– Przewidziałem, że może zajść taka konieczność, wasza lordowska mość – odparł pan Clements.
Odszedł, by przyprowadzić jubilera, a markiz siedział pogrążony w myślach, dopóki nie zjawił się rzemieślnik.
Niedługo potem markiz udał się na górę, by przywitać się z matką. Gdy dotarł do południowego skrzydła, markiza leżała w łóżku, wyglądając bardzo ładnie w twarzowym koronkowym czepeczku, ozdobionym kokardami z niebieskiej wstążki, upiętym na siwych włosach, i w szalu z takiej samej koronki na atłasowym spodzie, narzuconym na ramiona.
– Najdroższy Quintusie! – wykrzyknęła, gdy markiz wszedł do pokoju. – Tak mi przykro, że sprawiłam tyle kłopotu i nie mogłam od razu przyjechać, gdy mnie o to poprosiłeś.
– Jesteś tu i tylko to jest ważne. Jak się czujesz, mamo?
Ucałował dłoń matki, potem policzek i przysiadł na łóżku, nie puszczając jej ręki.
– Widziałam Ajantę – mówiła markiza. – Och, Quintusie, ona jest cudowna! Dokładnie takiej żony dla ciebie pragnęłam!
– Cieszę się, że tak myślisz, mamo.
– Jak mogłeś być tak mądry, by znaleźć równie piękną i czarującą dziewczynę? Nie mogę doczekać się jutrzejszego spotkania z jej rodziną.
– Polubisz ich wszystkich.
– Ciągle się modliłam, byś poślubił kobietę, którą kochasz – ciągnęła – a teraz moje modły zostały wysłuchane. Zastanawiam się teraz, jak wyrazić moją wdzięczność Bogu i, oczywiście, tobie za to, że byłeś taki mądry.
– To będzie łatwe, mamo, wystarczy, by zdrowie ci się polepszyło – odparł markiz. – Wiesz, jak się przejmuję, gdy cierpisz.
– Wiem, kochanie, ale wydaje mi się, że teraz, gdy jestem taka szczęśliwa, poczuję się o wiele lepiej.
Uścisnęła jego dłoń, mówiąc:
– Tak się martwiłam o ciebie przez ostatnie dwa lata. Twoje życie wydawało się takie bezcelowe, marnotrawiłeś swą inteligencję.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Nie miałem pojęcia, mamo, że tak myślisz.
Uśmiechnęła się.
– Możesz być pewien, że wiele osób mówiło mi, kto jest twoją ostatnią zdobyczą, a one bardzo często się zmieniały.
Markiz zaśmiał się.
– Trzeba przyznać, mamo, że zawsze jesteś dobrze poinformowana!
– Nie zawsze mi się to podobało. Kiedy niemal wpadłam w rozpacz, słysząc o twym związku z piękną lady Burnham, zaskoczyłeś mnie i uradowałeś znalezieniem istoty tak doskonałej, jak gdyby wyszła z kart powieści.
– Jest rzeczywiście bardzo piękna – zgodził się syn.
– I inteligentna!
Uśmiechnął się.
– Czasem myślę, że aż za bardzo. Trudno ci będzie uwierzyć, mamo, ale ona naprawdę się ze mną spiera!
Markiza zaśmiała się.
– Czy może istnieć kobieta, która nie będzie zgadzać się z tobą ani uważać, że zawsze musisz mieć rację?
– Poczekaj, aż trochę lepiej poznasz Ajantę.
– Tak właśnie chcę zrobić – odparła. – Jeśli ona potrafi skłonić cię, byś ćwiczył swój bardzo zdolny mózg i nie dopuści, aby rozleniwił się i pokrył tłuszczem, będę wtedy wiedziała, że te przelotne miłostki należą do przeszłości.
Markiz podniósł się z łóżka.
– Ty i Ajanta przerażacie mnie, mamo – powiedział. – I jeśli połączycie swe siły, będę czuł, że nie mogę już walczyć o utrzymanie przewagi, lecz muszę poddać się wam bezwarunkowo.
– O to się musimy postarać – zaśmiała się markiza.
Syn ucałował ją i wyszedł z pokoju.
Gdy szedł przebrać się do obiadu, przyłapał się, że obmyśla sposoby, jak pokonać Ajantę w sporach, które, był o tym przekonany, czekają go dziś lub jutro.
– Jak może być tak piękna i mądra zarazem? – zadawał sobie pytanie.
Potem przypomniał sobie, że Ajanta odpowiedziała już na to jednym słowem – „miłość”.
ROZDZIAŁ 7
To był wspaniały dzień – powiedział Lyle, całując Ajantę na pożegnanie. – Nigdy dotąd tak się nie bawiłem!
Jego młodzi towarzysze mówili to samo i dziewczyna zauważyła pełne podziwu spojrzenia, jakimi obrzucali markiza, gdy zachwycali się jego końmi.
Ajanta pomyślała, że był to jeden z najszczęśliwszych dni jej życia. Wiedziała, że zawdzięcza to Lyle'owi, którego entuzjazm był zaraźliwy. Zdawała sobie sprawę, jakie znaczenie miał dla niego fakt, że zaprosił swych kolegów z Oxfordu, że mogli jeździć znakomitymi końmi markiza po torze wyścigowym i wziąć udział w biegu na przełaj, który dla nich urządził.
Wspaniały lunch, któremu w pełni oddali sprawiedliwość, oraz podniecenie Charis i Darice też wpłynęły na jej dobry nastrój.
Gdyby tylko mogło być tak zawsze – myślała, ale wiedziała, że przyszłość czaiła się jak mroczna chmura, która zakrywa blask słońca.
Lyle doszedł już prawie do frontowych drzwi, gdy wsunął rękę do kieszeni surduta i wykrzyknął:
– Byłbym zapomniał! Papa polecił mi, bym ci to oddał.
Włożył w dłoń Ajanty małą książeczkę, mówiąc:
– To jakieś greckie wiersze, które odkrył papa i był przekonany, że sprawią ci taką samą radość jak jemu.
– Z pewnością! – zawołała Ajanta.
Potem uświadomiła sobie, że słucha ich markiz i dodała:
– Nie powinnam tego mówić w obecności jego lordowskiej mości! On nie pochwala kobiet, które znają grekę i łacinę, i uważa, że staję się „niebieską pończochą”.
– Jeśli tego nie pochwala – powiedział Lyle z żartobliwym przerażeniem – lepiej będzie, jeśli zabiorę tę książkę prosto do papy.
– Nie, nie, oczywiście, że nie! – zaśmiała się Ajanta, trzymając mocno tomik, by brat go jej nie odebrał.
Niemniej jednak, gdy machała na pożegnanie bratu i jego przyjaciołom, myślała o ślicznej lady Burnham i była zupełnie pewna, że nie czytywała ona utworów greckich i łacińskich, a może w ogóle nie brała do ręki niczego poza plotkarskimi stronami w gazetach.
Lyle i jego przyjaciele zjedli wczesną kolację przed powrotem do Oxfordu i Ajanta zaczęła wchodzić po schodach, wiedząc, że Darice poszła spać, zanim zasiedli do stołu, a Charis żegna się właśnie przed snem z markizą.
Była już w połowie schodów, gdy markiz powiedział:
– Jak już powiesz mojej matce dobranoc, Ajanto, gdyż sądzę, że do niej zmierzasz, chciałbym porozmawiać z tobą w moim gabinecie.
– Tak, oczywiście.
Dziewczyna próbowała uśmiechnąć się, gdy to mówiła, ale serce jej zamarło i żałowała, że tak musi zakończyć się ten doskonały dzień. Tyle było do zrobienia w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin, że nie starczyło czasu na nieuniknioną, jak wiedziała, rozmowę z markizem, w której miał zdecydować o jej przyszłości.
– Dlaczego nie możemy ciągnąć tego dalej? – zadawała sobie to pytanie z rozpaczą.
Przyczyną był lord Burnham, który – niczym zły olbrzym z bajek – groził markizowi, co prawda nie śmiercią, lecz równie przerażającym skandalem rozwodowym.
Ostatniej nocy, gdy Ajanta kładła się do łóżka mając ciągle w uszach wesoły śmiech swej rodziny, zadała sobie po raz kolejny pytanie, czy nie powinna schować dumy do kieszeni i zaakceptować propozycji markiza, by naprawdę wzięli ślub. Nie była w stanie przestać myśleć o tym, jak wiele mogłaby zrobić dla tych, których kochała! Wiedziała jednak, że wszystkie propozycje, mające na celu ich dobro, przypominały domek z kart, który rozpadnie się przy pierwszym podmuchu wiatru. Tego rana markiza powiedziała do niej:
– Pomyślałam sobie, najdroższa Ajanto, że błędem by było, gdybyście nie mogli zostać sami po ślubie. Dlatego mam nadzieję, że pozwolisz, by twoje siostry zamieszkały ze mną we Wdowim Domu. Leży tak blisko Stowe Hall, że mogłabyś widywać się z nimi, kiedy zechcesz, i sądzę, że będą ze mną szczęśliwe.