Выбрать главу

— Wiem, o co chcesz zapytać — przerwała mu Angua.

— Wiesz?

— Wiem, że o tym myślałeś. A ty wiedziałeś, że myślę, żeby pójść sobie…

— To było oczywiste, prawda?

— I odpowiedź brzmi: nie. Chciałabym, żeby mogła brzmieć: tak.

Marchewa osłupiał.

— Nigdy nie przyszło mi do głowy, że powiesz: nie. Znaczy, dlaczego niby?

— Na bogów, zadziwiasz mnie — powiedziała. — Naprawdę.

— Pomyślałem, że też będziesz miała ochotę — tłumaczył Marchewa. Westchnął. — Co tam… To nie takie ważne.

Angua poczuła się tak, jakby ktoś podciął jej nogi.

— Nieważne? — powtórzyła.

— No wiesz, owszem, byłoby miło, ale przecież nie będę się z tego powodu męczył po nocach.

— Nie?

— No nie. Oczywiście, że nie. Masz przecież inne zajęcia. Rozumiem. Myślałem tylko, że ci się spodoba. Ale sam się tym zajmę.

— Co? Jak chcesz…? — Angua urwała nagle. — O czym ty mówisz, Marchewa?

— O Muzeum Chleba Krasnoludów. Obiecałem siostrze pana Hopkinsona, że pomogę w porządkach. No wiesz, trzeba wszystko posortować. Nie powodzi jej się najlepiej i pomyślałem, że muzeum mogłoby na siebie zarabiać. Tak między nami, niektóre eksponaty powinny być lepiej prezentowane, ale niestety, stary Hopkinson nie lubił zmian. Jestem przekonany, że krasnoludy ustawiałyby się w kolejkach, gdyby tylko wiedziały o muzeum; wielu młodych powinno lepiej poznać swoje historyczne dziedzictwo. Wystarczy porządnie odkurzyć i parę razy machnąć pędzlem, a wszystko zacznie całkiem inaczej wyglądać, zwłaszcza starsze bochenki. Uznałem, że mogę na to poświęcić kilka wolnych dni. I myślałem, że poprawi ci to humor, ale rozumiem, że nie każdy interesuje się chlebem.

Angua patrzyła na niego. Było to spojrzenie, jakie Marchewa ściągał dość często. Badało wszystkie rysy jego twarzy, szukając najmniejszego znaku, że to żart. Długotrwały i wyrafinowany żart kosztem wszystkich. Każda cząstka jej ciała wiedziała, że nie może być inaczej — ale żaden ruch, żadne drgnienie tego nie potwierdzały.

— Tak — przyznała słabym głosem, wciąż obserwując jego twarz. — Myślę, że można z tego zrobić małą kopalnię złota.

— Muzea w dzisiejszych czasach muszą być o wiele ciekawsze. A wiesz, jest tam cały zbiór herbatników partyzanckich, nawet nieskatalogowanych. I kilka bardzo wczesnych przykładów precli obronnych.

— Coś podobnego. A może wymalujemy wielki szyld „Poznaj chleb krasnoludów”?

— Na krasnoludy to raczej nie podziała — stwierdził Marchewa, nieczuły na sarkazm. — Znajomość z chlebem krasnoludów jest zwykle krótka. Ale widzę, że pobudziło to twoją wyobraźnię.

Muszę odejść, myślała Angua, kiedy szli razem ulicą. Wcześniej czy później on zrozumie, że nic z tego nie będzie. Wilkołaki i ludzie… Oboje mamy zbyt wiele do stracenia. Wcześniej czy później będę musiała go zostawić.

Ale — po co myśleć o więcej niż jednym dniu naraz? — niech to będzie jutro.

— Chcesz te sukienki z powrotem? — spytała z tyłu Cheri.

— Może jedną czy dwie…