Выбрать главу

Za Fordem poruszały się jeszcze inne mgliste postacie, ale potem znikły i zostaliśmy sami.

– Jilly! – przemówił do mnie. Chciało mi się płakać z radości, że usłyszałam jego głos, ale nie czując własnego ciała, nie mogłam też sprawić, by wylewało łzy. Chętnie bym zapytała go, czy udało się wydobyć mój samochód z dna oceanu.

– Nie wiem, czy mnie słyszysz, kochanie – przemawiał do mnie Ford – ale mam nadzieję, że tak. Rozmawiałem z Kevinem i Gwen, poinformowałem ich, jak się czujesz. Przesyłają ci pozdrowienia i obiecują modlić się za ciebie. A teraz, Jilly, opowiedz mi, co cię gnębiło.

Ależ nic nigdy w życiu mnie nie gnębiło! Nie miałam żadnej pieprzonej depresji i nie wiem, co mu odbiło, żeby mnie o to pytać. Obtańcowałam Forda porządnie, ale on tego nie słyszał, bo słowa tylko kłębiły się pod moją czaszką, nie wydostając się na zewnątrz.

– Muszę dojść, co sprawiło, że zjechałaś z klifu prosto do morza. Trudno mi uwierzyć, że cierpiałaś na depresję. Przecież nie przejęłaś się zbytnio nawet wtedy w szkołę, kiedy Lester Haruey zerwał z tobą dla tej Susan z wielkimi cyckami. Pamiętam dobrze, powiedziałaś tylko, że ten głupi gówniarz niewart jest jednej łzy. Chyba że przez te pięć lat, kiedy byłaś z Paulem, a my nie widywaliśmy się tak często jak przedtem, coś się zmieniło. Kurczę blade, Jilly, co cię napadło?

Ford oparł czoło o moją rękę, chuchając na mnie ciepłym oddechem. Chciałam mu wytłumaczyć, że nie byłam w żadnej depresji. Pytał, co mnie napadło, więc usiłowałam go naprowadzić: „Lubisz seks, prawda? Ja się nigdy na to specjalnie nie napalałam, ale przeżyłam ostatnio coś cudownego!”

Ciekawe, czy moje usta przynajmniej układają się w kształt uśmiechu? Obawiam się, że nie. Ford oddycha tak miarowo… chyba zasnął. Ciekawe, dlaczego. Zaraz, coś mi majaczy, chyba ostatnio był chory, a może coś mu się stało…

Żebym tak mogła pogładzić go palcami po włosach! Ford zawsze miał piękne włosy, czarne i dłuższe, niż życzyliby sobie w FBI. Jednak najbardziej podobały mi się jego oczy, ciemno-błękitne, jak u mamy. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo mama umarła już dawno temu. W każdym razie miał oczy głębokie i łagodne, a czasem gorejące. Przez pewien czas chodził z kobietą, która miała na imię Dolores. Zawsze wyobrażałam ją sobie tańczącą flamenco. Ciekawe, czy było im dobrze w łóżku?

A jeśli już o tym mowa, to kogo dziś obchodzi, co ja myślę i czuję? Leżę tu, uwięziona we własnym ciele, a Paul jest wolny i swobodny, może robić, co chce. Ale nie, przecież nie boję się Paula! Najbardziej boję się Laury, bo wiem, do czego jest zdolna. Raz mnie już przecież zdradziła. Opętała mnie tak, że mało się przez nią nie zabiłam. Słuchaj, Ford, nie zniosłabym, gdyby ona wróciła, chybabym umarła!

Leżę tak, unosząc się nad własnym, bezwładnym ciałem i mimo wszystko nie przestaję myśleć o Laurze. Wciąż ta sama Laura, która mnie zdradziła, a teraz nie daje mi spokoju…

Po kilku godzinach snu obudziłem się przestraszony, bo poczułem na swoim ramieniu dotknięcie ręki pielęgniarki. Podniosłem głowę i prosto w jej twarz powiedziałem:

– To znowu ta Laura! Ona ją zdradziła! Uniosła w górę prawą brew, którą stanowiła cienka, czarna kreska.

– Laura? Jaka Laura? Dobrze się pan czuje? Spojrzałem na Jilly, która leżała cicho, tak blada, że aż przezroczysta.

– Dziękuję, nic mi nie jest – odpowiedziałem, ale zachodziłem w głowę, kim jest ta Laura. Podniosłem wzrok na pielęgniarkę i zauważyłem, że jest drobna jak ptaszek i ma miły, wręcz dziecinny głosik. Skinąłem jej głową i znów spojrzałem na Jilly, której rysy były słabo widoczne w mdłym świetle padającym z korytarza. Pewnie ktoś wszedł do pokoju i zobaczył, że przysnąłem u wezgłowia Jilly, więc zgasił lampę.

