, masz bardzo uważną publiczność, Quintusie. Dzięki temu możesz myśleć, że wróciły czasy wojny, kiedy miałeś zwyczaj, jak słyszałem, godzinami pouczać swych żołnierzy, w jaki sposób powinni zaskoczyć nieprzyjaciela.
– Wydaje mi się, że sugerujesz w zawoalowany sposób, że lubię dźwięk swego głosu – powiedział markiz. – Nawet mi to na myśl nie przyszło! – odparł kuzyn. – Ale jestem pewien, że nie chciałbyś rozczarować kogoś tak pięknego jak twoja przyszła szwagierka.
Mówiąc to, otoczył Charis ramieniem i dodał:
– Jesteś pewna, moja mała, że nie zechciałabyś mnie na swego przewodnika?
– Jeśli markiz odmówi, mogłabym poprosić pana – odparowała Charis – ale wydaje mi się, że on wie więcej o swym własnym domu.
Wszyscy zaśmiali się, jak gdyby powiedziała coś dowcipnego, a kuzyn markiza odparł:
– To nie ma sensu, Quintusie. Przestaliśmy już z tobą rywalizować.
Upłynęło dużo czasu, zanim wszyscy się pożegnali, i spoglądając na wielki zegar szafkowy stojący w hallu Ajanta zaczęła zastanawiać się, kiedy przybędzie lord Burnham.
Ubrała się w jedną z najładniejszych sukienek przysłanych z Londynu, a Charis założyła następną, bardzo twarzową kreację, w której wyglądała wyjątkowo ładnie i – jak pomyślała z satysfakcją Ajanta – bardzo dystyngowanie.
Darice, w nowej błękitnej szarfie na białej muślinowej sukience, wykrochmalonej i uprasowanej przez pokojówki, wyglądała jak zwykle cudownie, i starsza siostra była pewna, że niezależnie od tego, co sobie mógł pomyśleć lord Burnham, nie potrafiłby uwierzyć, że ma przed sobą komediantki.
Byli właśnie w zbrojowni, co, o ironio, wydawało się odpowiednim miejscem, gdy zaanonsowano przybycie lorda Burnhama. Ściany komnaty pokryte były starożytną bronią wszelkiego rodzaju, którą krewni markiza zbierali lub używali w czasach, gdy brali udział w walkach. Stare flagi zwisały z gzymsu pod sufitem, wisiały tu portrety ubranych w mundury Storringtonów o twarzach tak zadowolonych, jakby właśnie wygrali wielką bitwę.
– Lord Burnham, milordzie! – powiedział od drzwi kamerdyner i markiz odwrócił się, zaskoczony.
Na podstawie tego, co lady Burnham mówiła o mężu, Ajanta wyobrażała sobie, że tak właśnie będzie wyglądał. Gdyby nie było tu markiza, lord Burnham mógłby zostać uznany za całkiem przystojnego mężczyznę. Był wysoki, lecz dosyć krępy, a ponieważ czuł gniew, minę miał nachmurzoną i szedł w kierunku gospodarza z wyraźną agresją.