Выбрать главу

– Dobry wieczór, Burnham! – odezwał się markiz. – Doprawdy, co za niespodzianka! Nie spodziewałem się ciebie.

– Przyjechałem – powiedział głośno lord Burnham – by na własne oczy zobaczyć, czy naprawdę istnieje ta mityczna młoda kobieta, z którą, jak ogłosiłeś, masz się żenić.

Przerwał, potem przybierając postawę człowieka przemawiającego do licznego zgromadzenia, ciągnął dalej:

– Wydaje mi się bardzo dziwne, iż nikt z twoich przyjaciół o niej nie słyszał, nie widywano jej wcale w towarzystwie ani u żadnego z mych znajomych, z wyjątkiem, rzecz jasna, mej żony, na której słowie w tym przypadku nie mogę chyba polegać!

– Nie mogę zrozumieć, dlaczego miałbyś mieć wątpliwości – powiedział chłodno markiz. – Pozwól, że przedstawię cię mej narzeczonej.

Odwrócił się, by spojrzeć na Ajantę, która rozmyślnie nie ruszyła się z miejsca, w którym stała. Gdy zaanonsowano lorda Bumhama oglądała właśnie kolekcję starożytnych mieczy. Teraz podeszła do markiza, który odezwał się:

– Ajanto, pozwól mi przedstawić sobie lorda Bumhama, który pragnie cię poznać. Moja narzeczona, panna Ajanta Tiverton!

Dziewczyna wyciągnęła do gościa rękę.

– Jestem zachwycona, że pana poznałam – powiedziała. – Lady Burnham była zawsze taka miła dla mnie i mam nadzieję, że przyjechała tu z panem.

Lord Burnham utkwił w niej wzrok. Był nie tylko zaskoczony urodą dziewczyny, której złote włosy zdawały się jarzyć światłem w surowym wnętrzu zbrojowni, ale i jej słowami, których absolutnie nie oczekiwał. Kiedy ujął jej dłoń, dziewczyna dygnęła, a lord, jak gdyby czując, że powinien coś jej odpowiedzieć, rzekł:

– Nie, mojej żony tu nie ma.

– Och, tak mi przykro! – mówiła Ajanta. -

Czy zechce pan przekazać jej lordowskiej mości moje gorące pozdrowienia i powiedzieć, że ufam, iż po przyjeździe do Londynu będę miała zaszczyt złożenia wizyty w pańskim domu.

Mówiąc to Ajanta zdawała sobie sprawę, że nie tylko lorda Burnhama zaskoczyły jej słowa, ale i markiz był zdumiony. Jednak gospodarz był wystarczająco bystry, by wykorzystać zmieszanie swego wroga.

– Teraz, gdy już znasz Ajantę – powiedział – musisz poznać dwóch innych członków jej rodziny.

Dziewczęta stały niedaleko i markiz łagodnie wysunął do przodu Charis, mówiąc:

– To jest Charis, która ma lat szesnaście i za rok złoży ukłon przed królową a to jest Darice, która będzie musiała na to poczekać trochę dłużej.

Lord Burnham wpatrywał się to w jedną to w drugą i przez chwilę zdawało się, że nie ma nic do powiedzenia.

Wtedy, jak gdyby na dany znak – tak myślała później Ajanta – otworzyły się drzwi i do zbrojowni wszedł Lyle.

– Och, tutaj jesteście! – powiedział. – Wszędzie was szukałem!

Zatrzymał się i rozejrzał dokoła.

– No wiecie! – wykrzyknął. – Co za zadziwiająca kolekcja broni! To pistolety pojedynkowe! Czy mogę jeden z nich wypróbować? Markiz roześmiał się.

– Musisz się postarać, by nie wplątać się w pojedynek, przynajmniej dopóki nie skończysz studiów!

Zwrócił się teraz do lorda Burnhama i powiedział:

– A to jest brat mojej narzeczonej. Pozwól, że przedstawię ci Lyle'a Tivertona, który studiuje w Oxfordzie i przyjechał tu specjalnie, by mi pogratulować.

Lyle skwapliwie wyciągnął rękę do gościa.

– Nie spotkałem pana dotąd, milordzie, ale widziałem pana na wyścigach i postawiłem na pańskiego konia, który zwyciężył miesiąc temu w Epsom. Jaka szkoda, że nie mogłem tam być i zobaczyć, jak biegnie!

– Lubi pan wyścigi? – spytał lord Burnham.

Wydawało się, że jego głos zabrzmiał dość słabo i zupełnie inaczej, niż w chwili przybycia.

