Выбрать главу

Na twarzy gospodarza pojawił się entuzjazm.

– Doszedłem do najciekawszej części książki, którą teraz piszę, i bardzo mnie denerwuje, gdy mnie od niej odrywają.

– O czym jest w niej mowa?

– Zestawiam w niej wszystkie religie świata. To bardzo ciekawy temat, naprawdę ciekawy! Będzie to moja szósta, nie – siódma książka!

– Gdy papa pisał o Grekach, dostałam na chrzcie imię Charis – wtrącił głos obok markiza.

– A pani siostra?

Mówiąc to markiz spojrzał na Ajantę, która siedziała tyłem do okna i wokół jej złotych włosów zdawała się tworzyć aureola. Pomyślał, że wygląda niczym jedna z greckich bogiń, ale chwilowo nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia.

– Ajanta urodziła się, gdy papa pisał o religiach Indii – poinformowała go Charis – Darice – gdy zajmował się Persami, a Lyle – gdy omawiał katolicyzm we Francji.

– Postawił pan sobie z całą pewnością ogromne zadanie, sir – powiedział markiz do gospodarza.

– Bardzo interesujące, panie Stowe, zapewniam pana.

– A czy syn ma zamiar pójść w pańskie ślady?

– Och, nie – odparł proboszcz. – Lyle studiuje teraz w Oxfordzie i obawiam się, że jego zainteresowania nie są zbyt naukowe, prawdę mówiąc, sądząc po świadectwach, zdobywanie wiedzy zupełnie go nie interesuje.

– Jestem pewna, że Lyle będzie dobrym studentem, gdy jego nauka potrwa trochę dłużej – rzekła Ajanta.

Sposób, w jaki wyraźnie broniła brata, powiedział markizowi, że bardzo wiele dla niej znaczył.

Ajanta zaczęła podawać przygotowane przez siebie jedzenie całej rodzinie, zgromadzonej wokół stołu. Markiz zorientował się, że była to potrawka z królika, ugotowana – sądząc po zapachu – z ziołami, cebulą i świeżymi grzybami. Choć zjadł już poprzednio tyle, że nie miał wcale apetytu, poczuł nieomal żal, że nie skosztuje tego dania. Niemniej jednak popijał wolno jabłecznik i bawił się obserwowaniem tej swojskiej scenerii.

Zorientował się w pewnej chwili, że Darice spogląda na niego z takim samym podziwem jak Charis, i pomyślał, iż wygląda zupełnie jak biało – różowy aniołek, malowany przez Bouchera. Uśmiechnął się do niej przez stół, a ona spytała:

– Czy jest pan bardzo, bardzo bogaty?

– Nie powinnaś zadawać takich pytań – skarciła ją ostro Ajanta.

– Dlaczego nie? – spytał z przekorą markiz, i zwrócił się do Darice: – Dlaczego uważasz, że jestem bogaty?

– Bo ma pan cztery konie, a kupno i utrzymanie koni kosztuje bardzo, bardzo dużo.

Markiz zaśmiał się.

– To prawda, wiem to niestety z własnego doświadczenia.

– Obawiam się – powiedział pastor – że cała moja rodzina pragnie jeździć konno, ponieważ jednak stać nas tylko na jednego konia pod siodło i drugiego, który obwozi moją dwukółkę po parafii, muszą jeździć po kolei.

– A Darice oszukuje! – poinformowała go Charis – bo zawsze skłania Ajantę, by odstąpiła jej swoją kolejkę.

Darice spojrzała przez stół na siostrę, potem odezwała się cicho, wyglądając przy tym – zdaniem markiza – bardziej niż zwykle anielsko:

– To nie tylko nieuprzejmość z twej strony, lecz i donosicielstwo!

– Darice ma słuszność – powiedziała Ajanta – i nie chcemy znudzić pana Stowe'a rodzinnymi sprawami.

– Ależ mnie to interesuje – zaprotestował markiz. Zabrzmiało to, jak gdyby rzucał wyzwanie Ajancie, a dziewczyna spojrzała na niego w sposób, który sugerował, że jego wyzwanie zostało przyjęte, i odpowiedziała chłodno:

– Nie pojmuję, dlaczego.

– Bardzo dobrze, wyjaśnię to pani – odparł. – Nigdy w życiu, choć bardzo wiele podróżowałem i spotkałem wielu ludzi, nie natrafiłem na rodzinę składającą się z trzech kobiet tak zadziwiająco i uderzająco pięknych!

