– Wiem, że tak będzie, pani – odparła dziewczyna.
Darice przywiązała się już do markizy i powiedziała nawet do siostry:
– Ona jest taka wyrozumiała! Kiedy z nią rozmawiam, czuję się, jakbym była z mamą.
Markiza ciągnęła, jak gdyby potrafiła czytać w myślach:
– Myślę, że dla Charis najlepiej byłoby, gdyby spędziła co najmniej pół roku na dobrej pensji, a czy może być lepsza szkoła od tej, do której uczęszczałyśmy z twoją matką i gdzie byłyśmy tak szczęśliwe?
Ajanta musiała się z tym zgodzić. Jednocześnie wiedziała, że są to jedynie pobożne życzenia, i że gdy będzie musiała zniknąć, te wszystkie plany spełzną na niczym. Znajdą się wtedy wszyscy znowu na plebanii i pozostanie im tylko rozmowa o tym, co by mogło być.
– Kocham go! Jak będę mogła znieść fakt, że nigdy go nie zobaczę? – zadawała sobie pytanie w mroku nocy.
Potem znowu widziała przed sobą piękną twarz lady Burnham i wiedziała, że gdyby żyła z markizem, kochając go tak, jak go kochała, i wiedząc, że myśli nie o niej, lecz o innej kobiecie, musiałaby znosić straszliwe męki.
– Muszę zrobić to, co jest słuszne – mówiła do siebie. – Wyjść za mąż tylko dla pozycji i majątku byłoby złe i niegodziwe, bez względu na to, ile korzyści przyniosłoby to rodzinie.
Pomyślała, że ponieważ markiz był taki dobry, mógłby pozwolić im zatrzymać konie, które obiecał Charis i Darice, i zgodzić się, by od czasu do czasu Lyle przyjeżdżał tu z Oxfordu. Brat mógłby widywać markiza i rozmawiać z nim, podczas gdy dla niej byłby stracony na wieki i pozostałyby jej tylko wspomnienia.
Gdy dotarła do pokoju markizy, Charis siedziała przy jej łóżku, tak jak się tego spodziewała, i wchodząc usłyszała jej śmiech.
– Właśnie opowiadałam jej lordowskiej mości, jaki to był wspaniały, emocjonujący i szczęśliwy dzień – powiedziała Charis na widok wchodzącej siostry. – I wszystko to moja zasługa! Ja znalazłam ci twego przyszłego męża!
– Tak, to prawda – zgodziła się Ajanta.
– To był najszczęśliwszy wypadek, jaki się kiedykolwiek wydarzył! – wykrzyknęła Charis.
– Ja też tak myślę – powiedziała łagodnym głosem markiza. – A teraz, ponieważ jestem pewna, że jutro będzie następny szczęśliwy dzień, myślę, Charis, że powinnaś pójść do łóżka i śnić o tych wszystkich komplementach, jakie prawili ci dzisiaj przyjaciele Lyle'a.
– Sądzę, że w gruncie rzeczy chwalili konia, na którym jechałam – uśmiechnęła się Charis – ale mimo wszystko przyjemnie mi było tego słuchać.
Pochyliła się i ucałowała markizę na dobranoc, mówiąc:
– Dziękuję, dziękuję, że była pani taka miła. Czy mogę przyjść tu jutro na pogawędkę? Mam jeszcze tyle do opowiedzenia.
– Tak, oczywiście, drogie dziecko. Będę czekała z niecierpliwością.
Charis ucałowała siostrę i wyszła z pokoju. Po jej odejściu markiza powiedziała:
– Za rok twoja siostra będzie prawdziwą pięknością i musisz koniecznie wydać na jej cześć bal w Stowe Hall, a drugi w Londynie.
Ajanta zaczerpnęła tchu, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, markiza ciągnęła dalej:
– Kiedy obserwowałam dzisiaj twoje siostry i młodych przyjaciół Lyle'a z Oxfordu, myślałam sobie, że jako dziecko Quintus bardzo odczuwał brak rodzeństwa. Zawsze gorzko żałowałam, że po jego urodzeniu nie mogłam mieć więcej dzieci.
Znaczenie słów markizy było oczywiste, ale Ajanta nie mogła nic na to odpowiedzieć. Zdołała tylko pomyśleć, że nie mogło być nic wspanialszego niż mieć dzieci z markizem i wiedzieć, że może sprawić, iż jego życie będzie równie szczęśliwe i wartościowe, jak to, które toczyło się na probostwie, zanim zmarła jej matka.
– To był cudowny dzień – rzekła z westchnieniem markiza – ale muszę się przyznać, że jestem trochę zmęczona. Ponieważ jednak mam tyle planów związanych z twymi wspaniałymi siostrami, postanowiłam, że muszę wydobrzeć. Prawdę mówiąc, jestem przekonana, że już czuję się lepiej.
– Będę się bardzo gorąco modlić, by tak się stało – odparła Ajanta.
Ucałowała markizę i życzyła jej dobrej nocy, ale wychodząc z pokoju nie zauważyła, że starsza kobieta patrzy za nią z niepokojem w oczach, zdając sobie sprawę, iż coś jest nie w porządku. Nie potrafiła jednak domyślić się, o co mogło chodzić.
Ajanta zeszła powoli po schodach. Nie mogła pozbyć się uczucia, że ma właśnie nastąpić koniec bajki, i że nikt nie będzie „żyć długo i szczęśliwie”.
Przynajmniej będę mogła to wszystko wspominać – myślała, gdy dotarła do wyłożonego marmurem hallu. Potem szła coraz wolniej korytarzem prowadzącym do gabinetu markiza.
Czuła, jak gdyby żegnała się już z obrazami, meblami, z samym domem, który jak myślała, w jakiś dziwny sposób stał się częścią jej samej, choć był to, oczywiście, niedorzeczny pomysł!
Zatrzymała się przed drzwiami, zaczerpnęła tchu i instynktownie, zdając sobie sprawę, że powinna być bardzo stanowcza, uniosła głowę i weszła do środka.
Spodziewała się, że markiz będzie siedział za biurkiem, on jednak stał przed kominkiem, czekając na nią. Zamknęła za sobą drzwi, ale choć zbliżając się do niego, wiedziała, że nie spuszcza z niej oczu, czuła, iż nie może na niego spojrzeć. Chciała odezwać się w sposób naturalny, ale gdy podeszła i zatrzymała się w odległości paru stóp od niego, głos zamarł jej w gardle i mogła jedynie czekać.
– Okazało się, że byliśmy tak bardzo zajęci wczoraj i dzisiaj – po długiej, jak się wydawało, chwili powiedział markiz – że nie było czasu, by dokończyć naszą rozmowę, Ajanto.
– Tak – wyszeptała.
– Sądzę, że pamiętasz, iż coś ci zaproponowałem, a ty wysunęłaś inną sugestię. Myślę, że powinniśmy podjąć jakieś decyzje.
– T – tak, oczywiście – odparła.
Ponieważ była blisko niego i wiedziała, jak dostojnie i pięknie wygląda w swym wieczorowym stroju, doznawała uczucia, jak gdyby każdy nerw w jej ciele wysyłał ku niemu wibrację. Jednocześnie miała wrażenie, że miłość jej była tak nieprzeparta, iż niszczyła jej siłę woli, i czuła się bezradna i gotowa zrobić wszystko, czego markiz od niej zażąda.
Muszę być rozsądna – powiedziała sobie. – Muszę pamiętać, że on mnie nie kocha.
– Może najpierw przedyskutujemy twoją propozycję – głos markiza brzmiał stanowczo, jak to oceniła, i rzeczowo.
Ajanta skinęła głową, gdyż nie mogła wymówić ani słowa.
– Wpadłaś na pomysł – ciągnął dalej – że powinniśmy symulować, iż pobraliśmy się za granicą, i w ten sposób wydostać od lorda Burnhama obciążające dokumenty, którymi mi groził.
Potem ogłosi się, że zdarzył się nieszczęśliwy wypadek i że nie żyjesz.
Markiz czekał, by Ajanta odezwała się, a kiedy nie zrobiła tego, kontynuował:
– Jak sama zauważyłaś, znaczy to, że musielibyśmy zwierzyć się twojemu ojcu i Lyle'owi, i sądzę, że okazałoby się, iż Charis zadaje mnóstwo niewygodnych pytań.
Ajanta splotła palce. Zdawało się, że jej głos dobiega z oddali, gdy powiedziała:
– Możemy wyjaśnić… Charis, że nie… pasowaliśmy do siebie, i pozostanie jej tylko… pogodzić się z tym.
– Być może – rzekł markiz z powątpiewaniem. – Mimo to, trudno jej będzie zrozumieć, dlaczego nie zgodziłaś się mnie poślubić, choć cała twoja rodzina, jak sądzę, znalazła w Stowe Hall nowe zainteresowania.
– Oczywiście, że tak – odparła dziewczyna. – I byłeś dla nich tak bardzo… bardzo… dobry.
Pomyślała, że głos jej zadrżał, jak gdyby miała się rozpłakać, i szybko dodała: