Выбрать главу

– To niemożliwe! – zawołała. – A jednak… musisz być… córką Margaret!

Ajanta spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– Prawdę mówiąc, tak bardzo ją przypominasz – ciągnęła markiza – że przez jedną chwilę pomyślałam, że czas się cofnął i jesteś swoją matką!

– Pani… znała moją mamę?

Ajanta była tak zdumiona, że trudno jej było mówić.

Markiza uśmiechnęła się.

– Byłyśmy razem na pensji i Margaret była moją najlepszą przyjaciółką. Miałam zostać jej druhną, gdy uciekła z twym ojcem.

Ajanta stała wpatrując się w markizę i czuła, że po raz kolejny w tym pełnym niespodzianek dniu trudno jej było zebrać myśli.

Ponieważ milczała, markiza ciągnęła dalej:

– Mój syn nie mówił nic o twej matce, myślę więc, że już nie żyje.

– T – tak… umarła przed dwoma laty – powiedziała cicho Ajanta.

– Bardzo mi przykro. Tak często o niej myślałam i zastanawiałam się, co się z nią dzieje. Widzisz, gdy twój dziadek wpadł w gniew i zabronił członkom rodziny i jej przyjaciołom wymieniania jej imienia, nie wiedzieliśmy, co się wydarzyło.

– Mama i papa uciekli po tym, jak… zagrożono papie, że zostanie… wychłostany szpicrutą.

Markiza wydała okrzyk.

– To mi bardzo pasuje do twego dziadka! Hrabia Winsdale był za młodu niezwykle despotycznym i onieśmielającym człowiekiem, ale teraz jest stary, niemal ślepy i dosyć żałosny.

Ajanta słuchała, jak gdyby zahipnotyzowana przez markizę, następnie odezwała się:

– Czy… mogłabym cię, pani, o coś… prosić?

To bardzo… bardzo ważne.

– Oczywiście, moja droga. Mam nadzieję, że nie powiedziałam nic, co mogłoby wytrącić cię z równowagi.

– Prawdę mówiąc, tak – odparła Ajanta. – Otóż jestem jedyną osobą w rodzinie, która wie… kim była… mama.

– Czy to znaczy, że twemu bratu i siostrom nie powiedziano, iż matka uciekła z waszym ojcem?

Nie zastanawiając się, dziewczyna uklękła przy fotelu markizy. Jednocześnie pomyślała, że matka markiza ma bardzo dobrą i miłą twarz. I piękną, choć ból pokrył ją zmarszczkami.

– Spodziewam się, pani, iż wiesz – zaczęła – że gdy papa pokochał mamę, była ona zaręczona z kimś bardzo ważnym, akceptowanym przez jej rodzinę.

Markiza uśmiechnęła się.

– Tak, wiem o tym.

– Mama spytała swego ojca, czy może zerwać zaręczyny, ale on bardzo się rozgniewał.

Markiza kiwnęła głową.

– Jestem tego pewna, a gniew hrabiego był przerażający.

– Mama była zastraszona, a gdy papa stawił mu czoło i powiedział, że mają zamiar się pobrać, hrabia kazał go wyrzucić z domu i zagroził, że wysmaga go szpicrutą, jeśli kiedyś wróci.

– Tego nie wiedziałam – rzekła markiza – ale orientowałam się, że uciekli razem.

– Mama mówiła, że… nic nie mogło stanąć pomiędzy nimi i ich… miłością – ciągnęła miękkim głosem Ajanta. – Ukrywali się, dopóki papie nie udało się namówić ojca księcia Dawlisha, który był dla niego dobry, gdy był chłopcem, aby go zatrudnił w swej posiadłości. Książę nie wiedział, kogo poślubił papa, a obecny książę też nie ma o tym pojęcia.

– Czy byli szczęśliwi? – spytała markiza.

– Bardzo, bardzo szczęśliwi i bardzo zakochani.

– A teraz córka Margaret ma poślubić mego syna! – wykrzyknęła markiza. – Nie potrafię wyrazić, jak mnie to uszczęśliwia!

Na te słowa Ajanta uświadomiła sobie, że to znacznie komplikuje i tak już zagmatwany stosunek markiza do niej. Próbując rozwiązać swój problem, poprosił ją, by naprawdę za niego wyszła. Zasugerowała mu, że mogłaby zniknąć lub udawać zmarłą by nie musiał wiązać się małżeństwem, którego nie pragnął. Gdyby dowiedział się, że jej dziadkiem był hrabia Winsdale, a matka była najlepszą przyjaciółką jego matki, uznałby, że jego obowiązkiem jest poślubienie jej, niezależnie od uczuć, jakie żywił.