Kierując te słowa wprost do Ajanty zauważył w jej oczach najpierw zdumienie, a potem coś, co mogło być odczytane jedynie jako dezaprobata. Nie miała jednak szansy, by odpowiedzieć, gdyż Charis wydała okrzyk zadowolenia.

– Naprawdę tak pan uważa? – spytała. – Czy naprawdę sądzi pan, że jesteśmy ładniejsze od wszystkich kobiet, które pan widział?

– Dokładnie to właśnie mówiłem – odparł.

– Powiedziałam przedtem, że jest pan wspaniały! – ciągnęła Charis. – A teraz myślę, że jest pan najmilszym człowiekiem, jakiego spotkałam.

– Dosyć tego, Charis! – wtrąciła ostro Ajanta.

Mówiąc to wstała ze swego miejsca w końcu stołu, zabrała talerz swój i Darice, i odstawiła je na kredens. Potem, nie patrząc na markiza, wzięła ze stołu naczynie z potrawką. Miał wrażenie, że wychodząc zamiotła falbanami bawełnianej sukni w wymowny sposób, i bardzo go to rozbawiło.

ROZDZIAŁ 2

Pod koniec lunchu proboszcz uraczył markiza niezwykle ciekawym sprawozdaniem z książki na temat religii islamu, którą właśnie pisał.

– Chciałbym tylko, by w okolicy można było znaleźć opracowania, których potrzebuję – powiedział. – Pragnąłbym wybrać się do Oxfordu, ale obawiam się…

Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Ajanta przerwała:

– Papo, nie możemy tego…

Urwała, jak gdyby nagle uświadomiła sobie, że markiz, człowiek obcy, słucha rozmowy o ich sprawach osobistych, i powiedziała sztucznie opanowanym tonem:

– Porozmawiamy o tym później, papo.

– Tak, oczywiście – zgodził się ojciec, jak gdyby uświadomił sobie, że postąpił nietaktownie.

Ajanta zwróciła się do Charis.

– Pośpiesz się, Charis. Wiesz, że czeka cię dużo pracy w domu, zanim pani Jameson przyjdzie do ciebie o piątej.

Mówiąc to przenosiła resztki puddingu z syropem ze stołu na kredens. Spojrzała potem na ojca, wiedząc, że pragnie on kontynuować rozmowę, która w tej chwili skupiła się na temacie, pochłaniającym go bez reszty.

– Papo – powiedziała – myślę, że powinieneś przygotowywać się do pogrzebu. Miałeś czekać w drzwiach kościoła, gdy przyniosą trumnę.

– Tak, oczywiście. Masz zupełną rację, moja droga – zgodził się pastor.

Podniósł się zza stołu, a gdy markiz też powstał, wyciągnął do niego dłoń.

– Cieszę się bardzo, że pana spotkałem. Żałuję tylko, że nie możemy kontynuować tej interesującej rozmowy. Rzadko spotkać można dziś człowieka, który wie cokolwiek o Wschodzie i jego niezwykle skomplikowanych systemach religijnych.

– Mnie też ta rozmowa sprawiła przyjemność – odparł markiz.

Ajanta opuszczała właśnie jadalnię, ciągnąc za sobą opierającą się Charis, która spoglądała przez ramię na gościa. Gdy weszły do hallu, dziewczynie udało się uwolnić z uścisku siostry, zbliżyła się do markiza i powiedziała:

– Ma pan wspaniałe konie, panie Stowe!

– Właśnie myślałem, że pani na pewno je doceni – odparł z uśmiechem.

Charis wahała się przez chwilę. Potem dodała nieco zniżonym głosem:

– Napisałam poemat o koniu. Chciałby go pan mieć?

– To bardzo miło z pani strony.

Mówiąc te słowa spostrzegł, że Ajanta przysłuchuje się tej rozmowie z niezadowoleniem, i bawiło go drażnienie jej.

Charis wydała z siebie cichy krzyk zachwytu i zaczęła wbiegać po schodach najszybciej, jak mogła. Gdy tylko znalazła się poza zasięgiem głosu, Ajanta powiedziała do markiza ostrym tonem:

– Proszę, panie Stowe, niech pan nie zachęca Charis. Ma dopiero szesnaście lat i wyobraża sobie, że jest zakochana w każdym mężczyźnie, którego spotka.

– Czy to takie niepokojące? – spytał.

– Dla nas, tak – odparła z prostotą Ajanta. – Kiedy Charis traci głowę dla spotkanego przypadkiem mężczyzny, snuje się bez celu całymi dniami, nie przykłada się do nauki, krzywdząc tym rodzinę, która za nią płaci.