– Bardzo, bardzo lubię – odparł Lyle – i oglądałem ten zeszłoroczny wyścig w Derby, gdzie pana koń przybył jako drugi.

– Po moim! – powiedział z satysfakcją markiz.

Ponieważ Ajanta czuła, że jest to niepotrzebna prowokacja, wtrąciła szybko:

– Och, Quintusie, poprośmy, by lord Burnham został na podwieczorku. Wiem, że papa byłby zachwycony tym spotkaniem, nie tylko dlatego, że Lyle opowiadał tak wiele o jego koniach, ale jestem też pewna, że lord Burnham ma w swym domu bibliotekę, zawierającą wiele wspaniałych ksiąg.

Był to strzał w ciemno, ale była przekonana, że lord Burnham – jako człowiek bogaty – z pewnością musi mieć bibliotekę.

– Czy i pani ojciec jest tutaj? – spytał lord Burnham.

– Tak, jest – odparła Ajanta – i wiem, że byłby zadowolony z poznania waszej lordowskiej mości. Tak często mówiliśmy o panu.

Ale lord Burnham widział i słyszał już dosyć.

– Obawiam się, że musimy to odłożyć na później – powiedział ostro. – Nie mogę pozwolić, by moje konie dłużej czekały.

Spojrzał na markiza i choć Ajancie wydało się, że widzi w jego oczach nienawiść, zdołał zmusić się do powiedzenia:

– Wygrałeś, Stowe! Ale jestem prawie pewien, że to nie był uczciwy wyścig!

– Nie oczekuj, że poczuję się obrażony i wyzwę cię na pojedynek – odparował markiz – choć jestem pewien, że Lyle byłby zachwycony, gdybym tak postąpił. Ale doprawdy, zapomniałem już, jak się używa pistoletów pojedynkowych.

Ajanta wydała cichy okrzyk.

– O czym ty mówisz? – zapytała.

Ujęła narzeczonego pod ramię czułym gestem, który jak wiedziała, nie mógł ujść uwagi lorda Burnhama.

– Nie możesz mówić poważnie – rzekła, zwracając błękitne oczy na twarz markiza. – Gdybym sądziła, że naprawdę masz zamiar zrobić coś równie okropnego jak udział w pojedynku, umarłabym z samego strachu, że możesz zostać ranny.

– Lord Burnham i ja żartowaliśmy tylko – uspokajał ją markiz.

– Ale w sposób… przerażający – mówiła z wyrzutem Ajanta. – Jestem pewna, że lord Burnham miał naprawdę zamiar życzyć nam, byśmy byli bardzo… bardzo szczęśliwi, tak jak z pewnością będziemy!

Przytuliła na chwilę policzek do ramienia markiza. Lord Burnham, jak gdyby czując, że nie wytrzyma już dłużej, prychnął głośno i odwróciwszy się ruszył w kierunku drzwi. Dotarłszy do nich, obejrzał się i powiedział:

– Do zobaczenia, panno Tiverton. Mam nadzieję, że pani szczęście będzie trwałe! Stowe, zatrzymam pewne papiery do twego ślubu, a wtedy prześlę ci je w prezencie.

Powiedziawszy to, wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ 6

Dopiero po minucie lub dwóch przeniknęło do świadomości Ajanty właściwe znaczenie słów lorda Burnhama. Zorientowała się wtedy, że odnosiły się one do dokumentów związanych z rozwodem, i znaczyło to, że lady Burnham i markiz nie będą bezpieczni, dopóki nie odbędzie się ślub.

Przez chwilę dziewczyna czuła, że musiała źle zrozumieć słowa lorda Burnhama, ale chmura na twarzy markiza i zaciśnięte usta wskazywały, że zdawał sobie sprawę, kto był, wbrew pozorom, prawdziwym zwycięzcą w tej walce.

Stała patrząc na niego z lękiem, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Jakaś część jej mózgu zdawała sobie sprawę, że Charis i Lyle prowadzą ze sobą rozmowę, ale okazało się, ze nie może zrozumieć, o czym mówią.

Gdy markiz spojrzał na nią, zorientowała się, że ma zamiar powiedzieć coś ważnego, ale otwarły się drzwi i kamerdyner oznajmił:

– Podano podwieczorek w błękitnym salonie, wasza lordowska mość.

– Podwieczorek! – wykrzyknęła z podnieceniem Darice. – Mam nadzieję, że będzie tam więcej tych smakowitych czekoladowych ciasteczek.

Ajanta wzięła ją za rękę i skierowały się w kierunku błękitnego salonu. Dopiero na miejscu dziewczyna zorientowała się, że nie ma z nimi markiza. Ale ojciec czekał na nią i gdy nalewała herbatę, powiedział: