– Dla nas wszystkich wspaniałym przeżyciem było mieszkać w tak… świetnym domu, jeździć na… twoich koniach… i poznać świat, który dotąd istniał tylko w naszej wyobraźni… ale to się już… skończyło… i nikt z nas nie może nic na to… poradzić.
– To nieprawda! – powiedział markiz ostro. – Możesz mnie poślubić, jak to proponowałem, i wtedy to wszystko będzie należeć do ciebie i do nich na zawsze.
– Wiesz, że to… niemożliwe! – wyszeptała.
– Dlaczego?
– Bo nie mogę dać ci… szczęścia. Ty… kochasz inną… i postąpiłabym źle… absolutnie i zdecydowanie źle, gdybym… zniszczyła twoje życie, skoro istnieje inne… wyjście.
– Myślisz o mnie?
– Oczywiście, że tak! Widziałam… lady Burnham i wiem… ile dla ciebie… znaczy. Jedno, co mogę zrobić, by cię ocalić, to zniknąć.
– Niezależnie od tego, ile to będzie kosztować twoją rodzinę i ciebie?
Ajanta pomyślała, że Quintus bardzo to wszystko utrudnia, ale nadal nie śmiała na niego spojrzeć. Trzymając się bardzo sztywno z wysiłkiem odpowiedziała:
– Znalazłeś się w naszym… życiu… dzięki zbiegowi okoliczności. Gdyby nie wydarzył się ten wypadek i nie było tam Charis… nigdy byśmy cię… nie poznali. Tak cudownie… bardziej, niż mogę to wypowiedzieć, było cię poznać… ale teraz musisz myśleć o sobie i o… swoim… szczęściu.
– I naprawdę sądzisz, że można cofnąć czas? – pytał markiz. – Jeśli poświęcisz to wszystko, czy nie będziesz tego żałować?
– Oczywiście, że… będziemy żałować… i będzie to… trudne – zgodziła się. – Bardzo trudne. Niemniej jednak… musimy zrobić to, co najlepsze… dla ciebie.
Znowu zapadła długa cisza.
– Ty ciągle myślisz o mnie! – powtórzył markiz.
– Oczywiście, że myślę o tobie! – odparła gwałtownie Ajanta. – Jesteś taki mądry… taki inteligentny. Możesz znaleźć jakiś sposób wyjścia z kłopotów… Być może potem zakochasz się… w kimś, kogo będziesz mógł poślubić… i zaznasz prawdziwego szczęścia, jak tego pragnie… twoja matka.
– Moja matka pragnie, bym ożenił się z tobą – powiedział spokojnie markiz.
– Jej lordowska mość nie… rozumie. Rzecz jasna, sądzi, że kochamy się… i jest szczęśliwa… bardzo szczęśliwa, że się ożenisz i będziesz miał dzieci… które zamienią Stowe Hall w dom… miłości.
Choć starała się mówić spokojnie i rozsądnie, nie mogła opanować głosu, który załamał się przy ostatnim słowie. Z obawy, że zdradzi swe prawdziwe uczucia, odwróciła się i odsunęła od markiza. Stanęła przy oknie, spoglądając w półmrok.
Resztki szkarłatnej i złotej łuny słońca kryły się za drzewami, a na niebie nad ich głowami pojawiały się gwiazdy. Staw w parku wyglądał uroczo i Ajanta pomyślała z pełną udręki rozpaczą że gdy przyjdzie jej opuścić Stowe Hall, będzie to przypominało opuszczenie raju i wypędzenie do puszczy.
Potem markiz odezwał się i dziewczyna drgnęła zaskoczona, gdyż nie zdawała sobie sprawy, że podążył jej śladem i stał tuż za nią.
– Nie potrafię zrozumieć, Ajanto – powiedział – dlaczego tak się mną przejmujesz? Ostatecznie znamy się bardzo krótko i, jak to zauważyłaś, spotkaliśmy się przypadkiem. Dlaczego miałabyś brać to sobie do serca?
– Ja… ja chcę, byś był… szczęśliwy.
– Dlaczego?
Tylko w jeden sposób mogła Ajanta to wytłumaczyć, ale tej właśnie odpowiedzi nie mogła udzielić. Ponieważ w głosie markiza pojawiła się nuta, której wcześniej nie słyszała, poczuła, że drży, i mogła jedynie zacisnąć usta, by się nie zdradzić.
– Chcę, byś odpowiedziała mi na to pytanie – rzekł cicho markiz.
Ajanta z trudem zmusiła się do mówienia.
– Proszę… nie możemy dłużej o tym… rozmawiać. Powiedz mi tylko, co mam robić, potem wypełnię twoje… polecenia.
– Dobrze, jeśli tego chcesz. Tak się złożyło, że ułożyłem już plan.
– Tak… właśnie myślałam.
Ponieważ nie mogła już dłużej patrzeć na piękno zmierzchu za oknem, odwróciła się i spojrzała na markiza.
– Powiedz mi… na czym polega twój plan – odezwała się tonem, który, miała nadzieję, był chłodny i rzeczowy.
Quintus podszedł do biurka i dziewczyna, zdziwiona trochę, podążyła za nim.
– Mam dla ciebie dwie rzeczy – powiedział. – Po pierwsze, pierścionek zaręczynowy, który powinienem dać ci już wcześniej, i jak sądzę, nasi dotychczasowi goście spodziewali się zobaczyć go na twoim palcu.
Mówiąc to, otworzył wyłożone aksamitem pudełko i Ajanta zobaczyła, że w środku znajduje się pierścień z diamentem, na widok którego dech jej zaparło. Wspaniały kamień otoczony mniejszymi diamentami wydawał się tak wielki i piękny, że można było pomyśleć, iż markiz zdjął z nieba jedną z gwiazd i podawał jej, by ją obejrzała.
Potem przypomniała sobie, że klejnot ten będzie mogła nosić tylko przez krótki czas, a kiedy ukryje się przed ludźmi, będzie musiała go oddać.
– Za chwilę włożę ci go na palec – powiedział markiz tym samym cichym głosem – ale chcę, byś najpierw przymierzyła obrączkę, którą wybrałem dla ciebie, by sprawdzić, czy ma odpowiedni rozmiar.
– T – tak… oczywiście – zgodziła się.
Czuła się dziwnie słysząc, jak mówi o ofiarowaniu jej obrączki. Pomyślała, że mógłby z tym poczekać, aż znajdą się w Paryżu czy w innym mieście, do którego mieli pojechać, by upozorować ślub. Jednocześnie takie zaplanowanie i uporządkowanie wszystkiego pasowało do jego sprawności i doskonałej organizacji.
Markiz otworzył pudełko i zobaczyła, że w środku znajduje się złota obrączka. Wyjął ją i trzymał pomiędzy palcem wskazującym i kciukiem.
Ponieważ Ajanta czuła się spłoszona i zażenowana, spytała:
– Czy zdecydowałeś się… gdzie odbędzie się… ślub i ile mamy odczekać, zanim… zniknę?
– To zależy od ciebie – odparł.
Ode mnie? – zdziwiła się dziewczyna. Mówiąc to myślała, że każda godzina, minuta, sekunda z nim spędzona, będzie tak cenna, że zachowa je w sercu.
– Tak, od ciebie – powiedział zdecydowanie markiz.
Spojrzała na niego z wyrazem zaskoczenia w oczach, ale on patrzył ciągle na obrączkę.
– Prawdę mówiąc – rzekł – odpowiedź na twoje pytanie wyryta jest wewnątrz obrączki, więc proponuję, byś odczytała napis i zorientowała się, czy zgadzasz się z tym, czego pragnę.
Przyglądała mu się ciągle ze zdziwieniem i teraz jego oczy napotkały jej spojrzenie. Pomyślała, że może to być wina oświetlenia, ale wyraz jego oczu sprawił, że serce jej zabiło, potem, z niezrozumiałych powodów, zaczęła drżeć.
– Zanim będzie za ciemno, by coś zobaczyć – powiedział – proponuję, byś odczytała, co kazałem tam wyryć.
Mówiąc to podał jej obrączkę i gdy wyciągnęła rękę, położył ją na jej dłoni.
Przez chwilę nie mogła się poruszyć, potem z nadludzkim wysiłkiem wzięła obrączkę w drugą rękę i spojrzała do środka. W zamierającym świetle można było dostrzec, że na złotej powierzchni wyryto głęboko jakieś słowa.
Powoli, jak gdyby mózg nie chciał jej słuchać, odczytała je:
NA CAŁĄ WIECZNOŚĆ
Przez chwilę czuła, że musiał ją mylić wzrok i że nie mogła tego naprawdę zobaczyć. Potem westchnęła cicho, gdy otoczyły ją ramiona markiza.
– Taki jest mój plan, Ajanto – powiedział. -
Plan, któremu obiecałaś się podporządkować.
Ponieważ trzymał ją w objęciach, dziewczyna czuła, jakby jej serce wywinęło kilka koziołków i waliło tak mocno, że nie mogła myśleć.
Gdzieś z daleka usłyszała swój zacinający się głos:
– C – co powiedziałeś? Nie… rozumiem!