Na razie była zerem, osobą nieznaną i nieważną ale jako córka swej matki stawała się kimś naprawdę ważnym w świecie, w którym żył markiz.

Patrząc w oczy markizie Ajanta powiedziała:

– Proszę cię, pani, daj mi słowo, że nie powiesz markizowi ani nikomu innemu tego, co wiesz o mamie lub o jej rodzinie. Nie mogę tego… wyjaśnić, ale na razie musi to pozostać… tajemnicą.

Markiza spojrzała na nią ze zdziwieniem, po czym rzekła:

– Sądzę, że nie chcesz wyprowadzić z równowagi ojca, ale mam nadzieję, że pomiędzy tobą i mym synem nie ma tajemnic.

Czekała, by dziewczyna coś powiedziała, ale gdy tego nie zrobiła, mówiła dalej:

– Rozumiem, że chcesz mu to powiedzieć, kiedy uznasz za stosowne, więc obiecuję ci, moja droga, że nic nie powiem, dopóki mi nie pozwolisz.

– Dziękuję, bardzo dziękuję! – zawołała Ajanta.

Markiza spojrzała na dziewczynę z ogromną czułością.

– Właśnie takiej żony pragnęłam dla mego syna. Modliłam się, aby spotkał odpowiednią dziewczynę, nie jedną z tych londyńskich kobiet, które, według mnie, są płoche, bezwzględne i nie wiedzą nic o prawdziwej miłości ani o tym, jaka potrafi być cudowna.

Wyciągnęła rękę, by z czułością dotknąć policzka Ajanty.

– Jesteś taka piękna i wiem, że ty i Quintus będziecie bardzo, bardzo szczęśliwi. Tak, jak twoi rodzice, którzy znaleźli szczęście, choć musieli znieść wiele cierpień. Na te słowa łzy napłynęły do oczu Ajanty.

– Pocałuj mnie, drogie dziecko – powiedziała markiza. – Wiem, że powinnaś teraz przebrać się do obiadu. Mam nadzieję, że jutro będę czuć się na tyle dobrze, by zejść na dół i poznać twego ojca i resztę twej rodziny.

– Będą się cieszyć z poznania pani.

– Dziękuję ci – uśmiechnęła się markiza. – Nie mogę się doczekać dłuższej pogawędki z tobą gdy będę trochę silniejsza, ale nie obawiaj się, nie zdradzę twej tajemnicy.

Po powrocie do pokoju Ajanta czuła, że kręci się jej w głowie. Jak mogła przewidzieć, skąd mogła wiedzieć, że po tylu latach spotka jedną z przyjaciółek mamy, która nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności jest matką człowieka, którego miała rzekomo poślubić?

– On nigdy nie może się… o tym dowiedzieć – powiedziała do siebie zapalczywie. – A ja nigdy… nigdy… nie wyjdę… za mąż.

Podeszła do okna, by popatrzeć na łabędzie pływające po jeziorze i słońce niknące za drzewami. Wszystko wydawało się jej dzisiaj jeszcze piękniejsze niż wcześniej i to piękno kusiło ją.

– To wszystko może być twoje – zdawało się mówić. – Twoje na zawsze.

Te same słowa powtarzał sam dom, a pokój, w którym się znajdowała, z boginiami i amorka – mi na suficie, wtórował mu. Mogła wyobrazić sobie, że mieszka tu z markizem. Być może, mąż uważając, że jest to jego obowiązkiem, całowałby ją, trzymał w ramionach, a może nawet spałby z nią w łożu z koronkowymi i jedwabnymi kotarami.

Nagle, choć jej usta nie poruszyły się, usłyszała głos dochodzący z serca, a jej dusza mówiła wyraźnie i jednoznacznie, aż dźwięk wibrował pod samo niebo:

Nie! Nie bez miłości! Nigdy, nigdy bez miłości!

Kiedy Ajanta wyszła z pokoju, markiz odwrócił się i wpatrywał w drzwi, które zamknęła za sobą. Potem podszedł do biurka i potrząsnął złotym dzwonkiem, co przywołało z sąsiedniego gabinetu jego sekretarza.

– Czy jest już jubiler, Clements? – spytał markiz sympatycznego mężczyznę około czterdziestki, który prowadził jego interesy od ponad dziesięciu lat.

– Tak, milordzie. Czeka, aż wasza lordowska mość zechce go przyjąć.

– Przyślij go do mnie – polecił markiz. – Ponieważ mam dla niego dodatkową robotę, bez wątpienia będzie musiał tu nocować.