– Muszę ją teraz przewrócić na brzuch i wymasować plecy – objaśniła pielęgniarka. – Jeśli tego nie zrobię, szybko dostanie odleżyn.

Podczas gdy rozwiązywała tasiemki szpitalnej koszuli Jilly, wypytywałem ją:

– Proszę, niech siostra mi powie coś więcej na temat śpiączki. Lekarze już mi tłumaczyli, ale nie zrozumiałem dokładnie, czego można się spodziewać.

– A pamięta pan ten film ze Stevenem Seagalem? – przypomniała, wcierając gęsty, biały krem w łopatki i plecy Jilly. – Taki, w którym on spał przez siedem lat, a potem się obudził?

Przytaknąłem, bo Steven Seagal był idolem moich lat chłopięcych.

– Urosła mu długa broda i był osłabiony, więc musiał ćwiczyć, aby odzyskać siły – opowiadała dalej pielęgniarka. – Oczywiście, jak to w Hollywood, udało mu się i już po tygodniu był sprawny jak każdy z nas. W życiu jednak nie jest to takie proste. Zwykle, kiedy ktoś nie odzyskuje przytomności przez więcej niż kilka dni, to maleją szanse, że w ogóle ją odzyska, a jeśli nawet – to nie wiadomo, czy nie wystąpią poważne komplikacje. Nie chcę pana straszyć, ale w grę mogą wchodzić rozmaite urazy mózgu, a w ich efekcie upośledzenie umysłowe, niedowłady kończyn, utrata mowy lub coś jeszcze gorszego…

– W większości przypadków pacjenci wybudzają się szybko i wtedy na ogół wszystko jest w porządku. Gdyby pani Bartlett odzyskała przytomność, dajmy na to, za dzień lub dwa, rokowanie byłoby pomyślne, ale nie możemy wykluczać, że jednak doszło do uszkodzenia mózgu. Na razie snujemy tylko prognozy na podstawie danych statystycznych, ale każdy organizm jest inny. Trzeba się modlić i mieć nadzieję.

– U pani Bartlett badania nie wykazały poważniejszych uszkodzeń, a te, które stwierdzono, w ogóle nie powinny powodować śpiączki. Wynika stąd, że nie wiemy jeszcze wszystkiego. Przykro mi, panie MacDougal, ale nie potrafię powiedzieć panu nic więcej.

Dała mi i tak wystarczająco dużo do myślenia! Po chwili jednak znów zasnąłem z głową przytuloną do ręki Jilly. Przyśniła mi się Maggie Sheffield wykrzykująca, że Paul jest podłym draniem i trzeba go wypędzić z miasta.

5

Nazajutrz, kiedy o dziesiątej rano zajechałem pod numer dwunasty na Liverpool Street, zastałem tam już zaparkowany samochód Maggie Sheffield. Stał w tym samym miejscu co wczoraj, ale jej nie było w środku.

Niepostrzeżenie podkradłem się do salonu i usłyszałem stamtąd jej głos:

– Paul, po drodze do ciebie zadzwoniłam do szpitala. Pani Himmel powiedziała mi, że stan Jilly nie uległ zmianie i że Mac siedział przy niej przez całą noc.

Paul mruknął coś pod nosem.

– Widzę, że Mac poświęca jej więcej czasu niż ty. Jak to możliwe?

– Odpieprz się! Paul nie tyle poczuł się urażony jej pytaniem, ile był po prostu zmęczony ciągłym poruszaniem tego tematu. Nie dziwiłem się temu, bo gdyby zwróciła się w ten sposób do mnie, też miałbym ochotę nakłaść jej po ryju. Wkroczyłem do długiego i wąskiego salonu, biegnącego wzdłuż frontowej ściany domu, całej przeszklonej, z oknami wychodzącymi na ocean. Pozostałe ściany, podtrzymujące konstrukcję, pomalowano na biało. Podłoga była wyłożona kwadratowymi, białymi płytami, a meble, dla odmiany, utrzymano w kolorze czarnym. Całość jak z koszmarnego snu minimalistycznie nastawionego projektanta – żadnego akcentu stwarzającego przytulny, domowy nastrój: rozrzucone gazety, zdjęcia czy coś w tym rodzaju. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby ułożyć się tu wygodnie z książką czy obejrzeć mecz w telewizji!

Nawet obrazy reprezentowały wyłącznie sztukę abstrakcyjną i składały się z nieregularnych chlaśnięć farbą na płótnie, przeważnie czarną i białą. Wisiały na ścianie w równym szeregu jak żołnierze. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak ktokolwiek mógł wytrzymać w tak ascetycznym wnętrzu, a już zwłaszcza Jilly. Pamiętałem, że w młodości urządzała swój pokój w turkusowych błękitach, jaskrawych oranżach i zieleniach, wieszając na tym tle plakaty z gwiazdami punk rocka. Prawda, ludzie się zmieniają, ale żeby aż tak? Czułem w tym rękę Paula.